Młody mężczyzna opublikował w internecie filmy z Koziołkiem Matołkiem. Policja polska i amerykańska sprawnie przeprowadziły akcję namierzenia i zatrzymania złoczyńcy. Co jest najciekawsze? Dzięki temu zdarzeniu wiele osób przypomniało sobie o zapomnianym Koziołku
Gazeta.pl podała wczoraj informacje o absolutnie niezwykłej akcji policyjnej. Doprowadziła ona do zatrzymania Pawła S. z Tychów, który w internecie opublikował fragmenty dwóch pierwszych odcinków "Przygód Koziołka Matołka".
Wytwórnia filmów rysunkowych z Bielska-Białej zauważywszy filmy w sieci zawiadomiła prokuraturę. Polska policja zorientowała się, że filmy opublikowano na serwerze amerykańskim. Zwróciła się do policji amerykańskiej, a ta uzyskała adres IP komputera "złoczyńcy". Dzięki temu sporządzono akt oskarżenia i Pawłowi S. grozi do dwóch lat pozbawienia wolności lub grzywna. Z informacji Gazeta.pl wynika, że Paweł S. stanął przed sądem w Katowicach (zob. Gazeta.pl, Wrzucił do sieci kreskówkę z Koziołkiem Matołkiem. Śledczy szybko go namierzyli).
Gazeta.pl zauważyła, że polska Policja zareagowała wyjątkowo sprawnie, o wiele bardziej niż w przypadkach cięższych przestępstw. Nas to nie dziwi bo przecież wiemy, że policja jest ponadprzeciętnie zaangażowana w ściganie praw autorskich i dostaje za to łapów... wróć... nagrody od przemysłu rozrywkowego, czyli Złote Blachy.
Faszystów tak nie ścigają...
Warto zwrócić uwagę na coś innego - na sprawne współdziałanie policji polskiej i amerykańskiej, które również nie było tak dobre, jeśli chodzi o poważniejsze przestępstwa.
W roku 2009 serwis Wikileaks opublikował dokumenty dotyczące umorzenia śledztwa w sprawie Redwatch - faszystowskiego serwisu nawołującego do agresji wobec określonych osób. Wówczas policja amerykańska odmówiła współpracy twierdząc, że nie dokonano takich przestępstw, które by tego wymagały - zob. Redwatch: zobacz, dlaczego umorzono śledztwo.
Wniosek? Jeśli chcesz użyć amerykańskiego serwera do propagowania jakichś treści, lepiej niech będzie to nawoływanie do przemocy. Za Koziołka Matołka możesz szybko odpowiedzieć, a nakłanianie do przemocy mieści się w ramach wolności słowa (sic!).
W artykule Gazeta.pl jest jeszcze jedna ciekawa rzecz. Gazeta cytuje wypowiedzi prezesa bielskiego studia, który uważa, iż nie miało ono wyboru. Czyn Pawła S. jest określony jako "okradanie", czemu autorka tekstu w Gazecie przytakuje.
Kradzież? Nie, to nie kradzież
Pozwólcie, że wyrażę w tym miejscu swój własny pogląd, a nawet trzy poglądy.
Po pierwsze - nikt nikogo nie okradł. Doszło do naruszenia praw autorskich, to prawda. Naruszenie to jest kwalifikowane jako "publiczne udostępnienie utworu" i nie jest kradzieżą. Kradzież to zabieranie czegoś innej osobie w taki sposób, że ta osoba to traci. W wyniku działania Pawła S. bielska wytwórnia nie straciła filmów z Koziołkiem Matołkiem ani praw do nich.
Media powinny skończyć z nazywaniem naruszeń praw autorskich "kradzieżą", bo to po prostu nie jest kradzież. Tak samo sprawcy wypadku nie powinno nazywać się "mordercą". Generalnie nie powinniśmy określać jednego rodzaju naruszeń prawa mianem innych naruszeń.
Kto zapłaci za Koziołka
Po drugie - dzięki Pawłowi S. doszło do wypromowania Koziołka Matołka, o którym wiele osób już zapomniało. Być może po przeczytaniu tego tekstu kilka osób zajrzy na youtube by obejrzeć film z Koziołkiem, ale trudno uznać, aby czyn Pawła S. jakoś szczególnie uderzył w przychody bielskiego studia. Prawda jest taka, że wiele osób chętnie obejrzy Koziołka za darmo, ale nigdy za niego nie zapłaci.
Koziołek Matołek jako własność
Po trzecie - wytwórnia filmów w Bielsku Białej była przedsiębiorstwem państwowym, potem skomercjalizowanym. Rozwój tego przedsiębiorstwa był możliwy dzięki rozwojowi Telewizji Polskiej. Można śmiało powiedzieć, że cała "własność intelektualna" należąca dziś do określonego podmiotu, powstała dzięki zaangażowaniu instytucji publicznych PRL. Dziadek i ojciec Pawła S. mogli się na to składać, ale teraz Paweł S. odpowie za naruszenie "prywatnej" własności intelektualnej. Trochę to smutne.
