Reklama
Pokazuje wyniki od 1 do 11 z 11

Temat: [opowiadanie]Brudnopis

  1. #1
    Avatar dhae
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Łódź
    Posty
    544
    Siła reputacji
    17

    Domyślny [opowiadanie]Brudnopis

    Cześć, od jakiegoś czasu skrobię w zeszycie i postanowiłem zamieścić tutaj mały fragment owocu moich starań.
    Proszę o poprawianie wszelkich błędów i konstruktywną krytykę, z góry dzięki.

    Szachy

    Łódź, mieszkam tu od urodzenia.
    Trzecie co do wielkości miasto w Polsce, strasznie tłoczno, ludzie ciągle zabiegani, nie mają na nic czasu, a ci co mają nie potrafią z niego korzystać.
    - Co by tu jeszcze napisać? Trochę mało jak na pierwszą ‘notkę’ – pomyślałem sobie sięgając po filiżankę gorącej kawy.
    W zasadzie to część zdania dotycząca czasu perfekcyjnie opisuje moją sytuację na tę chwilę…
    Czy jestem hipokrytą? Cóż, w zasadzie to każdy jest, ale ja przynajmniej zdaję sobie sprawę z tego kim jestem w przeciwieństwie do większości społeczeństwa.
    Tak… ale czy to czyni mnie lepszym? A jeśli nawet to według jakiej miary?
    Na pewno nie ludzkiej – ta bywa nader często niesprawiedliwa i zakłamana.
    Cholera, jutro znów jakiś nudny wykład - nie neguję wiedzy ani kompetencji wykładowców.
    Nie, broń Boże!
    Pewnie niejeden student stwierdzi, że odpowiada mu opcja odbębnienia sześciu godzin dziennie przez pięć lat, by uzyskać papierek – zwłaszcza, że miał ciężką noc i musi się porządnie wyspać.
    Miejsca w aulach może nie należą do najwygodniejszych, ale jeśli oczy same się zamykają to nawet królewskie wygody tracą na swej wielkości.
    Może starczy na dzisiaj? – pomyślałem sobie.
    W sumie to nie jestem przekonany co do pomysłu prowadzenia pamiętników, jakoś nigdy nie miałem głowy do pisania, a może czasu? – zaśmiałem się pod nosem.
    Odsunąłem delikatnie fotel biurowy tapicerowany skórą licową w kolorze czarnym od sosnowego biurka narożnego, na którym znajdowały się jakieś książki o dalekich podróżach w nieznane krainy i dawno zapomniane cywilizacje, biografie ulubionych pisarzy w pięknych, kunsztownie ilustrowanych, twardych okładkach, biała filiżanka z grubej porcelany wypełniona w jednej trzeciej gorącą espresso o głębokim kolorze toffi, a obok zamknięty zeszyt na którym spoczywała jeszcze młoda dłoń.
    Wstałem, przeciągnąłem się, zgasiłem lampkę i stwierdziłem, że chyba pora położyć się spać - była trzecia rano, z półzamkniętymi oczyma podążałem przez pokój wzdłuż ściany z ręką wyciągniętą przed siebie na wysokości twarzy by w razie jakiegoś niezgrabnego kroku szybko wymacać punkt podparcia.
    Na całe szczęście dotarłem na miejsce spoczynku bez szwanku i rzuciłem się na łóżko zasypiając jak niemowlę.

