"Najlepszy trip ever"
Jarek jest, a właściwie był studentem na trzecim roku. Wiadomo jak to ze studentami jest, wakacje zaczynają się nieszablonowo, szczególnie na ostatnich latach. Tak też było w tym przypadku, wszystkie egzaminy zaliczone, pozostała tylko obrona, ale wakacje można uznać za otwarte - w maju. To oczywiście ostatnie wakacje znajomych ze studiów, więc wszyscy dużo wcześniej zaplanowali, że na początku wakacji wybiorą się na kilka dni nad morze, chętnych na tę wycieczkę było dużo.
Piątek rano, dokładnie godzina 8:00. Jarek wstaje, "ogarnia się", je śniadanie i pakuje ostatnie przedmioty do torby, a następnie wychodzi na pociąg. Umówił się on z Markiem i Przemkiem, że razem pojadą samochodem, ale musi tylko dojechać do drugiego miasta, w którym ta dwójka będzie na niego czekać. Na dworcu Jarek kupuje bilet, do odjazdu pociągu zostało niecałe 20 minut, a kasjerka z niewiadomych przyczyn nie potrafiła zsumować ceny dwóch biletów przy pomocy kalkulatora, a zamiast tego dodawała dwie liczby w słupku. Pani kilka wiosen już przeżyła, to było widać i dało się też odczuć przez czas jaki potrzebowała na wykonanie tego prostego rachunku. W końcu udało się! Kasjerka przebrnęła przez pierwszy etap konkursu matematycznego i burknęła z okienka:
-To bedzie jedenaście dwajścia dwa. - nie ma tutaj błędu, zapis w 100% fonetyczny.
-Mam całe 20zł i nic drobnych niestety - odpowiedział, po czym dał banknot.
- Łojezu... - niezbyt szczęśliwie odpowiedziała kasjerka.
Drugi etap konkursu matematycznego, tym razem Pani kasjerka z potem czoła zapisuje twardo na kartce 20 - 11,22. Coś mówi pod nosem, coś zapisuje, coś ma w pamięci, coś dodaje i szybciej niż w poprzednim przypadku wydaje reszte. 6,78 zł. Jarek bierze pieniądze i wychodzi, ale nie żeby nie ufa zdolnościom rachunkowym kasjerki, wyciąga telefon i na kalkulatorze przelicza jeszcze raz resztę. Rzeczywiście nie zgadza się! Do pociągu już tylko 10 minut, a Jarek został okantowany na 2 zł. Niby nic, niby mógł odpuścić, ale przecież w następnym mieście chciał kupić sobie drożdżówkę na drogę. Kasjerka źle wydając resztę pozbawiłaby Jarka posiłku, a jako że Jarek ostatnio ma bzika na punkcie siłowni to wie, że każdy posiłek jest ważny i głodnym nie wolno być. Ruszył szybko do kasy i informuje Panią o całej sytuacji:
-Przepraszam, ale Pani mi wydała źle resztę, brakuje dwóch złotych. - powiedział Jarek.
-Jak to, pomyliłam się? Nie... to chyba niemożliwe, zaraz sprawdzę jeszcze raz - z niedowierzaniem odpowiedziała kasjerka i szybko wzięła do ręki ołówek.
-Niech już Pani tam nie liczy tylko patrzy tutaj na kalkulator, zaraz pociąg odjeżdża, a 2zł się nie zgadza. 20 zł - 11,22zł to się równa 8,78zł, a nie 6,78zł. - już lekko zdenerwowany, odpowiedział Jarek.
-Oj rzeczywiście, bardzo Pana przepraszam - ze skruchą odpowiedziała i szybko oddała brakującą kwotę.
Jarek uradowany biegnie szybko na odpowiedni peron. Pociąg był już na miejscu i gdyby kasjerka pokusiła się o dalszą burzę mózgów, prawdopodobnie by nie zdążył. Ranny pociąg w piątek, dla większości to ciągle rok szkolny więc przedziały puste. Jarek bez problemu zajmuje miejsce i pisze do chłopaków, że za około 20 minut będzie na miejscu.
Podróż umilona widokami zza okna przebiegła szybko. Po wyjściu z pociągu Jarek udał się do najbliższego "spożywczaka", w którym kupił przepyszną i tanią drożdżówkę z budyniem. Aby zbyt szybko nie została zjedzona postanowił, że włoży ją do torby. Czynność niby prosta, ale jednak taka nie jest. Torba zapakowana po same brzegi, a drożdżówka była już ostatecznym elementem, który przesądził, że będą problemy z jej zapięciem. Rzeczywiście tak było... zamki nie wytrzymały i pękły.
-No pięknie, jeszcze tego mi brakowało - pomyślał Jarek i zaczął zbierać rzeczy, które wystrzeliły z torby niczym korek z szampana.
