Dzień dobry,
Mam kiepską sytuację na uczelni z jednym przedmiotem. Baba (kawał suki) wymaga takiej pracy na zaliczenie, że trzeba ją pisać z miesiąc, a potem i tak z 8 razy poprawiać. Jawi się to jako wybitna strata czasu i wszelkimi staraniami staram się dążyć, aby go nie stracić. Kobieta ta, trzeba przyznać, jest jebanym omnibusem w swojej dziedzinie, ale przy okazji jest nad ambitna i wymaga za dużo (nie chodzi mi, że nie daje jak większość przyzwolenia na 'bylejakość', ale wymaga tyle, że chyba musiałbym kurwa 25 lat tak jak ona studiować i robić badania, żeby to wszystko wiedzieć).
Moje pytanie brzmi: Jak się wymigać od pisania tego ALE dostać zaliczenie z tego przedmiotu. Czy rektor albo inna jednostka ma taką moc, że zwolni mnie z takiego zaliczenia? Jestem całkiem utytułowany sportowo, grałem w imieniu uczelni na akademickich mistrzostwach polski i mam niedługo spotkać się z rektorem, żeby odebrać jakąś nagrodę. Czy mógłbym puścić jakąś legendę, że nie pogodzę trenowania bo mam za dużo na uczelni i byłoby mi łatwiej, gdyby mnie zwolnił z jednego zaliczenia (akurat tego konkretnego)?. Proszę o pomysły. Pozdrawiam
Zakładki