    Siódma trzydzieści trzy, obudzony przez znienawidzony, trzyletni budzik.
    Znów to nieprzyjemnie uczucie człowieka przegranego we własnych oczach, ale za to lubianego w otoczeniu, w którym żyje – a może na odwrót?
    Całe życie myślałem, że roluję światem, a to świat roluje mną będąc w stanie wskazującym.
    W głowie słyszę jeszcze to pieprzone ‘ti-dik, ti-dik, ti-dik, ti-dik’.
    Powoli, jakby od niechcenia otwieram zmrużone powieki i mym oczom ukazuje się widok lekko nieuporządkowanego pokoju.
    Wstać albo nie wstać? – oto jest pytanie.
    Pytanie, które pojawia się w mojej głowie przez siedem dni w tygodniu, a nim zdążę udzielić na nie odpowiedzi to widzę przed sobą odbicie lustrzane własnej zaspanej mordy.
    Wory pod oczami, włosy zwichrzone jakby po głowie przeszedł huragan Katrina, pysk nieogolony, po prostu obraz nędzy i rozpaczy.
    Wyciągam lewą rękę desperacko szukając tego małego sadysty, który raczył wyrwać mnie z błogiego snu.
    Tak! Mam! Teraz zamilkniesz na kolejne dwadzieścia cztery godziny. – pomyślałem uderzając otwartą dłonią w mego wroga, który niejednokrotnie okazał się być przyjacielem.
    Tym sposobem zafundowałem sobie kolejne pięć godzin w objęciach Morfeusza.
    Kiedy nadeszła ta pora - pora by wstać i w końcu zrobić coś ze sobą była już za kwadrans trzynasta.
    Podniosłem się z łóżka, wycelowałem prawą stopą w pantofla, następnie lewą, moje działanie zostało zaplanowane, cała operacja założenia domowego obuwia.
    Wszystko po to, by przez przypadek nie wstać lewą nogą, głupie przesądy.
    Oczywiście odbył się ten sam rytuał co zawsze, mianowicie okupacja łazienki, by potem ruszyć szturmem na kuchnię, wziąć kilku zakładników w postaci kanapek i całą akcję zwieńczyć defiladą przez pokój prosto do biurka, na którym spoczywał laptop.
    Uruchomiłem niewielkie, zamykane urządzenie, na ekranie pojawił się napis ‘logowanie… proszę czekać’.
    W tym czasie poszedłem do kuchni zaparzyć herbatę.
    Gdy wróciłem wszystko było już gotowe, kolorowe ikony na pulpicie, a w tle tapeta przedstawiająca akację na sawannie podczas złoto-żółto-pomarańczowego zachodu słońca.
    Postawiłem ceramiczny kubek na blacie i usiadłem w wygodnym fotelu, następnie chwyciłem mysz i podłączyłem do komputera.
    Zawsze w pierwszej kolejności włączam muzykę, oczywiście lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, a jeśli chodzi o gatunek to naprawdę zróżnicowany od Bee Gees, Alphaville i Abby aż po Boston, Guns’N’Roses i Pink Floyd’ów.
    Tym razem Toto - Africa, uwielbiam ten kawałek, jest taki przyjemny dla ucha, odruchowo zaczynam śpiewać razem z Bobby’m.
    Uruchamiam gadu-gadu, nikt nie pisał, całe szczęście, z czystym sumieniem mogę zająć się swoimi sprawami.
    Udawanie, że człowiek przejmuje się cudzymi problemami potrafi być w istocie męczące.
    Po co w ogóle gadać o takich rzeczach? Nie lepiej pośmiać się i pożartować?
    Każdy ma własne ambarasy i gwarantuję, że często jest ich wręcz za dużo, nie potrzebuję dodatkowych.
    Skoro już o tym mowa to zdaje się, że właśnie powinienem być na ćwiczeniach z matematyki. – pomyślałem.
    No cóż, i tak pozaliczam te jakże trudne i wymagające ponadprzeciętnej wiedzy egzaminy w formie prawda-fałsz.
    Klikam na czerwoną ikonę przeglądarki internetowej.
    Hmm, co my tu mamy… Youtube, forum dla wierszokletów.
    Internet jest coraz bardziej zaśmiecony, nie można niczego znaleźć, same głupoty, zero wartościowych informacji. – powiedziałem pod nosem.
    Scorpions – Wind of change, no, media player zapuszcza dzisiaj same miody.
    Nagle usłyszałem ten irytujący dźwięk. – o nie, tylko nie to!
    Spojrzałem w prawy, dolny róg ekranu. – tak, niestety… Bizoń przysyła wiadomość.
    Z lękiem w oczach kieruję kursor myszy na migoczący dymek. – a może by tak udawać, że mnie nie ma?
    Nie, to jest Bizoń, synonim pojętności.
    Tak niewiele brakowało, wszystko zdawało się być dopięte na ostatni guzik, od niebiańskiego spokoju dzielił mnie zaledwie mały kroczek, ale jak to zwykle bywa jedno niedociągnięcie, jeden błąd i cały misterny plan szlag trafił.
    Wystarczyło zmienić ten cholerny status z ‘dostępny’ na ‘niewidoczny’.
    W ogóle po co włączyłem to ustrojstwo? No tak… ciekawość… jak to się mówi albo raczej jak niektórzy zwykli powtarzać głupie powiedzonka, które są tak skonstruowane, że pasują do dziewięćdziesięciu procent sytuacji – pierwszy stopień do piekła.
    Palec wskazujący prawej ręki uzyskał zgodę na wykonanie wyroku, decyzja zapadła.
    Ukazuje się okienko na środku pulpitu.
    Siedem minut po godzinie trzynastej.
    - Siema!
    Czemu nie było cię na wykładach?
    Wiesz, że masz już trzecią nieobecność na ćwiczeniach z majzy?
    Będziesz musiał odrabiać.
    Obie dłonie skierowałem w stronę klawiatury, lewa rozpoczęła taniec na czarnej scenie nieśmiało zapraszając siostrę bliźniaczkę.
    - Cześć, tak, zdaję sobie z tego sprawę.
    W ogóle to kiedy ona przyjmuje na konsultacje?
    Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, miałem nawet wrażenie, że została przygotowana nim cokolwiek zdążyłem napisać.
    - W środę na Matejki, sala trzysta trzy.
    Stary, wychodzimy dziś?
    Jutro mamy wyłącznie wykład z tym dziadkiem od psychologii, możemy sobie darować.
    Tylko jedna myśl przyszła mi do głowy, a precyzując było to pytanie. – Drogie panie, zatańczymy?
    - No nie wiem, dzisiaj?
    W środę?
    Rozmawiamy o czymś konkretnym?
    Znów był niesamowicie szybki, doskonale wiem czego się spodziewać po tym człowieku, a mimo tego ciągle potrafi mnie zaskoczyć.
    - Czwartek k woli ścisłości, drogi panie.
    Zatem słuchaj, a raczej czytaj…
    Mam wolną chatę i same smaczne rzeczy, nawet coś to picia by się znalazło.
    Wpadnij na dwudziestą pierwszą, Koksu też będzie.
    Kusząca oferta, nawet bardzo, ale obecnie powinienem wybić sobie nocne harce z głowy.
    Chwyciłem kubek by wziąć łyk herbaty. – idealna, mam złotą zasadę podczas przyrządzania tego napoju, bez względu na gatunek słodzę trzy i pół łyżeczki i wkrawam plasterek świeżej cytryny.
    - Przykro mi, nie dam rady, jutro bardzo chętnie gdzieś wyskoczę.
    - No co ty, będzie zajebiście, później wyjdziemy na miasto, jakiś spontan, zabawa gwarantowana.
    - Nie ma szans, wybacz.
    - Okej, jak sobie życzysz, nie będę cię przymuszać, ale możesz zacząć już żałować, z resztą odezwę się wieczorem na wszelki wypadek, gdybyś zmienił zdanie.
    - Spoko, narazie.
    - Cze.
    Dwa kliknięcia myszką i z powrotem staję się nieosiągalny dla wszystkich śmiertelników lub przynajmniej mogę udawać, że tak jest.
    Nagle poczułem burczenie w brzuchu.
    Chyba pora coś przekąsić. – i zaczyna się dylemat.
    W tle słychać Lady Pank – Titanic.
    Ser jest dosyć suchy, w szynce natomiast jest tyle wody, że dosłownie rozpływa się w ustach…
    A metka… metka jest wyborna.
    Sięgam po kanapkę z szynką i biorę kęsa, brzuch zaczyna grać hejnał.
    Kolejność nie jest tutaj przypadkowa, najlepsze zostawiam zawsze na koniec, ale początek nie może być kiepski, musi być co najmniej do przełknięcia. – taka rozgrzewka przed walką, po której nadchodzi chwila odprężenia.
    Odświeżam forum dla pisarzy, jestem twórcą tematu na tej stronie, codziennie patrzę czy nie pojawiło się coś nowego. – niektórzy ludzie potrafią zainspirować, ale tych jest zaledwie garstka.
    No proszę, jakiś facet naskrobał coś w kajeciku.