-O szefie, widzę awaria - dobiegł niezbyt wyraźny głos zza pleców Jarka.
Jarek obrócił się i dostrzegł, że całej sytuacji przyglądał się amator tanich napojów wyskokowych, a po jego wyglądzie dało się łatwo rozpoznać, że na tej stacji zdarzało mu się nawet przespać. Przysłowiowy żul niczym sęp nad konającą ofiarą szybciutko i po cichu podbiegł do Jarka, mimo że do pomocy się zbytnio nie palił.
-No torba puściła bo lekko ją przepakowałem - powiedział Jarek.
-A no dzisiej to robią takie szajsy nie? - błyskotliwie odpowiedział żul.
-Przepraszam, ale śpieszę się, zbieram rzeczy i spadam.
-Oj szefie, czekej czekej to ja pomogie.
-Nie trzeba, już wszystko mam i idę. - Jarek wyczuł, że wdanie się w dłuższą rozmowę z tym Panem, nie będzie łatwe do zakończenia.
-No szefie, a poratujesz może 50 groszy co? Do piwka mi brakuje, a suszy trochę, wiesz jak to jest nie? - powiedział żul, uśmiechając się szczerze.
-Panie, studentem jestem nie mam pieniędzy. - powiedział Jarek i powoli zaczął się oddalać.
-A no to dobra nie zatrzymuje, wy studenty to biedne ciągle chodzicie. - smutnie odpowiedział i odpuścił. Widocznie Jarek nie był pierwszym studentem, który odmówił bezzwrotnej pożyczki na piwo.
Z uśmiechem na twarzy Jarek szybko oddalił się i udał się do miejsca spotkania z kolegami. Na miejscu Marek i Przemek mieli dla niego niezbyt dobrą nowinę.
-Ty, czaisz jakie jaja? -powiedział Marek.
-No co jest? - pyta Jarek.
-Czaisz, że tylko my sami tam będziemy? -mówi Przemek.
-No co ty dajesz, jak to tak? Co z resztą? - pyta zdziwiony Jarek.
-No jeden wkręca, że pracę ma, drugi że się rozchorował, a reszta po prostu nie przyjechała - mówi Marek.
-Kit z nimi, sami też damy radę. - z tonem podnoszącym resztę kompanów na duchu, mówi Jarek i wsiada do auta.
Podróż przebiega pomyślnie, docierają do Koszalina i postanawiają zrobić zakupy na najbliższy wieczór. Wchodzą do supermarketu i kierują się do stoiska z alkoholami, jako że był praktycznie na samym początku. Wybierają trunki, następnie coś do jedzenia, podchodzą do kasy i wychodzą. Nagle słyszą pisk. Za Przemkiem zapikała bramka. Podchodzi do niego ochroniarz z bardzo poważną miną.
-Towar na stolik i paragon poproszę! - powiedział stanowczo ochroniarz.
-Proszę bardzo, za wszystko zapłaciłem przecież... - lekko przestraszony, odpowiedział Przemek.
-No to się okaże. - odpowiedział ochroniarz. Widać było, że w jednym momencie przypomniały mu się wszystkie seriale kryminalne jakie do tej pory zdołał obejrzeć i zaczął przeglądać towary oraz rachunek.
-Hmm, wszystko zapłacone, przejdź jeszcze raz przez bramkę. -ponownie powiedział ochroniarz.
Przemek cofnął się, ale bramka znowu zaczęła piszczeć.
-Proszę za mną do pokoju!
-Po co, przecież nic nie mam, nawet kieszeni tu nie mam! - lekko poirytowany całą sytuacją, odpowiedział Przemek, ale mimo to poszedł za ochroniarzem.
W owym pokoju spędził kilka minut. Z tego co opowiadał miał się rozebrać do samych bokserek. Ochroniarz zdziwiony nic nie znalazł (nawet nie miał co znaleźć, skoro Przemek i tak nic nie ukradł) wypuścił go z pokoju i wspólnie doszli do wniosku, że to może jego nowa bluzka powoduje problemy bo podobno dzień wcześniej ją kupił. Ochroniarz nie miał wyjścia i puścił go. Logiczne jest, że bluzki nie mógł ukraść z marketu, skoro w niej do niego wszedł.
Mimo tej przygody cała trójka dotarła do Mielna. Tam los się do nich uśmiechnął, ponieważ akurat ktoś wyjeżdżał z parkingu pod urzędem miasta i mogli za darmo zaparkować w bezpiecznym miejscu.
-To co, przydało by się jakiś nocleg poszukać nie? -zapytał Marek.
-No dobrze by było. - odpowiedział z uśmiechem Przemek.