Gazeta.pl podała wczoraj informacje o absolutnie niezwykłej akcji policyjnej. Doprowadziła ona do zatrzymania Pawła S. z Tychów, który w internecie opublikował fragmenty dwóch pierwszych odcinków "Przygód Koziołka Matołka".
Wytwórnia filmów rysunkowych z Bielska-Białej zauważywszy filmy w sieci zawiadomiła prokuraturę. Polska policja zorientowała się, że filmy opublikowano na serwerze amerykańskim. Zwróciła się do policji amerykańskiej, a ta uzyskała adres IP komputera "złoczyńcy". Dzięki temu sporządzono akt oskarżenia i Pawłowi S. grozi do dwóch lat pozbawienia wolności lub grzywna. Z informacji Gazeta.pl wynika, że Paweł S. stanął przed sądem w Katowicach (zob. Gazeta.pl, Wrzucił do sieci kreskówkę z Koziołkiem Matołkiem. Śledczy szybko go namierzyli).
Gazeta.pl zauważyła, że polska Policja zareagowała wyjątkowo sprawnie, o wiele bardziej niż w przypadkach cięższych przestępstw. Nas to nie dziwi bo przecież wiemy, że policja jest ponadprzeciętnie zaangażowana w ściganie praw autorskich i dostaje za to łapów... wróć... nagrody od przemysłu rozrywkowego, czyli Złote Blachy.
Faszystów tak nie ścigają...
Warto zwrócić uwagę na coś innego - na sprawne współdziałanie policji polskiej i amerykańskiej, które również nie było tak dobre, jeśli chodzi o poważniejsze przestępstwa.
W roku 2009 serwis Wikileaks opublikował dokumenty dotyczące umorzenia śledztwa w sprawie Redwatch - faszystowskiego serwisu nawołującego do agresji wobec określonych osób. Wówczas policja amerykańska odmówiła współpracy twierdząc, że nie dokonano takich przestępstw, które by tego wymagały - zob. Redwatch: zobacz, dlaczego umorzono śledztwo.
Wniosek? Jeśli chcesz użyć amerykańskiego serwera do propagowania jakichś treści, lepiej niech będzie to nawoływanie do przemocy. Za Koziołka Matołka możesz szybko odpowiedzieć, a nakłanianie do przemocy mieści się w ramach wolności słowa (sic!).
W artykule Gazeta.pl jest jeszcze jedna ciekawa rzecz. Gazeta cytuje wypowiedzi prezesa bielskiego studia, który uważa, iż nie miało ono wyboru. Czyn Pawła S. jest określony jako "okradanie", czemu autorka tekstu w Gazecie przytakuje.
Kradzież? Nie, to nie kradzież
Pozwólcie, że wyrażę w tym miejscu swój własny pogląd, a nawet trzy poglądy.
Po pierwsze - nikt nikogo nie okradł. Doszło do naruszenia praw autorskich, to prawda. Naruszenie to jest kwalifikowane jako "publiczne udostępnienie utworu" i nie jest kradzieżą. Kradzież to zabieranie czegoś innej osobie w taki sposób, że ta osoba to traci. W wyniku działania Pawła S. bielska wytwórnia nie straciła filmów z Koziołkiem Matołkiem ani praw do nich.
Media powinny skończyć z nazywaniem naruszeń praw autorskich "kradzieżą", bo to po prostu nie jest kradzież. Tak samo sprawcy wypadku nie powinno nazywać się "mordercą". Generalnie nie powinniśmy określać jednego rodzaju naruszeń prawa mianem innych naruszeń.
Kto zapłaci za Koziołka
Po drugie - dzięki Pawłowi S. doszło do wypromowania Koziołka Matołka, o którym wiele osób już zapomniało. Być może po przeczytaniu tego tekstu kilka osób zajrzy na youtube by obejrzeć film z Koziołkiem, ale trudno uznać, aby czyn Pawła S. jakoś szczególnie uderzył w przychody bielskiego studia. Prawda jest taka, że wiele osób chętnie obejrzy Koziołka za darmo, ale nigdy za niego nie zapłaci.
Koziołek Matołek jako własność
Po trzecie - wytwórnia filmów w Bielsku Białej była przedsiębiorstwem państwowym, potem skomercjalizowanym. Rozwój tego przedsiębiorstwa był możliwy dzięki rozwojowi Telewizji Polskiej. Można śmiało powiedzieć, że cała "własność intelektualna" należąca dziś do określonego podmiotu, powstała dzięki zaangażowaniu instytucji publicznych PRL. Dziadek i ojciec Pawła S. mogli się na to składać, ale teraz Paweł S. odpowie za naruszenie "prywatnej" własności intelektualnej. Trochę to smutne.
Kod:
http://di.com.pl/news/47774,0,Wrzucil_do_sieci_Koziolka_Matolka_Sily_policyjne_dwoch_krajow_namierzyly_go-Marcin_Maj.html
Zakładki