    Ktoś podnosi kurtynę mieniącą się czterema kolorami
    Lecz nie wiem jakimi
    Lada chwila rozpocznie się przedstawienie
    Sztuka skądinąd niebanalna - o jajku
    Aktorzy nieświadomi swych ról wkraczają chwiejnym krokiem na scenę
    Ktoś upada
    Nikt nie widzi
    Rozlegają się brawa i śmiech publiki
    Teatr czy cyrk?
    Idą dalej
    Trzeba obyć się bez didaskaliów
    Improwizować
    Znów ktoś upadł
    Krucha skorupka nie wytrzyma długo
    Chyba czas opuścić kurtynę

    Całkiem nieźle, może też bym coś napisał?
    Z tym, że bez natchnienia, bez weny, bez tego czegoś, co wprawia nadgarstek w ruch zalewając białą kartę potokiem twórczych myśli ubranych w piękne słowa – nie powstanie nic, co byłoby godne rzucenia okiem i zastanowienia się nad poruszonymi kwestiami choćby na chwil kilka.
    Żałuję, że jestem typem człowieka, który nie potrafi zrobić czegoś z niczego.
    Odkąd pamiętam najlepiej pisało mi się kiedy cierpiałem, udręczona dusza poszerza horyzonty, mogłem wtedy spędzać całe dnie z brudnopisem na kolanach, zamknięty w domu, sam.
    Kolejny utwór, Metallica – Mama said.
    Skoro już zeszło na ten temat to w niedzielę jadę do rodziców na obiad.
    Minął miesiąc odkąd widziałem ich ostatni raz, przyznaję, trochę się stęskniłem, ale to ja wybrałem tę
    drogę.
    Kładę dłonie na klawiaturze, wciskam opuszkami palców kolejno klawisze:
    o-n-e-t-kropka-p-l, enter.
    Zobaczmy co ostatnio wydarzyło się w naszym kraju.
    Wyświetla się strona główna, z pierwszym nagłówkiem palącym w oczy, pisanym czcionką - czterdziestką:
    Poćwiartował swoje dziecko.
    Dobra, daruję sobie dalsze czytanie tego artykułu, miałem nadzieję ujrzeć coś o innej tematyce.
    Ludzie wcale nie mordują się częściej niż kiedyś, to media sprawiają, że słyszymy o tym na każdym kroku.
    A czemu? No jak to czemu, tragedie ludzkie są bardziej chodliwe niż jakiś tam festyn w Skierniewicach.
    Oglądalność wzrasta, pieniążki napływają do kasy szerokim korytem, widzowie są usatysfakcjonowani, media również.
    Poza tym ongiś nie było takich możliwości jakie mamy w tych czasach, wszystko się zmienia, pytanie tylko czy na lepsze.
    Sięgam po kolejną kanapkę.
    Może wezmę jakąś książkę do ręki? – zapytałem się w duchu, choć i tak wiedziałem, że to zrobię.
    W sumie to jestem w trakcie czytania jednej z lektur o Herculesie Poirot, a uściślając to ‘Tajemnicę Błękitnego Expressu’.
    Uwielbiam kryminały z tym Belgiem w roli głównej, potrafię spędzić cały dzień z nosem między kartkami i śledzić jego poczynania, to jak rozwiązuje zagadki używając ‘szarych komórek’.
    Sherlock ma wielu zwolenników, ale ja do nich nie należę, całkowicie oddałem się Poirotowi…
    No, może nie całkowicie, ale z pewnością oczy i kark.
    Odsunąłem fotel, wstałem i podszedłem do dębowej biblioteczki, która składała się z pięciu półek.
    Na najniższej znajdowały się powieści fantastyczne – Lem, Tolkien, Sapkowski, C. S. Lewis czy George R. R. Martin.
    Nieco wyżej słowniki – ortograficzny, synonimów, polsko - francuski , polsko - angielski oraz encyklopedia i ABC przyrody.
    Na środkowej półce cała kolekcja kryminałów Agathy Christie – to właśnie tam skierowałem dłonie, przyłożyłem palec do grzbietu pierwszej w szeregu książki, tytuł brzmiał ‘A.B.C.’.
    Skupiony na swoim celu przesunąłem palec wskazujący wzdłuż regału mijając kolejno ‘Boże Narodzenie Herculesa Poirot’, ‘Entliczek pętliczek’, ‘Karty na stół’, ‘Kot wśród gołębi’ ostatecznie zatrzymując się na poszukiwanej.
    Złapałem ją od góry, delikatnie wychylając z szeregu.
    Mniej więcej po środku stronic znajdowała się zielona karteczka bezgłośnie mówiąca w którym miejscu skończyłem poprzednim razem czytać.
    Gdy już ją trzymałem w lewej ręce, obróciłem się na pięcie w poszukiwaniu komfortowego miejsca, by spocząć.
    Hail Silverin _/

  2. #2

    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    29
    Posty
    9,025
    Siła reputacji
    23

    Domyślny

    Odsunąłem delikatnie fotel biurowy tapicerowany skórą licową w kolorze czarnym od sosnowego biurka narożnego,
    Trochę to wygląda komicznie w porównaniu do tego co jest wyżej. Z resztą całe te zdanie jest zbyt długie.
    Ogólnie tekst ciekawy, żadnych większych błędów nie widać. Osobiście nie lubię takiej formy pisania, coś jakby sprawozdanie.

  3. Reklama
  4. #3
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Zgadzam się z panem Rybą. Lepiej ten fragment by brzmiał np. odsunąłem delikatnie biurowy fotel, pokryty czarną, licową skórą, od sosnowego narożnego biurka. Generalnie wg mnie lepiej nie przesadzać z estetyką zdań, zbyt wiele przymiotników psuje zamierzony efekt.

    I przed "by" (w odniesieniu do innego fragmentu) stawia się ",".

    Skoro już o tym mowa to zdaje się, że właśnie powinienem być na ćwiczeniach z matematyki. – pomyślałem.
    Teraz zapamiętaj: gdy po myślniku używamy z małej litery takich słów jak pomyślałem, powiedziałem, parsknąłem, mruknął, zasyczał, wszystko co się wiąże z formą przekazu, nie stawiamy kropki przed myślnikiem. Więc masz w dialogach takie błędy w pozostałej części.

    Chwyciłem kubek by wziąć łyk herbaty. – idealna,
    codziennie patrzę czy nie pojawiło się coś nowego. – niektórzy ludzie potrafią zainspirować, ale tych jest zaledwie garstka.
    Przykładowo, bo jest takich kwiatków więcej, takie formy zapisu jak w powyższych dwóch cytatach są złe. Te kropki rażą, małe litery po myślnikach też, to jest bardzo niefajne technicznie.