Ekipa zostawiła bagaże w aucie i udała się w poszukiwaniu taniego i dobrego noclegu. W kilku miejscach wszystkie pokoje okazały się zajęte lub do wynajęcia dopiero od czerwca. W pewnym momencie przechodzili obok całkiem sporego, nowo wybudowanego apartamentowca i Jarek dostrzegł na podwórku śliczną dziewczynę.
-Patrzcie jaka fajna laska! - powiedział Jarek.
-Ciekawe czy tu mieszka, czy pracuje. -odpowiedział Przemek.
-W sumie możemy tutaj zerknąć, może mają pokoje to się z koleżanką zapoznamy lepiej. - zaproponował Marek, a w jego oczach było widać iskierki.
-Co ty, patrz jaki apartament, tu to pewnie drogo jest - powiedział Przemek.
-E tam gadasz, pozory mylą, może będzie tanio - odpowiedział Jarek, przekonany pomysłem Marka o poznaniu tej dziewczyny.
Po wejściu do środka ich oczom ukazał się schludny hol, ale nikogo na recepcji. To była świetna okazja by chłopacy pobawili się dzwonkiem stojącym na wysokim biurku. Po chwili czekania przyszła kobieta, która okazała się właścicielką tego domu wypoczynkowego. Ceny okazały się równie bardzo atrakcyjne, jak sugerował Jarek, ale brakowało jednego pokoju trzyosobowego, w zamian dostali dwa pokoje dwuosobowe po tej samej cenie. Uradowani zapłacili i ruszyli do auta po bagaże. Gdy wrócili zobaczyli swój wabik, którym była ta nieznajoma dziewczyna, która wsiada do auta razem ze swoim chłopakiem i odjeżdża. Jak dowiedzieli się od właścicielki pracowała tutaj i piątek był akurat jej ostatnim dniem pracy. Nic nie szkodzi pomyśleli i ruszyli pozwiedzać Mielno.
Zbliżał się wieczór. Podczas zwiedzania ekipa odkryła kilka miejsc, w których młodzi i przystojni mogliby się pobawić. W pokoju zaspokoili głód, Jarek skonsumował drożdżówkę (postanowił zostawić ją na sam koniec, jako nagroda za wytrwałość), Marek objadał się słodyczami, a Przemek męczył się z chlebem i pomidorem. Wybiła godzina 21, czas przebrać się i przyszykować na podbój dyskotek w Mielnie. Po wstępnych oględzinach wyglądu zewnętrznego każdego z towarzyszy, jednomyślnie stwierdzili, że czas opuścić dom i odwiedzić najbliższą dyskotekę. Docierając na miejsce zdziwili się.
-Ty, co jest, zamknięte. - mówi Jarek, chwytając za klamkę.
-No jak, a która jest godzina? - pyta Marek.
-No 21, a masz napisane, że otwarte od 20. - nerwowo odpowiada Przemek.
-Ty łosiu czytać umiesz? Patrz co jest niżej napisane! - wyzywając Przemka mówi Marek.
-No zapraszamy codziennie od 20, co Ty, ślepy? - ripostuje Przemek.
-No, a niżej od czerwca do sierpnia to nie widzisz? - przedrzeźniając Przemka, odpowiada Marek.
-O żesz ty faktycznie, tego nie widziałem! - mówi z niedowierzaniem Przemek.
-Dobra, Panowie, pierwsze śliwki robaczywki. Tu i tak jakoś lipnie to wszystko wygląda, idziemy dalej. - powiedział Jarek i poszli do następnego klubu.
Kolejny klub, kolejne zdziwienie:
-No co jest, tu też zamknięte? - mówi Marek.
-Tu nic nie jest napisane, że od czerwca, czy może ja rzeczywiście ślepy jestem? - pyta Przemek.
-Nie no nic nie ma - uspokajając Przemka, odpowiada Jarek.
-Senso senso, a bezsenso
1... - powiedział Marek, a reszta dziwnie spojrzała się na niego.
-Patrz, jakieś laski tam idą, może też na jakieś balety - powiedział Jarek.
-Ej dziewczyny, gdzie tu się można dzisiaj pobawić? - krzyknął Marek
-W Mielnie to nigdzie, wszystko zamknięte, my na Koszalin wbijamy. - odpowiedziała jedna z dziewczyn.
-No masz, tu wszystko zamknięte... - zdegustowanie odpowiedział Przemek.
-Wbijamy też do Koszalina? - zapytał Jarek.
-No chyba, nie? - odpowiedział Marek.
Bez zastanowienia chłopaki dołączyli do dziewczyn, używając pretekstu do zapoznania się jako, że są turystami i nie wiedzą co i jak w Mielnie. Dziewczyny wytłumaczyły jak dotrzeć do Koszalina, ale widać było, że nie są zainteresowane znajomością.
