Gdy trenowałem swoje umiejętności w walce toporami w pewnej jaskini z futrzastymi trolami, byłem bardzo zadowolony z powodu iż zbliża się awans na 47 poziom w walce, którego długo oczekiwałem. Przyszedł do mnie jakiś 9 poziomowy rycerz i zaczął zabijać po kolei wszystkie potwory na których trenowałem. Powiedzialem:
- Zostaw je.
Odpowiedział
- Jak sobie życzysz.. panie - zaśmiał się szyderczo.
Po raz pierwszy poczułem taką chęć zabójstwa tego nie dojrzałego gówniarza. Wyjąłem z plecaka mój topór który nie raz zapewniał mi zwycięstwo w walce z potworami, tarcze i sierp wsadzilem do plecaka.
Podbiegłem do niego i powiedzialem:
- Won! Albo zginiesz!
Ponownie sie zaśmiał. Wszystkie ludzkie uczucia opuściły mnie i rzuciłem się na niego. Pierwsza rana była bardzo poważna, przeciwnik wyraźnie stracił dobre poczucie humoru. Zaczął uciekać. Chęć pokazania, że umiem zabijać była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Goniłem skurczybyka przez pustą polane, w między czasie dostal kilka razy, ale nie na tyle mocno żeby sie złożyć. Gdy zobaczylem miasto oraz grupke idącą na polowanie wycofalem się. Wróciłem do mojej jaskini i wznowiłem trening. Po 10 minutach przybiegł do mojej jaskinii 33 mag. Wiedziałem co zamierza, niestety gdy chciałem podejść do drabiny, trole zaszły mi droge. Ach psia krew! Poczułem jak zaczynam umierać.. Nie wiedziałem czy to już piekło czy jeszcze cierpnie na ziemii. Wtedy nie było to ważne - dostawałem bardzo mocno, moja marna magia nie dawała sobie rady. Zginąłem. Na szczęście tutejsza magia mogła mnie ożywić, oczywiście słabszego i bez niektórych rzeczy. Pobiegłem do depozytu i zacząłem sie zastanawiac co dalej zrobić. Wziąłem stare wyposażenie i zszedłem na dół. Zobaczyłem swojego oprawce, który zabił dużo ludzi, a jego twarz przybrała postać czerwonej czaszki. Podszedłem do niego i powiedziałem.
- Teraz wygrałeś, ty zapomnisz - ja nigdy.
- Hahaha i co mi zrobisz! Jak zechce to zabije cie ponownie! - wykrzyknął do mnie patrząc mi prosto w oczy.
- Zapamiętaj sobie - zginiesz.
Odszedłem z depozytu w celu zdobycia nowego wyposażenia oraz potrenowania swoich umiejętności.
Część druga: zmagań ciąg dalszy
Kiedy tylko przekroczyłem próg depozytu, mój znajomy napisał do mnie:
- Cześć! Przed chwilą opuściłem Wyspę Nowych!
- Gratuluję - odpowiedziałem
- Może pomógł byś mi zdobyć lepszy ekwipunek?
- Jasne, ale najpierw pomóż mi zdobyć topór podobny do mojego.
Zeszliśmy do podziemi, przez kratke kanalizacyjną. Towarzysz zapalił pochodnie i ruszyliśmy. Po drodze omijaliśmy szczury, aż w koncu doszliśmy do naszego celu. Powiedziałem mu:
- Odsuń się!
I uderzyłem z calych sił z kilofa w ziemie. Zeskoczyliśmy na dół. Znajdujące sie tutaj szczury zabiliśmy bardzo szybko. Kolega zapytał się mnie gdzie znajduje się ten topór, odpowiedziałem ze w szkielecie starego żołnierza. Wydobył go i podał mi.
- Teraz mogę Ci pomóc!
Wyszliśmy z kanałów i ruszyliśmy na północ od miasta. Znaleźliśmy tam zakopaną kamieniami dziurę. Jeden ruch łopatą i wejście stanęło przed nami otworem. Zeszliśmy, przebijaliśmy się przez kolejne oddziały troli. Mój topór wchodził w nie jak w masło. Doszliśmy do studni. Powiedziałem żeby zaczekał. Bardzo bałem się skorpiona gdyż nie umiałem jeszcze zaklęcia odtrutki. Zeskoczyłem. Dwa ruchy toporkiem i paskudctwo leżało martwe. Krzyknąłem, że może schodzić. Wzięliśmy ze skrzynki zbroje i ruszyliśmy w drogę powrotną. Doszliśmy do depozytu, wszedłem na drugie piętro i położyłem się pod ścianą. Byłem bardzo zmęczony. Jutro kolejny trudny dzień...
Część trzecia - " bo myślał o sobie za wysoko "
Następnego dnia prosto z depozytu ruszyłem w kierunku trolli, w końcu muszę się podszkolić w walce! Doszedłem na miejsce, moja ulubiona jaskinia była wolna. Rozpocząłem żmudny trening. Po 20 minutach trenowania przyszedl do mnie 14 palladyn, który jak ostatnio wszyscy zaczął zabijać mi potwory. Wkurzyłem się - napisałem do mojego protektora żeby go postraszył. Ten dupek nawet się nim nie przejął. Myślałem, że to kolejny koleś, który nie wie w co sie pakuje. Stanąłem nieruchomo i zacząłem udawać zamyślonego. Po chwili zrobił to na co czekałem - włączył skulla. Zacząłem gościa gonić. Dostawał nieźle. Ostrzeżenia mojego protektora miałem za nic - chęć pokonania bardziej doświadczonego od siebie i to, że z początku byłem na wygranej pozycjii sprawiły, że niczego sie nie bałem. Palladyn obrywał bardzo mocno. Gdy zrobił się okropnie blady wykrzyknąłem:
- Dawaj swoją zbroje albo cie zabije!
- Nigdy! - sięgnał do sakiewki po buteleczke z napojem odnawiającym witalność.
W tym momencie zrozumiałem, że nie mam szans. Rozpocząłem odwrót. Dobiegłem do bram miasta czułem jak kolejny oszczep przeszywa moje ciało, myślałem, że to mój koniec. Jednak mój kolega, o którym myślałem, że wcale nie ma ochoty mi pomóc przybiegł do napastnika i zaczął go przetrzymywać, dając mi tym samym cenne sekundy na ucieczke. Uff udało się. Słyszymy huki i wrzaski. Patrzymy w prawo, a tam leci ten palladyn ze swoim kolegą. Czym prędzej weszliśmy do depozytu. Napisałem do mojego protektora:
- Co mam teraz zrobić? Tu mi nie pomożesz.
- Przybiegnij do Venore - tu Cie nikt nie ruszy.
Jak powiedział tak też zrobiłem.. Ruszyłem w długą drogę na bagna..
-------------------------------------
Jezeli teraz to wygląda jak przygoda PK to dobrze, ale prosze nie przenosic.
-------------------------------------
Do publiki - nie lubisz RPG - nie pisz tego, ja lubie, wytykajcie mi orty i interpunkcje, jezeli mi ogonek wcielo to przepraszam, ale nie jestem przyzwyczajony do pisania polskich znakow
Zakładki