    No to będzie tak: technikę masz średnią, jeśli chcesz być w tym lepszy, szukaj poradników na googlach. Nie podoba mi się też styl, utwór jest bardzo nudny, nic się nie dzieje. Myślę, że powinieneś poszukać innych tematyk, coś mniej suchego, coś w czym Twoje bogate słownictwo (!bo jest niezwykłe!) odpowiednio ogarnięte będzie dodawało odpowiedniego smaczku. Zdania tworzysz bardzo ładne, niebanalne, masz coś czego brakuje pisarzom, gdy nie mają weny. Musisz to wykorzystać, bo naprawdę mało osób może się poszczycić takim potencjałem jak Ty.
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

  5. #4
    Avatar dhae
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Łódź
    Posty
    544
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Wielkie dzięki, za moment wszystko poprawię, jeśli znajdzie się coś jeszcze to proszę, piszcie, bardzo zależy mi na wyeliminowaniu wszelkich niedociągnięć i błędów.
    Planuję wrzucić kolejny, mam nadzieję, że trochę żywotniejszy fragment... za jakiś czas.
    Hail Silverin _/

  6. #5
    Avatar dhae
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Łódź
    Posty
    544
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Trochę czasu upłynęło, niestety nie mogłem go poświęcić na dalszy rozwój moich wypocin, przez wiele obowiązków, które mnie przytłoczyły.
    Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto to przeczyta i wytknie mi błędy, coś doradzi...
    Z góry uprzejmie dziękuję. :)