[p]Po dotarciu do Koszalina busem, wysiedli w obcym mieście i ruszyli w odwrotną stronę niż dziewczyny. Przecież faceci, którzy zostali "olani" nie mogą bawić się w tym samym klubie, co dziewczyny, które ich "olały". To spowodowałoby, że w klubie powstałaby nieprzyjemna i krepująca atmosfera - no przynajmniej dla chłopaków. Pytając przechodniów gdzie najbliżej jest jakaś dyskoteka, mimo wskazówek postanowili skorzystać z nawigacji w telefonie Jarka i dotarli na miejsce. Jak się okazało klub był rzeczywiście czynny, nawet ludzi do niego też sporo wchodziło, ale wejście kosztowało 20zł. Cena dosyć wygórowana i zaburzyła budżet każdego z uczestników tej wycieczki, ale zapłacili i bawili się. Co prawda na miejscu byli o 23, a impreza rozkręciła się o 1 w nocy, to o 4 zmęczeni koledzy postanowili wrócić do Mielna.
-Ej, o której mamy busa do Mielna? - zapytał Jarek.
-Nie wiem, nie sprawdzałem. - powiedział Marek.
-Zobaczymy na rozkładzie tam gdzie wysiadaliśmy. - zaproponował Przemek.
Na miejscu zdziwili się, bo najbliższy bus odjeżdżał o 6. Pozostało im 1,5h czekania do najbliższego busa.
-Może taksówką polecimy co? Zrzucimy się w 3 to tak drogo nie będzie. - zaproponował Przemek.
-Nie no stary, ile ja tu kasy już wydałem, jeszcze taksówka? Wolę poczekać. - powiedział Jarek.
-Ja to bym wolał już wrócić do Mielna, ale z drugiej strony też mi szkoda kasy. - odpowiedział Marek.
-No to chodźcie się chociaż popytamy i wtedy zadecydujemy... - powiedział Przemek.
Na parkingu stało około 12 taksówek, każdy z nich chciał więcej od poprzedniego, aż ostatni taksówkarz powiedział, że przewiezie chłopaków za 40zł na sam początek Mielna. Pod presją zmęczenia wszyscy zgodzili się i jak się okazało, początek Mielna według taksówkarza był praktycznie pod noclegiem chłopaków. Zapłacili mu drobnymi, prawdopodobnie oszukując go o kilkadziesiąt groszy, ale są na miejscu. Po wejściu do pokoju kolejne zdziwienie. Wszędzie mrówki! Nie wiadomo jakim cudem się one tam dostały, ale były dosłownie wszędzie. Na jedzeniu, na łóżku, a nawet spacerowały nieprzejęte po dywanie. Po determinacji szkodników metodą "z kapcia", każdy z nich wziął prysznic i położył się spać. Przemek i Marek w jednym pokoju, Jarek osobno w drugim. Jakby przygoda z klubami i mrówki w pokoju były niewystarczającym zawodem, prysznice również działały dosyć nietypowo. Mimo, że kabina była zamknięta, na kafelki wylewała się woda, a ciśnienie wody z prysznica nie było zbyt duże. Z mokrymi włosami, zmęczeni o prawie 5 nad ranem ostateczny przegląd programów w TV. Do Jarka zadzwonił telefon.
-Ej stary, weź zobacz ile masz kanałów w TV. Najpierw szybko walnij w ścianę to zacznę słuchać, a potem powoli ile masz kanałów. Ok? - zapytał przez telefon Marek.
-No dobra, to zaraz będę pukał. - odpowiedział Jarek.
Misja łatwa i przyjemna, Jarek zabrał się do sprawdzenia ilości kanałów. Wciska 1 na pilocie - szum, 2 - szum, 3 - zaśnieżony TVN, 4 - TVP INFO nawet w dobrej jakości, 5 i dalej kompletnie nic. Jarek uderzył dwa razy w ścianę i po chwili dostał SMS-a o treści: "To lepiej niż u nas, my tylko TVP Info mamy :D ".
Zmęczeni zasnęli. Budząc się rano, postanowili zjeść śniadanie, ale gdy dowiedzieli się, że do ich dyspozycji aktualnie jest tylko mikrofalówka, bo kuchenka i czajniki elektryczne są w trakcie wymiany, zdenerwowali się.
-Wracamy? - zapytał Przemek.
-Idź mi z takim tym, lipa to morze. Zimno, nie ma gdzie się bawić, mrówki, rozwalony prysznic i teraz to. Jestem za powrotem - powiedział Jarek.
-No to trzy razy TAK - zażartował Marek.
Chłopcy przedstawili sytuację i niezadowoleni z lokalu wymeldowali się, odzyskali resztę kwoty za pobyt i wrócili do domu. Jaki wniosek płynie z tego opowiadania? Jak się bawić nad morzem, to tylko w sezonie i nie spontanicznie.
1. Senso - nazwa klubu.
Zakładki