Napisze moją przygodę, która mnie spotkała na serwerze Celesta.
Tak więc kilka miesięcy temu wbiłem mój wymarzony 20 lvl, więc postanowiłem się wybrać na Desert Quest, którego nagrodą jest 10 k :)Ja byłem rycerzem... Kiedy znalazłem pozostałe profesje: druida, maga i łucznika a ruszyliśmy w podróż. Rozkopaliśmy dziure i nie zeszliśmy w podziemia Deserta. Ogarnęła nas całkowita ciemność, dlatego druid postanowił rzucić czar: "Utevo lux".
Wtem zrobiło się jasno, więc poszliśmy dalej. Schodziliśmy tak kilka razy w dół, później na wschód, znowu na zachód i w górę ;-)
Nieuważny sorcerer wszedł w dziurę, w której znajdował się jadowity skorpion. Natychmiast trzeba było go wciągnąć, bo na dole nie było placka do używania liny!Pośpieszył się tak, żeby nie zostać otruty ponieważ jak nam wytłumaczył, nie miał many, lecz po wyjściu znajdował się po drugiej strony dziury!... Nagle zauważył, że nigdzie nie ma wyjścia, dlatego uznałem, że powinien wejść w ogień i poświęcić swoje życie. A ponieważ miał całkiem dobre eq, które
składało się z: tarczy demona, niebieskiej pelerynki, butów przyśpieszenia - inaczej bohów, płytowych spodni i piekielnej różdżki, postanowił mi je powierzyć, abym później mu je zwrócił. Niestety zginął, ale mnie to nie bardzo przejęło ponieważ przez całą drogę mi dokuczał i był dla mnie złośliwy. Rozważałem dwie opcje:
1. Zabrać ekwipunek i wykonać Desert Questa innym razem?
2. Oddać te cenne rzeczy i po chwili podjąć 2 próbę wykonania Questu.
Jednak moja zachłanność przekonała mnie do tej 1 opcji, tak więc uciekłem do depo i cieszyłem się moim sporym łupem.
Wy jak byście postąpili w moim miejscu? Proszę o wyrozumiałość w komentarzach, poniewać to jest moje 1 opowiadanie dotyczące przygody Tibijskiej.
Kadiczos, dzięki za pomoc. Błędy poprawione :D
Zakładki