    Mój wzrok od razu przykuł widok wolnej sofy, ale nim się rozcapierzę dokończę śniadanie i wyłączę komputer, by nikt nie zakłócał cennego spokoju.
    Usiadłem przy biurku kładąc kryminał przy myszce.
    Parę kliknięć i kęsów później byłem gotowy na przeniesienie się do dwudziestowiecznej Anglii.
    Zająłem wcześniej wypatrzone miejsce, przybrałem najwygodniejszą pozycję ze wszystkich mi znanych.
    Ostrożnie zaczynam wertować strony, odnalazłszy fragment, na którym poprzestałem ostatnim razem wyciągam zakładkę.
    Życie prywatnego detektywa z pewnością było frapującym zajęciem w tamtych czasach, dużo bym dał, by mieć możliwość doznania tego losu – Nawet jako Hastings.
    Dosyć szybko upłynęły cztery godzinki – Samo to stwierdzenie jest świetną recenzją tejże lektury.
    Wciągająca, niesamowita, pełna zwrotów akcji, tak, mógłbym wymieniać bez końca, ale słowa nie oddadzą pełni tego, co się czuje podczas czytania.
    Niezgrabnie wstałem trzymając książkę w ręce, zieloną karteczkę odłożyłem na biurko uruchamiając przy okazji laptopa, następnie skierowałem się stronę biblioteczki.
    Po rozstaniu się z Błękitnym Expressem wzrok mój przykuł kolejny tytuł, już wiem, że to będzie następny cel – ‘Wigilia Wszystkich Świętych’.
    Cholera, prawie osiemnasta.
    Na ekranie zaczynają pojawiać się kolorowe ikony, ustawiam status na ukochanym komunikatorze, na ‘niewidoczny’.
    Ponownie wyłonił się ten przeklęty dymek, nawet nie musiałem patrzeć od kogo otrzymałem wiadomość – To było oczywiste.
    – I jak tam, przemyślałeś sobie wszystko?
    – Moja odpowiedź była przemyślana, kiedy udzieliłem Ci jej za pierwszym razem, ale żeby wyleczyć Cię z obaw powtórzę się – Nigdzie nie idę.
    Jutro – nie ma sprawy, ale dzisiejszy wieczór odpada.
    – Ależ się zawziąłeś, dobra, to się pieprz na japę i życz mi udanej zabawy.
    – Wal się prostaku.
    Tym miłym akcentem zakończyliśmy naszą konwersację.
    Tak, nasze pożegnania są schematyczne, jedynie różnorodny dobór słów nie czyni ich monotonnymi – Uśmiechnąłem się pod nosem.
    Byłbym zapomniał – Muzyka!
    Rzecz jasna losowe odtwarzanie, ponad pięćdziesiąt godzin słuchania.
    Ponownie palec idzie w ruch – Klik i zaczyna się rozkosz dla uszu, Green Day – holiday.
    Blisko, naprawdę blisko, raptem półtora miesiąca i ta piosenka stanie się moim hymnem na kolejne trzy, mam nadzieję.
    Może w coś pogram? – Zadałem retoryczne pytanie.
    Co za bezsens, krytykuję ludzi za to, że nie potrafią docenić wartości czasu, choć sam czynię dokładnie to samo.
    Dodałbym coś jeszcze, ale szkoda strzępić język na te bardzo słabe argumenty – O ile można to tak nazwać – W mojej obronie.
    Jakby od niechcenia albo bardziej automatycznie, odruchowo i bez namysłu wpisuję hasło, by się zalogować.
    Kiedyś było inaczej, w zasadzie to całkiem niedawno – Osiem - dziewięć lat temu o tej porze grałbym w gałę z kumplami.
    Słupki ustawione ze wszystkiego, co wpadło w ręce, czasem były to kije wbite w ziemię albo bluzy rzucone na trawę w skrzętnie odmierzonej odległości od siebie, niekiedy nawet zwykłe czerwone cegły.
    Oddałbym wszystko i więcej, by znów poczuć zapach świeżo skoszonego, podwórkowego boiska.
    Komputery nie były jeszcze tak popularne, internet miała garstka osób z mojego otoczenia, a mimo tego zawsze nasza ekipa potrafiła się odnaleźć.
    Wystarczyło nas dwóch - trzech kopiących piłkę, a za moment dołączały kolejne, wprost brak mi słów, to było po prostu piękne.
    Pasek logowania jest już w czterech piątych wyznaczonego odcinka.
    No i pojawiłem się w wirtualnym, brutalnym świecie, a właściwie moja postać – czy też obaj?
    Właśnie doszedłem do wniosku, że wielu ludzi ma trzy twarze, nie, lepsze określenie to dwie gęby i maskę do kompletu – Oczywiście mowa o tych, którzy posiadają internet.
    Celuję kursorem w ikonę ‘Join battleground’ – O ironio, robię wszystko na opak w odniesieniu do tego o czym rozprawiam sam ze sobą.
    Chyba mam coś z głową.
    Mój ludzik pojawił się na terenie przeznaczonym do walki, obok niego stali rozmaici bohaterowie – To słowo straciło na wartości w dzisiejszych czasach, niestety.
    Zaczyna się bitwa – Po co w ogóle rozpocząłem rozgrywkę, przecież i tak nie mam na to ochoty.
    Niespodziewanie palec wskazujący lewej dłoni postanawia uratować sytuację – Alt i F4.
    W tle słychać Bee Gees – you win again.
    Odsuwam fotel i wstaję kierując swe kroki w stronę kuchni – Przegryzę coś i pójdę spać, trzeba rano wstać na ten pieprzony wykład.
    Gdy już znalazłem się naprzeciwko skarbca łasuchów zwanego również lodówką zaburczało mi w brzuchu.
    Złapałem za uchwyt i szarpnąłem.
    Pochwyciłem dwa serki – Truskawkowy i czekoladowy – Zaraz poddam próbie popularną ‘metodę na głoda’.
    Gdy magiczne wrota z powrotem się zamknęły zacząłem wypatrywać łyżeczki, co nie trwało długo.
    Cały akt konsumpcji przebiegł szybko i sprawnie, bez wylizywania wieczka.
    W głowie pojawił się dylemat – Łóżko czy sofa?
    Oczywiście jak to zwykle bywa o wyborze nie zadecydowała jakość ani wygoda, a dostępność – Rzuciłem się na sofę i po chwili przy utworze Kiss – forever powieki opadły bym mógł przenieść się do świata alternatywnego, lecz nie wirtualnego.
    Oczy otworzyły się same, organizm wypoczęty, ponownie nie zapamiętałem snu.
    Serki zdały egzamin na ocenę dobrą, postawiłbym nawet dobry z plusem, gdybym miał jeszcze jeden.
    Wzrok z przyzwyczajenia skierowałem na samotny zegar wiszący na białej jak kreda ścianie – Wskazywał punkt dwudziestą drugą.
    W tle dało się słyszeć crazy w wykonaniu Aerosmith.
    Podniosłem się i przysiadłem, by po chwili wstać i ruszyć stronę laptopa.
    Nogi, które rano były niczym ołowiane teraz w ogóle nie ciążyły – Super, piętnaście kilogramów zrzucone podczas nieco dłuższej drzemki, trzeba to opatentować.
    Gdy już zająłem pozycję przy biurku uświadomiłem sobie, że wypadałoby opuścić rolety i zapalić światło.
    Tak też uczyniłem, naturalnie rolety w kolorze seledynowym, co by wiosna panowała przez dwanaście miesięcy w roku wśród moich skromnych czterech ścian.
    Oho! Bizoń przysyła wiadomość.
    Zobaczmy co znów strzeliło do łepetyny temu świrowi.
    – Jak coś to plany przełożone na jutro, przyjdź na tę głupią psychologię.
    Potem obieramy kurs na moją chatę, warto, chyba…
    Co za typ, w jego stylu, po prostu uwielbia wzbudzać moją ciekawość.
    Poszedłbym do wyrka, ale za cholerę nie usnę, trzeba znów pomarnować trochę czasu na jakieś bzdury.
    Moje ręce znów rozpoczęły taniec po czarnym parkiecie w rytmie night fever w wykonaniu braci Gibb.
    – Spoko, zobaczymy co będzie.
    Muzyka dalej grała, tylko na chwilę udało się odbić prawą myszy, by otworzyć przeglądarkę.
    Nim się obejrzałem na ekranie widniała już strona z serialami online – Tak, seriale są głupkowate, jednakże ten jest inny, wyjątkowy, genialny scenariusz, świetni choć mało znani aktorzy, fenomenalna oprawa dźwiękowa, przesłanie – Folklor.
    Lecz najpierw należy uciszyć Barry’ego – Wybacz brachu.
    Szukaj: Scrubs
    Oto i oni, fartuchy – Gdzie zaprzestałem ostatnim razem?
    Ach tak, sezon trzeci, odcinek szósty.
    Najwyższy czas na siódmy, dziś aby do dziesiątego włącznie.
    – Klik, klik, rozpoczyna się znajoma czołówka.
    Z pozoru cała seria może wydać się głupkowata, płytka, śmieszna, ale w godny pożałowania sposób.
    Ja jednak jestem innego zdania, w moim mniemaniu serial ten to wielka metafora, porusza wiele sfer życia przeciętnego człowieka, z każdego odcinka wyciągam konstruktywne wnioski, uważam, że warto poświęcić dwadzieścia minut na każdy epizod.
    Wątpię, by kiedykolwiek czy to na mały czy na duży ekran powstało coś równie życiowego, trzeba tylko zdobyć się na odrobinę refleksji po każdym seansie.
    Zaczęło się, nie ma mnie dla nikogo przez następne półtorej godziny.
    Za kwadrans północ, a ja wciąż nie czuję zmęczenia, pomysłów brak – Może napiszę coś na swoim forum?
    Pochwalę kogoś, dodam wiary w umiejętności, naprowadzę, poprawię błędy lub sam naskrobię?
    Hmm, żadnych nowych postów, odniosę się do powyższego wiersza – Strasznie nie lubię przestojów.
    Nie! – Odwróciłem głowę i spostrzegłem zeszyt spoczywający na stosie książek.
    Pochwyciłem go łapczywie i natychmiast otworzyłem w miejscu, w którym postawiłem ostatnią kropkę minionej nocy.
    We łbie pustka, zero kreatywnych myśli, jak ja tego nie cierpię, uczucie bezradności, kiedy zależy na tym, by dać coś od siebie – Nawet dla siebie.
    Daruję sobie, nie będę się fatygować po długopis – Po co mi on? Żeby sobie potrzymać i poobracać między palcami?
    Nie, idę do łóżka, najwyżej trochę poleżę gapiąc się w sufit nim zmrużę oczy.
    Operacja wyłączenia komputera została przeprowadzona pomyślnie.
    Odsunąłem fotel i poszedłem zgasić światło, by znów odbyć podróż przez egipskie ciemności po swoim mieszkaniu.
    Gdy już dotarłem do celu zdjąłem czarne jeansy i żółtą koszulę i starannie powiesiłem na krześle stojącym nieopodal szafki nocnej.
    W sypialni było dostatecznie widno z racji, że przez jeszcze nie zasłonięte okno przedostawał się blask księżyca wymieszany ze światłem bijącym od latarni.
    Zostałem w samych bokserkach, podszedłem do szyby i ujrzałem własne odbicie, postać naprzeciwko mnie skinęła głową i uniosła prawą rękę.
    Seledynowa kurtyna zaczęła opadać, powoli, równym tempem przysłaniając prawie nagiego mima samotnie stojącego na scenie począwszy od bezładnie ułożonej fryzury aż do samego pasa.
    Wolnym krokiem ruszyłem w stronę legowiska, znalazłszy się tam zasnąłem jak niemowlę.
    Sam nie wiem kiedy, to stało się tak nagle – Zupełnie wbrew mym założeniom.
    Biały pion na D4, czarny na A5.

