Pamiętam swoją pierwszą wyprawę ze znajomymi na spike sword quest. Jako że ja nie bardzo wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi to po prostu podążałem za resztą. Po zabiciu dwarfow pomyślałem sobie, że w sumie łatwo poszło, jednak gdy jeden z kompanów odkopał pickiem dziure, spanikowałem. Potężny 16 rycerz, który był liderem wyprawy, upewnił się czy każdy jest gotowy i na sygnał (wchodzimy), mieliśmy wszyscy w jednej chwili wpaść do dziury. Po wejsciu ukazał się nam istny diabeł, po zajebaniu dwóch fireballi w naszą ekskursje, ostalem się tylko ja zywy. Ręce mialem jak z waty, nie myśląc za wiele puściłem kierownice(myszkę) i poddałem się zapierdoleniu przez ognistego diabła. 15 lat później to samo stało się w życiu realnym, tyle że tym diabłem, któremu się poddałem, była moja stara.
Zakładki