Cytuj:
Całe dni spędzone przy trenowaniu moich umiejętności bojowych... Wiadra wylanego potu, odciski na dłoniach,(i)zakwasy... Miałem już dość, ale byłem stanowczy,(kropka) wiedziałem, że muszę to uczynić. Trenowałem zawzięcie, aż pewnego dnia mi się udało opanować zaawansowane władanie mieczem obosiecznym, oraz tarczą. Podczas ciężkiego i męczącego treningu,(Przecinek chyba niepotrzebny) odkładałem pieniądze zdobyte(złupione brzmiałoby lepiej) z potworów na nową broń. Stara była już pokryta rdzą oraz tempa. Udało mi się trafić na miastowego(Nie miejskiego?) handlarza, i sprzedał mi tanio Ognisty Miecz. Pierwsze wrażenie było podniecające, a zarazem czułem jego palący ogień(Ciut dziwne zdanie). Ogień(powt.) był magiczny,(Tu by się przydała kropka jego płomienie o dziwo nie raziły, ani nie paliły posiadacza broni(to nie to samo?). Handlarz był tak miły, że za parę miedziaków dorzucił mi wspaniały pierścień(brak przecinka dzięki któremu władanie mieczem przychodziło łatwiej. Na początku nie wierzyłem, ale po założeniu tego wspaniałego(przecinek) błyszczącego pierścienia, poczułem niewiarygodną siłę oraz władzę w ręce(przecinek) w której dzierżyłem miecz. Handlarz powiedział, że pierścień nie może być zbyt długo używany, bo w końcu zniknie na zawsze...(niepotrzebne) Wiedziałem, że jest w tym jakiś kruczyk,(kropka) postanowiłem zachować magiczny pierścień na specjalne okazje. Od dawna marzyłem,(albo dodać BY, albo usunąć przecinek) udowodnić swoją odwagę i rycerstwo, i udać się do smoczego kanionu, by spojrzeć bestii prosto w jego piekielne i pełne grozy oczy... W swojej skrytce przechowywałem trochę mikstur przywracających energię duchową, oraz niezbędne do walki runy, które nie raz ratowały me życie. W pełni zahartowany, oraz pewny siebie, ruszyłem w stronę kanionu. Kanion(powt.) znajdował się nie daleko na południe od elfickiego miasteczka Ab'Dendriel. Ujrzałem kanion,(powt. Dodatkowo kropka przydała by się) postanowiłem sprawdzić, czy niczego nie zapomniałem. Uszykowałem do gotowości Runy Leczące, oraz Mikstury(po co te wielkie litery) przywracania Energii Duchowej. W kieszeni zaś miałem magiczny pierścień kupiony od handlarza. Ręka w której dzierżyłem miecz, lekko drgała jednak po założeniu pierścienia, drgania ustąpiły,(kropka plx) byłem pewny, że uda mi się, że mogę to zrobić. Powolnymi krokami zacząłem zbliżać się w głąb kanionu. Zobaczyłem ludzkie kości, wyschniętą krew, oraz popiół. Zacząłem powoli czuć bestię, słyszeć jego ciężki i mocny oddech.... Coraz bliżej... I bliżej... aż w końcu ujrzałem bestię! Miał nieco ran od boltów(bełtów),(kropka) niektóre były wbite w jego ogromne skrzydła. Spostrzegłem się, że pod jednym skrzydłem smoka, leżał mój przyjaciel... Zacisnąłem klingę miecza, po czym z krzykiem ruszyłem na smoka. To był błąd... Smok potężnym ognistym oddechem spowodował, iż upadłem i czułem potworny ból na całym ciele. Natychmiastowo użyłem runy leczącej, i postanowiłem grać bardziej defensywniej. Zbliżyłem się do gada dzięki mojej gryfiej tarczy. Zacząłem w złości okładać smoga serią potężnych ciosów z ognistego miecza, jednak jego łuski były twardsze(Nie jestem pewien czy jest dobrze) niż myślałem. Myślałem, że smoki są dobre tylko w zianiu ogniem, jednak co(niepotrzebne) się okazało, pazury ma ostre jak brzytwa i twarde jak stal. Musiałem ponownie użyć runy leczącej. Tym razem pewniej ruszyłem na smoka, z pełnym atakiem i natarciem. Dzieki tarczy i zwinności, udało mi się unikać jego potężnych uderzeń(kropki) jednak musiałem czasami używać run leczących. Po długo trwającej walce, spostrzegłem, że smok jeszcze(niepotrzebne) ledwo zipie, ale(lepiej brzmi samo A) ja niestety nie mam już run leczących. Smok zaczął uciekać,(kropki) resztkami sił wypuścił ogromną kulę ognia, którą dostałem bo nie byłem przygotowany na tak zabójczy atak w tym stanie. Szybko zza pasa wyciągnąłem eliksir przywracania energii duchowej i użyłem swoich mizernych czarów leczących. Czasu miałem nie wielę, więc postanowiłem wszystko na jedną kartę. Pełen Atak! Zignorowałem to czy zginę czy nie, o moim losie miało zdecydować przeznaczenie. Kto zada pierwszy atak, ja czy smok? Dźgno(ą)łem smoka z całych sił w sercę,(kropka) widziałem jak w jego paszczy zbiera się ogień, jednak po chwili zgasł... A smok padł z wiel(k)im hukiem na kamienną podłogę. Usiadłem z wrażenia, spożyłem resztkę eliksirów lecząc się moimi słabymi zaklęciami uzdrawiającymi. Sprawdziłem czego smog tak zawzięcie strzegł... Okazało się, że dziwnego miecza którego ostrze było wygięte niczym sprężyna, oraz trochę złota. Zabrałem to i owo, oraz zobaczyłem ciało kumpla. Przy ciele znajdowały się tylko łachy, plecak oraz kusza. Wziąłem część jego ekwipunku, po czym dumnie udałem się w stronę miasta. Mój przyjaciel był zszokowany tym, że udało mi się odzyskać jego rzeczy, a jeszcze bardziej tym, że pokonałem sam tak straszliwą bestię! Co prawda w jego plecaku wiele wartościowych rzeczy nie było, ale liczy się przyjacielski gest. Po udanym polowaniu, postanowiłem położyć się spać, dumny z wymarzonej rangi, jaką jest Łowca Smoków.
*Kumpla- Kompana, towarzysza bardziej 'klimatycznie'