    Wyciągam telefon z kieszeni – No, nawet niezły mam czas.
    Otworzyłem drzwi wejściowe i przekroczyłem próg, klatka schodowa była bardzo zadbana, ściany umalowane na żółto, okna powymieniane, szczelne dzięki czemu zimą nie ma takiego ziąbu.
    Po pokonaniu trzynastu stopni, i kilku krokach znalazłem się na dworze, poranek był ciepły i słoneczny, dzień zapowiadał się wyśmienicie.
    Na przystanku stało parę osób, większość z nich właśnie wybierała się do pracy.
    Ze zniecierpliwieniem wypatrywałem grata, który miał mnie zawieźć na wydział – Jedzie.
    W końcu, chcę już mieć tego dziadka z głowy.
    Podróż minęła bez niespodzianek, zarówno odcinek, który przemierzyłem autobusem jak i przystanek - uczelnia.
    Wyszedłem z autobusu, było strasznie duszno, słońce grzało niesamowicie.
    Bardzo lubię tę porę roku, w końcu krótki rękawek, swoboda, świergot ptaków – To jest to.
    W oddali, zza drzew wyłaniał się gmach wydziału zarządzania.
    Pewnym krokiem stąpałem przed siebie wypatrując Bizonia lecz nigdzie nie było widać tego wariata.
    Zszedłem na brukowaną drogę prowadzącą pod samo wejście do budynku, tam jak zawsze stała grupka studentów namiętnie rozprawiająca na wszelakie tematy – począwszy od obgadywania wykładowców aż po rozkład jazdy pkp.
    Jest i on, monsieur Bizoń oczywiście w prawej dłoni trzyma w połowie spalonego papierosa.
    – Siema durniu! – Krzyknął w moją stronę wypuszczając dym spomiędzy koralowych ust.
    – No cześć, jak tam, obkuty na psychę?
    – Facet, czy ty myślisz, że nie mam życia? Doskonale pamiętam o kolosie, ale bez przesady…
    Z książką w ręce mnie nie zobaczysz, tym bardziej z taką – Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
    – No tak, cały ty. Powiedz mi, ile mamy czasu?
    – Spalę peta i możemy wchodzić.
    Słyszałem, że nie masz żadnych planów na dzisiejszy wieczór – Zaczął się szczerzyć jak to miał w zwyczaju, taki nieodstępny element bycia Bizoniem.
    – Widzę, że wieści szybko się rozchodzą.
    – Mam swoje źródła.
    Dobra, w sumie możemy wchodzić, rozjebać ten teścik i zastanowić się co robimy, kiedy zacznie robić się ciemniej na dworze.
    Fotokomórka „złapała” nas, drzwi się otworzyły.
    – Panie przodem – Powiedziałem i weszliśmy, dokładnie w takiej kolejności jaką zakładałem – Ja po nim.
    Gdy znaleźliśmy się na ostatnim piętrze, czekając przed drzwiami auli mieliśmy jeszcze niespełna dziesięć minut.
    – Ej, debilu, może przejrzymy jeszcze na szybkości jakieś notatki? – Spytałem.
    – Pojebało cię, nie czujesz się pewny? To tylko psychologia, łatwizna, ponoć jesteś w tym dobry, kto jak kto, ale my to zniszczymy – Odparł pewny siebie, a może mnie?
    Nagle wszyscy zwrócili swe głowy w prawą stronę, w stronę schodów.
    Na twarzach jeszcze przed momentem wesołych studentów zaczęły pojawiać się grymasy, w powietrzu czuć było woń strachu – Bardzo niemiły zapach.
    Wszyscy chórem jak jeden mąż powiedzieli „dzień dobry panie doktorze” – Tak, ja również, tylko Bizoń stał niewzruszony jak kamień.
    Nie wiadomo kiedy młodzież zaczęła napływać strumieniami do środka auli i zajmować strategiczne miejsca w ławkach.
    Bizoń obserwował to wszystko, po jego oczach i wyrazie twarzy widać było, że nad czymś się zastanawia.
    Po chwili wypalił – Ale cipy, srają jakby szli na egzekucję.
    Nie odpowiadając mu wszedłem za tymi „cipami” do środka.
    – Kurwa, wszystkie dobre miejsca zajęte – Stwierdziłem po krótkim rekonesansie.
    A nie, są tam, trzy wolne w pierwszym rzędzie.
    – W pierwszym? Kyrie Eleison, teraz mam wątpliwości, powiedz, że coś umiesz – Wykrztusił
    – No mniej więcej tyle co Ty, może bliżej mi do tego „więcej”, ale i tak różnica jest znikoma.
    Zrobiliśmy slalom między ławkami, oczy wszystkich zwrócone ku nam, wykładowca również śledził nas wzrokiem.
    Zajęliśmy grzecznie miejsca obok siebie oczekując na wyrok.
    – Nie proszę panów, proszę się rozsiąść – Rozległ się głos dochodzący spod tablicy.
    Pomimo, że głowę miałem prawie w torbie, gdyż szukałem długopisu to z jakichś bliżej nieznanych mi powodów wiedziałem, że te słowa zostały skierowane do nas.
    I już słyszę szuranie krzesła o starą wykładzinę, tuż obok mnie po prawej stronie.
    Kurwa.
    Podniosłem głowę i spojrzałem na tego cymbała, w jego oczach dopatrzyłem się strachu i wyzwania wymieszanego z chęcią zemsty.
    – Nie proszę pana, jeszcze jedno miejsce dalej.
    No ja pierdolę, teraz debil nie zaliczy tego bankowo.
    Jeszcze jeden rzut oka w stronę tablicy, by wybadać nastawienie kata.
    Ach, ten rozkoszny uśmieszek, sarkastycznie mówiący „powodzonka słodziaki”.
    Dziadek wezwał do siebie trzy osoby, rozdał im kartki z testami i usiadł na swoim miejscu.
    Nawet dupy nie chce mu się ruszyć, brakuje mu tylko cygara i szklanki jakiejś dobrej whisky, coby mu w gardle nie zaschło od wydawania komend „proszę nie zerkać w pracę sąsiada”, „drugie ostrzeżenie”, „zaraz skończy pan swoje rękodzieło” czy też moje ulubione „pięć minut do końca”.
    Nerwowo zerknąłem na Bizonia, krople potu zbierały się na jego czole, skupiony na kartce „żąglował” długopisem między palcami – E no, coś tam naskrobał, może zaliczy – Pomyślałem.
    Mnie test nie sprawił większych trudności, facet po prostu lubi aktorzyć i chciał, by strach i zwątpienie dopadły nas w swoje szpony – Udało mu się.
    Wszyscy opuścili swoje miejsca, oddali prace i wyszli przedyskutować zagadnienia zawarte w sprawdzianie.
    – Całkiem proste – Skomentował krótko.
    – Ta – Odparłem.
    – Jest parę minut po dziesiątej, sugeruję skoczyć na browarka i omówić plany na dziś.
    Minęliśmy grupkę uczniów kłócących się czy w drugim zadaniu była odpowiedź A czy może jednak C.
    Wtem przed nami dostrzegliśmy Koksa.
    – Siemano, jak wrażenia po psychologii? – Zacząłem.
    – No hej, nawet w książki nie zajrzałem, spacerek.
    – Dawaj z nami na piwko – Wtrącił Bizoń.
    – Ustalimy szczegóły dotyczące dzisiejszego wieczora
    Doszliśmy do windy, metalowe zasuwane drzwi były zamknięte, wyświetlacz nad nimi pokazywał, że ktoś jedzie w naszą stronę, na trzecie piętro.
    Po chwili ze środka wyszły dwie koleżanki z torbami, jedna miała w ręce zeszyt, minęliśmy się i weszliśmy do ciasnej komory.
    Koksu nacisnął przycisk oznaczony „zerem”.
    Upłynęło kilkanaście sekund , gdy znaleźliśmy się na parterze.
    Tłum studentów ubranych na galowo tłoczyła się pod aulą „A1”.
    Opuściliśmy budynek, słońce ładnie grzało, bezchmurne niebo i wszędzie dookoła ta wiosenna zieleń.
    – Do piramidy? – Spytałem.
    – Może być – Odpowiedzieli jednocześnie.
    Daleko nie było, raptem koło dwustu metrów.
    Jak tyko dotarliśmy na miejsce zajęliśmy dębową ławę przy stoliku pod złożonym parasolem.
    Bizoń zamówił dla nas piwka.
    Ostatnio zmieniony przez dhae : 02-09-2013, 09:11
    Hail Silverin _/

