Kolejność prac przypadkowa.
Głosy użytkowników, którzy zarejestrowali się w grudniu 2012 i później nie są ważne.
Praca 1
Niczym w skorupie lodu zamknięty,
Tak jak Üller zaklęty w swym Juttenheimie,
Marzę by rozbić mur ten przeklęty,
Czekam dnia gdy wolność swą światu oznajmię,
Konając rozprawiam czy słuszne nadzieje,
Nie każdy doczekał wszak świtu po zmroku,
Nie każdy marynarz przeżyje zawieję,
Jak Baldur nie znalazł swego Ragnaroku,
Lodowa pustynia jak pustynia ludzi,
Samotność istnienia wkutego do łóżka,
To nie Królewna Śnieżka, jego nikt nie zbudzi,
Idzie sam pośród śniegu jak Moroz Dieduszka...
Tak jak Üller zaklęty w swym Juttenheimie,
Marzę by rozbić mur ten przeklęty,
Czekam dnia gdy wolność swą światu oznajmię,
Konając rozprawiam czy słuszne nadzieje,
Nie każdy doczekał wszak świtu po zmroku,
Nie każdy marynarz przeżyje zawieję,
Jak Baldur nie znalazł swego Ragnaroku,
Lodowa pustynia jak pustynia ludzi,
Samotność istnienia wkutego do łóżka,
To nie Królewna Śnieżka, jego nikt nie zbudzi,
Idzie sam pośród śniegu jak Moroz Dieduszka...
Na katorgę nas skazano bez sędziego
Szliśmy w dal smagani ostrym biczem kata
Na wskroś kraju okrutnego i obcego
Pod współczucia pełnymi spojrzeniami świata
Wędrowaliśmy zakuci w kajdany
Niewygodną nas ludnością określono
Charakter nasz przez wojnę poćwiartowany
Na tej ścieżce ostatecznie pognębiono
W Boże Narodzenie na postoju w drodze
Na szlaku wydeptanym przez naszych poprzedników
Czując, że już się ze swą śmiercią godzę
Zaprzestałem bezsensownych walk i krzyków
Zobaczyłem go gdy wchodził między śpiących
W białym płaszczu podbijanym gronostajem
Zamykał oczy więźniów dogorywających
I śpiewał im po cichu pieśni stare
Oddech brał od tych, którym tchu brakowało
Pochylając się nad każdym z szacunkiem
Pozostawiał za sobą potępione ciało
Dla którego śmierć jedynym była ratunkiem
Zwrócił ku mnie swe niewidzące oczy
Dziadek mróz, śmierci zimny posłaniec
W moją stronę nareszcie już kroczy
Słyszę na ziemi bosych stóp stąpanie
Położył mi swą zimną dłoń na twarzy
Kciukiem na spotkanie z Bogiem rozgrzeszył
I iskra, która się w ludzkim sercu żarzy
Zgasła nim się zdążyłem nią nacieszyć
Odszedł z nami król Syberii aby dalej
Ratować tych, w których mróz na szlaku godzi
A ja czuję się tak jak nikt wspaniale
Gdy wraz z dziadem na przechadzki mogę chodzić
Szliśmy w dal smagani ostrym biczem kata
Na wskroś kraju okrutnego i obcego
Pod współczucia pełnymi spojrzeniami świata
Wędrowaliśmy zakuci w kajdany
Niewygodną nas ludnością określono
Charakter nasz przez wojnę poćwiartowany
Na tej ścieżce ostatecznie pognębiono
W Boże Narodzenie na postoju w drodze
Na szlaku wydeptanym przez naszych poprzedników
Czując, że już się ze swą śmiercią godzę
Zaprzestałem bezsensownych walk i krzyków
Zobaczyłem go gdy wchodził między śpiących
W białym płaszczu podbijanym gronostajem
Zamykał oczy więźniów dogorywających
I śpiewał im po cichu pieśni stare
Oddech brał od tych, którym tchu brakowało
Pochylając się nad każdym z szacunkiem
Pozostawiał za sobą potępione ciało
Dla którego śmierć jedynym była ratunkiem
Zwrócił ku mnie swe niewidzące oczy
Dziadek mróz, śmierci zimny posłaniec
W moją stronę nareszcie już kroczy
Słyszę na ziemi bosych stóp stąpanie
Położył mi swą zimną dłoń na twarzy
Kciukiem na spotkanie z Bogiem rozgrzeszył
I iskra, która się w ludzkim sercu żarzy
Zgasła nim się zdążyłem nią nacieszyć
Odszedł z nami król Syberii aby dalej
Ratować tych, w których mróz na szlaku godzi
A ja czuję się tak jak nikt wspaniale
Gdy wraz z dziadem na przechadzki mogę chodzić
Zakładki