  7. #6
    Avatar Elite Box
    Data rejestracji
    2006
    Położenie
    ________________ Piszę: Życie na Rookgaardzie!
    Wiek
    32
    Posty
    289
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Dlaczego piszesz każde zdanie w osobnej linii? Czemu nie ma u Ciebie wcięć?
    Na szybko widzę, że budowa dialogów leży :P

    Popraw te akapity chociaż.
    Opowiadania SF i Fantasy
    Zapraszam na bloga, aktualnie wydaję opowiadanie SF pt. Cztery godziny NOWE!
    http://sciencefantasia.blogspot.com
    ***
    Facebookowa grupa dla twórców blogów literackich - https://www.facebook.com/groups/literaccy/ ;)

  8. #7
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Po pierwszych akapitach odniosłam wrażenie, że się boisz przecinków.
    Mój wzrok od razu przykuł widok wolnej sofy, ale nim się rozcapierzę, dokończę śniadanie i wyłączę komputer, by nikt nie zakłócał cennego spokoju.
    Usiadłem przy biurku, kładąc kryminał przy myszce.
    Parę kliknięć i kęsów później byłem gotowy na przeniesienie się do dwudziestowiecznej Anglii.
    Zająłem wcześniej wypatrzone miejsce, przybrałem najwygodniejszą pozycję ze wszystkich mi znanych.
    Ostrożnie zaczynam wertować strony, odnalazłszy fragment, na którym poprzestałem ostatnim razem, wyciągam zakładkę.
    I tak dalej

    Zwroty grzecznościowe w dialogach z małej, te entery w bardzo dziwnych miejscach wstawione, zredukuj je i zrób jakieś odstępy fragmentów, bo ciężko się czyta, zwłaszcza przez niezbyt dobrą technikę. Sama treść nadal całkiem okej, nie nudzi, ale trudno przebrnąć.
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

  9. #8
    Avatar Aureos
    Data rejestracji
    2009
    Wiek
    31
    Posty
    6,620
    Siła reputacji
    20

    Domyślny

    pierwsza część (2012)

    Może zacznijmy od wad :)
    Nie do końca rozumiem, w jaki sposób ten tekst dostał pozytywne opinie. Może Eda miała jakiś wyjątkowy dzień dobroci. Tytuł "opowiadania" bardzo dobrze oddaje charakter treści. A właściwie zawartości, bo treści jako takiej tu nie ma. Brzmi to jakbyś położył kartkę na biurku i przez cały dzień dopisywał jakieś chaotyczne zdania, relacjonując jego przebieg. Często poszczególne fragmenty nie łączą się ze sobą, nie tworzą jakiegoś ciągu i można się pogubić. Gdyby jeszcze całość miała jakiś konkretny, ciekawszy sens, to można by coś powiedzieć pozytywnego. Ale tam nie ma żadnej konkretnej fabuły, tylko przeraźliwie nudne wypociny.
    Forma i styl leżą na całej linii. Każde zdanie w osobnej linijce to jakaś pomyłka chyba(podejrzewam że to celowe, dla konkretnego wrażenia, ale nie, nie tędy droga). Niekonsekwencje w dialogach, czasem myślnik za dużo, a czasem za mało. Nie zgodzę się, że "tworzysz ładne zdania", zresztą ciężko się ich dopatrzeć bo forma zwyczajnie irytuje. Zdecydowanie za dużo też pytań retorycznych. Interpunkcji jako takiej nie oceniam bo sam też czasem coś zgubię ;P

    Jeśli chodzi o zalety, wskazałbym ciekawe zdanie o sosnowym biurku narożnym, takie puszczenie oka do czytelnika :)

    druga część (2013)

    Znowu zaczniemy od wad
    Tak się rozpisałem o pierwszej części, bo o drugiej można powiedzieć prawie to samo. Miałem nadzieję, że coś ruszy i tekst nabierze jakiejś wartości, no ale nic. Fabuła to nadal zero.

    Jeśli chodzi o zalety - dwa zdania mi się spodobały
    Obie dłonie skierowałem w stronę klawiatury, lewa rozpoczęła taniec na czarnej scenie nieśmiało zapraszając siostrę bliźniaczkę.
    Nogi, które rano były niczym ołowiane teraz w ogóle nie ciążyły – Super, piętnaście kilogramów zrzucone podczas nieco dłuższej drzemki, trzeba to opatentować.
    Z formą troszkę lepiej. Zdania są nieco staranniej napisane, nie tak bardzo na kolanie jak wcześniej. W pewnym stopniu przyjemniej się czyta, chociaż nie wiem czy słowo "przyjemność" w ogóle może paść w tym temacie.

    Podsumowując, jeśli chcesz pisać dalej to proponuję spróbować napisać jakieś opowiadanie z prawdziwego zdarzenia (a nie tylko nazwy), bo takie wypociny jako tekst sam w sobie mają wartość równą zero
    Ostatnio zmieniony przez Aureos : 03-10-2013, 01:26

  10. #9
    Avatar dhae
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Łódź
    Posty
    544
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Fabuła się rozwinie, to jest jedynie takie wprowadzenie do całości, ogólny zarys sytuacji życiowej bohatera, będzie wiało nudą. :p Mam pewną koncepcję w głowie, będę się jej trzymał, nie zdradzę szczegółów. Ogólnie ostatnio zdecydowanie nie mam czasu na pisanie, przybyło obowiązków, ale niekiedy udaje mi się znaleźć chwilę (głównie wiersze). Dziękuję Wam za słowa krytyki, zdaję sobie sprawę z tego, że technika u mnie leży. Mam prośbę, by ktoś ogarnięty przerobił jakiś krótki fragment, żeby pokazać mi jak to powinno prezentować się wizualnie. pozdrawiam :)
    Hail Silverin _/

  11. #10
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Jako że w dość niefortunnym momencie przerwana pierwsza część, pokażę złączony fragment:

    Gdy już ją trzymałem w lewej ręce, obróciłem się na pięcie w poszukiwaniu komfortowego miejsca, by spocząć.
    Mój wzrok od razu (to imo niepotrzebne, bo wtedy część zdania brzmi dość dziwnie, zwłaszcza jak od niego zaczynasz drugą część) przykuł widok wolnej sofy, ale nim się rozcapierzę(tutaj użyty jest czas teraźniejszy, piszesz na przemian w teraźniejszym i przeszłym, a teraźniejszego nie dokańczasz więc zakłocony odbiór tekstu) dokończę śniadanie i wyłączę komputer, by nikt nie zakłócał cennego spokoju.

    Przykładowo: Mój wzrok od razu przykuła wolna kanapa/ Mój wzrok przykuł widok wolnej kanapy, ale postanowiłem, że zanim się rozcapierzę, dokończę śniadanie i wyłączę komputer, aby nic nie zakłócało mojego cennego spokoju.


    Usiadłem przy biurku, kładąc kryminał przy myszce.
    Parę kliknięć i kęsów później byłem gotowy na przeniesienie się do dwudziestowiecznej Anglii. <- te dwa zdania imo zbędne, bo już niejako zostało to wspomniane chwilę wcześniej.

    Przykład: Po kilku minutach zająłem wcześniej upatrzone miejsce i przybrałem najwygodniejszą pozycję ze wszystkich mi znanych. (choć tutaj lepiej byłoby napisać co to za pozycja, bo taki miszmasz trochę ;d)
    Ostrożnie zaczynam (zacząłem) wertować strony, odnalazłszy fragment, na którym poprzestałem ostatnim razem wyciągam zakładkę.
    Przykład: Ostrożnie zacząłem wertować strony, szukając zakładki, którą oznaczyłem ostatnio przeczytany fragment.

    Moja rada: więcej czytaj, przypatruj się zdaniom, czytaj je na głos, czytaj na głos to co sam napiszesz, to wyćwiczysz technikę. Aczkolwiek najważniejsze to mieć wenę, pomysł i wyobraźnię. Więc jakbyś kiedyś myślał o pisarstwie na poważnie, to inni się zajmą poprawianiem :)

  12. #11
    Avatar dhae
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Łódź
    Posty
    544
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Niestety od dłuższego okresu nie mam czasu - może dla niektórych na szczęście - by kontynuować projekt, a raczej zacząć go na poważnie.
    Piszę w sumie, by odnowić temat i poddać się krytyce kolejnych osób, może poszukać w Waszych postach motywacji.
    Ostatnio skupiłem się bardziej na czymś, co ma przypominać wiersze, proste i chyba naznaczone depresyjnym piętnem (taki gust i styl, chyba nie mam problemu :D).
    Życzę Wam miłego czytania, a sobie szczerych, konstruktywnych, wytykających kolejne błędy, ale zarazem motywujących komentarzy. :p
    Hail Silverin _/

Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Odpowiedzi: 91
    Ostatni post: 29-07-2013, 21:13
  2. Odpowiedzi: 3
    Ostatni post: 20-01-2012, 20:07
  3. Kolejne opowiadanie z serii "Moja Kariera"
    Przez Bartek111 w dziale Tibia
    Odpowiedzi: 18
    Ostatni post: 13-07-2009, 12:49
  4. Odpowiedzi: 15
    Ostatni post: 17-10-2008, 18:26
  5. Konkurs na najlepsze opowiadanie
    Przez Archarius w dziale Niusy
    Odpowiedzi: 19
    Ostatni post: 12-05-2007, 22:45

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •