Sophie, Gwałt cz.1 [OPOWIADANIE] [18+]
Pierwsze opko od dłuższego czasu. Sorki dla tych co się zawiodą. Cierpię na niemoc twórczą. Mile widziane pociski, byle konstruktywne. Przeczytałoś, a nie wiesz jak skomentować i już spadasz? Patrz do przyklejonych, leniu.
*******
Dźwięk sms’a nagle wyrywa Sophie ze snu. Podnosi się na kanapie lekko unosząc powieki. Uderza ją przebłysk światła wydostający się spod drzwi do kuchni. Jęczy boleśnie, po czym pada na plecy. Chowa się pod koc i zatyka uszy, bowiem tykanie ściennego zegara przypomina podkład do marsza żałobnego. Ze wszystkich sił zatyka powieki, choć wie, że już nie zaśnie. Wzdycha ciężko i z trudem wstaje. Zataczając się zmierza w półmroku w stronę barku. Upada na szklaną ławę zawaloną pustymi butelkami po whisky i tequili i niemal mdleje na dźwięk tłuczonego szkła. W końcu dociera do celu. Otwiera wieko.
- Kurwa mać! – klnie, gdy napotyka dłonią same drewniane ścianki. Nie mogąc uwierzyć w pusty barek, zapala znienawidzone światło. Gdy odzyskuje ostrość widzenia, klnie znów i wyżywa się, rzucając jedną z butelek w zegar. Wskazówki zatrzymują się na drugiej trzydzieści sześć. Sophie rusza na korytarz, by wyjąć z torebki portfel. Okazuje się, że poszedł w ślady barku i też jest pusty.
- Pierdolę. Zapłacę kulką… – mruczy pod nosem, po czym wyciąga z szuflady gnata i chowa za pazuchą.
*******
*******
Schował się za drzewem i wyczekuje, co chwilę ocierając dłonią tłustą, spoconą twarz. Ubrany tylko w prochowiec drży z zimna i emocji. Słabe światła latarni mu sprzyjają. Mijany przez przechodniów, niezauważany przez nikogo, czeka na moment, w którym będzie mógł zaspokoić swoje żądze. W końcu w oddali dostrzega zgrabną kobiecą sylwetkę. Serce niemal wyskakuje mu znad wielkiego, piwnego brzuszyska. Wychodzi zza drzewa i idzie w jej stronę. Zauważa go i przystaje. Dzieli ich kilkanaście metrów, a ona stoi dokładnie pośrodku długiego parku. Tknięta złym przeczuciem zawraca.
- Przepraszam panią! Nie widziała pani mojego psa? – zagaduje przyjaznym barytonem.
- Nie, przykro mi. – odpowiada nie zatrzymując się.
- Proszę się zatrzymać! – woła mniej przyjaznym tonem, więc ona zaczyna uciekać, wzywając pomocy. Zdenerwowany bez trudu ją dogania. Łapie ją za włosy i przydusza.
- Ratunku!!! – krzyczy rozpaczliwie, na co on zatyka jej usta i ciągnie w krzaki. Gryzie go w rękę, w odwecie dostaje pięścią w twarz. Upada na ziemię. Rozpina jej kurtkę, rozrywa bluzkę i szarpie za stanik. Ramiączka pękają i oczom napastnika ukazują się nagie, jędrne piersi. Jedną mocno ściska i miętosi, drugą ssie i przygryza. - Puść mnie, proszę! – szlocha błagalnie ich właścicielka, lecz napastnik śmieje się cynicznie i jednym ruchem zrywa z niej majtki. Uderza go pięściami na oślep, drapie po twarzy i próbuje wepchnąć mu palec w oko. Drugi raz uderza ją w twarz i rozpina swój prochowiec. Obolała znów podejmuje walkę, więc jedną ręką przytrzymuje jej nadgarstki nad głową, drugą zatyka usta i zwala się na nią swoim ciężkim cielskiem. Jego nogi wdzierają się między jej i bezceremonialnie je rozszerzają.
- Nikt ci nie pomoże dziwko – charczy, słysząc jęki kobiety. Wbija się w nią gwałtownie swoim penisem i miarowo ją posuwa, sapiąc przy tym głośno.
- Och, tak… - dyszy. - Ale cię wypierdolę… Lubisz to. Och… Nie myśl, że szybko skończę – cedzi i zaczyna brutalniej penetrować jej pochwę. Zapłakana i bezsilna zamyka oczy, stękając boleśnie przy każdym uderzeniu w łechtaczkę.
*******
*******
Sophie schodzi z mostu do parku, wściekła, że monopolowy koło jej domu jest nieczynny i musi zapieprzać do drugiego, dwieście metrów dalej. Idzie z zaciśniętymi ustami, zniechęcona, powtarzając sobie w duchu, że jej ciało nie składa się z waty i da radę dojść na miejsce. W pewnym momencie przystaje, słysząc stłumione jęki.
- Jebane zakochańce – mruczy pod nosem, ale coś jej nie daje przejść obojętnie. Idzie w stronę źródła stęków i to co znajduje, wcale nie przypomina jej romantycznego numerku na łonie natury.
- Złaź z niej skurwielu – każe spokojnym tonem.
- Spierdalaj, bo będziesz następna – odpowiada jej niewzruszony, nie przerywając ruszania biodrami. Sophie wyciąga broń i mierzy mu w tył głowy. Strzela bez mrugnięcia okiem. Jego łepetyna okazuje się nie być w środku taka pusta, jakby się mogło wydawać. Zgwałcona kobieta wyczołguje się spod ciała gwałciciela i wpada w spazmy. Sophie bez emocji ją przytula i podnosi.
- Zapnij kurtkę. Mieszkam niedaleko, chodź – mówi łagodnie, choć jest wściekła, że tych dwoje pokrzyżowało jej plany. Kobieta upada z powrotem na kolana i wymiotuje. – Weź się w garść, chodź. - Znów ją podnosi i ruszają w drogę, przy akompaniamencie płaczu i pociągania nosem.
*******
*******
Emily, bo tak się przedstawiła zgwałcona, siedzi w wannie i szoruje swoje ciało gąbką, zawodząc przy tym głośno, podczas gdy Sophie próbuje się czegoś o niej dowiedzieć.
- Musisz mi podać adres, słyszysz? Przestań płakać, musisz być silna. – Emily jednak zdaje się jej nie słuchać, bo raz po raz kołysze się jakby dostała choroby sierocej, by po chwili z jeszcze większą agresją myć swoje ciało. Sophie kładzie jej dłoń na ramieniu, lecz ona ją strąca.
- Nie dotykaj mnie! Niech nikt mnie nie dotyka! Jestem brudna! Zawsze będę brudna! Mam męża, dzieci! Jak ja mam teraz żyć?! Jak ja im spojrzę w oczy?! Ja nie powinnam żyć! – ukrywa twarz w dłoniach.
- To nie twoja wina, wszystko będzie dobrze – odpowiada bez przekonania i wychodzi z łazienki. Nie jest psychologiem ani psychiatrą. Nie wie jak rozmawiać z ofiarami gwałtu. Właściwie powinna ją opierdzielić za to, że w środku nocy szła sama przez park, ubrana w krótką spódnicę i szpileczki. Przecież okazja czyni gwałciciela. Potrząsa głową, by wyrwać się z tych niesprawiedliwych myśli i wyciąga z kieszeni kurtki komórkę. Dzwoni do jedynej osoby, która wydaje jej się być pomocna w tej sytuacji. Wsłuchuje się w sygnały. Pierwszy, drugi, siódmy. Bez odbioru. Nie poddaje się. Dzwoni drugi raz.
- Phie, na miłość boską, wiesz która jest godzina? – słyszy głos Cristophera i dźwięk zamykanych drzwi w oddali.
- Owszem. Trzecia.
- Masz szczęście, że nie obudziłaś Sary. Znowu zarzuciłaby mi, że ją z tobą zdradzam.
- Zabawne zważywszy na to, że to twój romans z nią zakończył nasze małżeństwo – odpiera beznamiętnie.
- Czego chcesz?
- Przywieź mi GHB. I whisky. Wiem, że trzymasz w domu.
- Co ty pieprzysz? Całkiem ci odpierdoliło? – syczy przyciszonym głosem.
- Cris, weź dupę w troki i przyjeżdżaj. Wiesz, że nie żartuję. – rozłącza się i zrezygnowana opiera się o ścianę. Po chwili wyciąga z szafy jakieś ubrania i zanosi do łazienki. Emily nadal tkwi skulona w wannie, wpatrując się w martwy punkt na ścianie. Sophie siada na poręczy i przyłącza się do tej pasjonującej czynności.
*******
*******
- Fatalnie wyglądasz – mówi na powitanie Cristopher, gdy Sophie otwiera mu drzwi.
- Masz? – puszcza jego uwagę pomimo uszu. Wręcza jej reklamówkę.
- Po co ci to? – pyta właściwie nie licząc na odpowiedź. Od roku normalnie ze sobą nie rozmawiali.
- Mam w łazience zgwałconą. Dam jej tabsę, to zapomni. Flacha dla mnie – odpowiada sucho, dobrze wiedząc, że nie spodziewał się odzewu.
- Boże. Mówisz poważnie? Obejrzę ją… - zaoferował z racji, że jest ginekologiem.
- Myślisz, że da się dotknąć facetowi? – rzuca mu kpiące spojrzenie. Cris wzrusza ramionami.
- Złapią tego gnoja? – odpowiada wymijająco, pytaniem na pytanie.
- Nie. Nie złapią – uśmiecha się z zimną satysfakcją. Cristopher patrzy na nią potępiająco, domyślając się dlaczego. Sophie bez słowa pożegnania wypycha go za drzwi i wraca do łazienki z tabletką gwałtu w dłoni.
*******
*******
Dźwięk przychodzącego połączenia wyrywa Sophie ze snu. Podnosi się na łóżku, lekko unosząc powieki. Uderza ją przebłysk światła wydostający się spod drzwi do salonu. Jęczy boleśnie, po czym pada na plecy. Chowa się pod kołdrę i zatyka uszy, bowiem dźwięk telefonu przyprawia ją o palpitacje serca. W końcu zmusza się, by go odebrać. Nie otwierając oczu, po omacku szuka ręką telefonu. Mija dłuższa chwila, nim wymacuje go na szafce nocnej.
- Co? – burczy do słuchawki.
- Masz natychmiast przyjechać!
- Ale o co kaman? – jęczy zdziwiona, że Hamilton śmiał do niej zadzwonić, podczas gdy ona ma długoterminowy urlop. Gdzie poszanowanie praw pracownika?
- Ty mi powiedz! Znaleźli trupa w parku!
- No i?
- Kurwa mać, ty dobrze wiesz! Twoja kulka, z twojej jebanej spluwy! Masz nas za tępych chujów?
- W sumie… Doszliście, że to moja dopiero po dwóch dniach. Słabo, szefie.
- Masz piętnaście minut albo wylatujesz z roboty!
- Wal się, to gwałciciel.
- Ale powinnaś go przyprowadzić na komisariat! Miał prawo do pierdolonego procesu!
- Jakby ci córkę zgwałcili to też byś tak gadał?
- Nie będę z tobą dyskutował! Kwadrans i ani sekundy dłużej. Podasz dane tej kobiety.
- Nie podam.
- Podasz.
- Nie podam.
- Masz kwadrans, kurwa.
*******
Ciąg dalszy nastąpi w przyszłości \o/
Sophie, Okaleczone głowy cz.2 [OPOWIADANIE] [18+]
Sophie, "To za trudne" cz.3 [OPOWIADANIE] [18+]
Sophie, "Załatw to" cz.4 [opowiadanie][18+]
Sophie, Okaleczone głowy cz.2 [OPOWIADANIE] [18+]
*******
Uderza pięściami w szklaną ścianę tak mocno, że pęka skóra. Z ran lecą stróżki krwi, ale nie czuje bólu. Krzyczy i grozi. Kładzie rękę na sercu i prosi. Pada na kolana i błaga...
Wzdryga się i otwiera oczy. Wykrzywia twarz w rozpaczliwym grymasie i kuląc się bezgłośnie płacze.
*******
*******
Richard patrzy wyczekująco na swoją podwładną stukając palcem w biurko. Mętny wzrok, włosy w nieładzie i niewyprasowany dres wywołują w nim politowanie, które stara się za wszelką cenę ukryć.
- Na miłość boską, Sophie. Nawet nie wiesz jak chętnie bym cię zwolnił.
- Dajesz... - burczy przewracając obojętnie oczami.
- Może najpierw w swej nieskończonej łasce wyjaśnisz mi, od kiedy kwadrans to piętnaście godzin?
- Od dziś – odpiera śpiewnym tonem posyłając Hamiltonowi szeroki uśmiech.
- Ja pierdolę! - huknął pięścią w blat. - Ogarnij się w końcu! Łazisz nawalona! Strzelasz do niewinnych! Nie wykonujesz rozkazów! Staczasz się na samo dno! Masz wyjebane to strzel sobie w łeb!
- Z całym szacunkiem, szefie... - zaczyna.
- Z szacunkiem? - przerywa jej i opada ciężko na fotel. - Ty już nie wiesz co to szacunek, dziewczyno. Dałem ci czas na nabranie sił. Byłem naprawdę cierpliwy. To trwa za długo, Sophie. - Milknie i czeka na jakiś rozsądny odzew. Z korytarza dobiegają szepty podsłuchiwaczy, które są zagłuszane przez tykanie zegara.
- Dobrze... - wzdycha w końcu lekko poruszona. - To prawda, piję. Ale w tej chwili nie jestem nawalona. Mam tylko małego kaca. A on nie był niewinny. Zgwałcił kobietę...
- Dlatego powinnaś go tu przyprowadzić – znów wchodzi jej w słowo, sylabizując każdy wyraz.
- Gówno. Prawda – odpowiada w podobnym tonie i wstaje.
- Sophie, podaj jej dane.
- Przykro mi. Nie znam ich.
- Adres albo cię aresztuję. Tylko ona może cię oczyścić z zarzutów.
Zrozum szefie, że ona nic nie pamięta. Myśli, że ktoś wjechał jej rowerem w kuper i upadła na głowę – wyjaśniła, po czym rzuciła broń i odznakę na biurko.
*******
*******
Krętym, oświetlonym pochodniami, korytarzem idzie dwóch ubranych na czarno mężczyzn, ciągnąc po ziemi nieprzytomnego chłopaka. Na końcu wchodzą do przestronnego holu, gdzie znajdują zakneblowaną i przywiązaną do krzesła zapłakaną dziewczynę. Naprzeciwko niej stoi drugie, puste siedzenie. Po prawej stronie hali, w eleganckiej loży, która zupełnie nie pasuje do wnętrza skalnego pomieszczenia, widać przez chwilę czyjś cień. Mężczyźni patrzą na siebie znacząco i sięgają po stojące nieopodal wiadro z wodą. Oblewają chłopaka, by się wybudził. Ten od razu rzuca się w stronę dziewczyny. Odciągają go i przywiązują do wolnego krzesła. Po chwili kamienne ściany w kilku miejscach się rozsuwają, wchodzą kolejni mężczyźni i w holu pojawiają się kolejne siedziska z przywiązanymi ludźmi. Ustawiają wszystko jak trzeba i posłusznie stają w rzędzie, czekając na uwagi osoby siedzącej w loży.
*******
*******
Hamilton schyla się pod taśmą policyjną i podchodzi do koronera. Witają się skinieniem głowy.
- Nie wierzę w to co widzę. - Łapie się za głowę i kuca przy jednych z leżących zwłok. Z trudem powstrzymuje torsje na widok wybałuszonych oczu i wyłamanej szczęki.
- Kobieta, około trzydziestu lat – słyszy. Wstaje i ogląda kolejne ciała. Pięćdziesięcioletni mężczyzna ze zdartą skórą twarzy i rozerwanymi od ucha do ucha ustami, dwudziestoletnia dziewczyna z obciętym nosem i spalonymi uszami, trzydziestoparoletni mężczyzna ze zmiażdżoną głową i piętnastoletni chłopak z kulką w czole.
- Robbie... Czy prócz wieku ofiar znasz przyczyny śmierci? Z tego co widzę wszyscy zostali postrzeleni.
- Musimy poczekać na próbki badań, panie Hamilton. Jedynie ten chłopak – wskazał na ciało – na pewno zmarł natychmiast od strzału w głowę. Reszta teoretycznie została trafiona w miejsca, które śmiercią nie grożą. Przykładowo kobieta bez nosa ma kulkę w udzie z dala od tętnicy. Jedyne co wiemy to to, że kuli nie zadano po śmierci. Albo się wykrwawiła i ją okaleczono, albo ją torturowano żywcem.
- Mój Boże...
- Fakt... Swoją drogą, gratuluję.
- Dziękuję – odpiera z grzeczności bez cienia dumy Richard i bezwiednym wzrokiem podąża za krzątającymi się funkcjonariuszami.
*******
*******
Sophie staje przed swoim pełnym barkiem i wylicza rymowanką, który trunek wybrać do wieczornego seansu filmowego. Przez cały dzień ściągała z internetu głupie komedyjki. Nim zdołała wybrać butelkę, słyszy jednocześnie dźwięk telefonu i przychodzącego sms'a. Przeszła kilka kroków, odebrała telefon i sięgnęła po komórkę.
- Tu Sophie, zostaw wiadomość – powiedziała do słuchawki.
- To ja, Richard.
- Aha... Suka...
- Sophie, do kur...
- Spokojnie, Hami – przerywa mu. - Czytam właśnie wiadomość od tej taniej szmaty, żonki mojego byłego męża. To było do niej.
- Ulżyło mi.
- Mnie niespecjalnie. Zastrzelę tą pierd...
- Sophie! - tym razem on przywołuje ją do porządku zmęczonym głosem.
- No co?! W ogóle nie utrzymuję kontaktu z tym pantoflarzem, a ona codziennie wypisuje oszczerstwa! Aresztuj ją za stalking!
- Sophie, błagam...
- W dupie mam twoje błagania. Po ch...olerę do mnie dzwonisz? Nie zawracaj mi głowy, nie jesteś już moim szefem.
- Wiem... Nie kazałem ci się zwalniać.
- Słucham?! - krzyczy oburzona. - Chciałeś tego.
- Chciałem, żebyś się otrząsnęła. Mniejsza z tym. I tak pewnie właśnie stoisz nad flachami zastanawiając się, którą wyżłopać. - Sophie zmrużyła oczy i puściła to mimo uszu.
- Czego chcesz?
- Awansowałem. Zostałem porucznikiem w CSI.
- Ty? Przecież ty żadnych osiągnięć nie masz. Do tej pory nie złapałeś Fortman'a!
- Złapałem kilkunastu innych, równie paskudnych bandytów. Gdybyś pracowała, to byś wiedziała.
- Gdybyś go złapał, to...
- Sophie! Proszę cię – wzdycha. - Miesiąc temu znaleźli sześć postrzelonych ciał, z których cztery miały porozpruwane brzuchy i otwarte kończyny. Pół miesiąca później znaleźli kolejne sześć ciał. Okazało się, że to partnerzy poprzednich ofiar. Wszyscy uduszeni. Dziś widziałem pięć ciał, także postrzelonych, z okaleczonymi twarzami. Wiem, że znalazłabyś morderców.
- Przeceniasz mnie.
- Wcale nie. Przypomnij sobie co było kiedyś.
- To było dawno.
- Sophie. Teraz też zaginęli partnerzy tych ludzi. Możliwe, że jeszcze żyją. Zawsze chciałaś pracować w CSI. Wybierzesz sobie partnera, dostaniesz własnych ludzi. Pomożesz? - pyta błagalnym tonem. Sophie przecząco kiwa głową i przykłada usta do słuchawki, by głośno i stanowczo rzec "nie".
*******
Sophie, "To za trudne" cz.3 [OPOWIADANIE] [18+]
*******
Na wielkim, dębowym biurku obok odzianych w trampki stóp Sophie lądują akta kilkunastu najlepszych tegorocznych rekrutów.
- Ułożone są w kolejności alfabetycznej, nie sugeruj się kolejnością – radzi nieco zgryźliwym tonem Mathew, który zajmuje się zbieraniem danych informacji z przydzielonych szkół.
- Za dużo ich. Chcę tu widzieć maksymalnie pięć teczek – zarządza i wraca do czytania gazety. Zirytowany wyrywa jej czasopismo z rąk i pochyla się nad nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Wiem, że jesteś przydupaską Hamiltona, ale to ci nie pomoże – cedzi powoli. - Albo zaczniesz pracować, albo wylecisz stąd szybciej niż tu trafiłaś. Kumasz, dziecinko? - sili się na słodki ton. Sophie zaśmiewa się szyderczo i wstaje, zmuszając tym samym Mathew'a do cofnięcia się.
- To papiery dotyczące mojej sprawy – wskazuje na leżące na szafce pod oknem kartony. - Przejrzałam wszystko w jedną noc. Wejdź jeszcze raz do mojego gabinetu, w czasie mojej przerwy i jeszcze raz zacznij wpierdalać się w moje obowiązki, to zobaczysz kto stąd szybciej wyleci. I zapewniam cię, że nie mam na myśli wyrzucenia cię przez drzwi, dziecinko – syknęła z satysfakcją obserwując, jak rozmówca robi się malutki. - Masz godzinę na skompletowanie pięciu akt. Won – wskazuje palcem drzwi i po jego wyjściu podchodzi do przeszklonej ściany, by zasunąć żaluzje. W gabinecie błyskawicznie materializuje się Patty, jej sekretarka.
- Proszę nie zasłaniać szyb... Pan Hamilton zabronił... - komunikuje pewnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- Słucham? - prycha Sophie, nie wierząc w to co słyszy. Odpowiada jej wzruszenie ramionami. - Nie mogę się skupić wiedząc, że wszyscy na mnie patrzą... - tłumaczy się nieco zbita z tropu, ukręcając w myślach Hamiltonowski łeb. Nie rozumie co to w ogóle za pomysł, aby w niemal wszystkich policyjnych placówkach gabinety były przy halach pracowniczych.
- Zapewniam, że nikt nie wyściubia nosa ze swojego boksu.
- Spoko – odpiera zrezygnowana mrużąc oczy i podchodzi do biurka, a Patty uspokojona wraca na swoje miejsce. Po chwili Sophie celowo strąca z blatu miskę z cukierkami. Zgodnie z jej przypuszczeniami ciekawscy zaszczycają ją wzrokiem jedynie przez moment, by zaraz udać, że niczego nie widzieli. Zadowolona schyla się za meblem, wyciąga z torebki flakon perfum Diora i z lubością przykłada go do ust.
*******
*******
Do małej, chińskiej knajpki niepewnym krokiem wchodzi młody, rudy chłopak ubrany w nienagannie skrojony garnitur. Przez chwilę przygląda się temu, jak kelner podaje Sophie sajgonkę, po czym podchodzi i grzecznie się wita.
- Usiądź, Luis – wskazuje miejsce i podsuwa pod nos aktówkę. - Zapoznaj się z tym materiałem. Chyba nie muszę ci mówić, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności, żeby cię odpowiednio zmotywować do pracy?
- Bynajmniej, pani Bobbitt. Chciałbym jednak wiedzieć co panią skłoniło do...
- ...Czytanie z ust... - wchodzi mu w słowo i wylicza na jednym wdechu. - ...pięć języków obcych, czarny pas w karate, najlepszy strzelec na roku, wysokie IQ oraz same celujące z egzaminów i kursów.
- Nie zawiodę pani – zapewnia z całą mocą i kładzie dłoń na aktówce. - Co tu mamy?
- Wszystko i nic. Ludzie są porywani i zabijani. Giną niemal natychmiast od kulki albo są torturowani i umierają długo. Musimy ustalić kto za tym stoi, bo mamy chyba do czynienia z seryjnym mordercą.
- Ile mam czasu?
- Maksymalnie czterdzieści osiem godzin – odpiera zjadając ostatni kęs potrawy, gdy drzwi do knajpy uchylają się i do środka wpadają paparazzi.
- Sophie Bobbitt! Sophie Bobbitt! - przekrzykują się i podbiegają do stolika wciskając jej niemal mikrofony do buzi, oślepiając błyskiem fleszy. Sophie przy pomocy Luisa próbuje wydostać się na zewnątrz. - Wraca pani do pracy, by dorwać Fortman'a?! - piszczy jedna z dziennikarek zagłuszana przez baryton kolegi z konkurencji – Czy pogodziła się pani ze śmiercią Charles'a?
- Bez komentarza, skurwysyny! - krzyczy zdenerwowana i pokazuje środkowy palec do obiektywów przepychając się do wyjścia.
- Nadal jest pani uzależniona od prochów i alkoholu?! Wciąż się puszczasz z kim popadnie?! Czemu w parku zabiłaś ojca czterech dzieci?! Dlaczego pani próbuje rozbić małżeństwo byłego męża?!- z każdym słowem wzrasta szum w głowie Sophie, a obraz przed oczami zasnuwa mgła.- Dałaś dupy szefowi za pracę?! - pyta któryś z dziennikarzy szarpiąc ją za ramię. Nagle rozlega się huk. Krzyki ustają, a wysoki, postawny mężczyzna po uderzeniu głową w stół bezwiednie upada na podłogę...
*******
*******
Luis wsuwa dłoń w swoje rude włosy patrząc tępo w swoje notatki na tablicy korkowej, z których nic nie rozumie. Po dłuższym zastanowieniu dochodzi do wniosku, że wszystko jest zbyt chaotycznie poukładane. Chwilę bije się z myślami, po czym odpina wszystko i tworzy nowy szyk.
Pierwsza sekcja – północna część miasta, gdzie zaginęły dwie pary:
Eva i David Diaz, małżeństwo z dziesięcioletnim stażem. Ostatnio widziani w kinie. Ona się wykrwawiła po postrzale w brzuch. Do tego czasu była torturowana przez wbijanie igieł w oczy i łamanie szczęki. On nieodnaleziony.
Melanie Watson i Leo Moore, konkubinat od dwóch lat. Ostatnio widziani w parku. On postrzelony w ramię, choć przyczyna zgonu to zmiażdżenie głowy stalowymi płytkami. Ona nieodnaleziona.
Druga sekcja – południowa część miasta, gdzie w muzeum zaginęło małżeństwo z dwudziestoletnim stażem, Kate i Jacob Clark. On się wykrwawił po postrzale w prawą pierś, lecz zanim to nastąpiło torturowany przez zdzieranie skóry twarzy i rozrywanie ust. Ona nieodnaleziona.
Trzecia sekcja – zachodnia część miasta, gdzie zaginęli Theresa Harris i Bob Perry, nastolatkowie, para od kilku tygodni. Ostatni raz widziani w szkole. On zabity przez strzał w głowę. Ona nieodnaleziona.
Czwarta sekcja – wschodnia część miasta, gdzie ostatni raz widziano w sklepie odzieżowym Olivię Brown i Matta Hill, narzeczonych. Ona wykrwawiła się po strzale w udo, a do tego czasu torturowana przez obcinanie nosa i przypalanie uszu. On nieodnaleziony.
*******
*******
Nowy układ nie daje żadnych wniosków. Luis siada na stole kręcąc z rezygnacją głową, strącając niechcący tyłkiem bilingi i zapisy z przesłuchań świadków oraz nagrań kamer. Żadnego wspólnego punktu. Ofiary się nie znały i nie było żadnego znaku, który wskazywałby gdzie znajdują się ich drugie połówki. Po dwunastu godzinach przetrząsania akt z aktówki Sophie i pudeł dostarczonych przez jej sekretarkę w głowie Luisa plącze się tylko jedna myśl: Szach mat, policyjne suki. Chcąc się poddać wykręca numer do szefowej.
- Halo?
- Pani Bobbitt... Ja jestem pani fanem, jest pani legendą i chciałbym być taki jak pani, ale tej sprawy nie da się rozwiązać – tłumaczy się.
- Nie pierdol, wymiękasz tak szybko?
- Niczego nie ma, żadnych powiązań, dowodów, poszlak...
- Zamknij się Luis, kurwa mać... - syknęła. - Skoro masz taki słomiany zapał do pracy jako śledczy, to czemu w aktach nie było napisane, że jesteś pizdą?
- Nie jestem... Ja tylko...
- Luis... Wiesz... Mam cię w dupie. Myślisz, że ty jedyny pracujesz do późna? Co ty sobie myślałeś, że w godzinę znajdziesz mordercę? Zmęczony bardzo jesteś, co? Biedny, mały Luis... Co ty w ogóle zrobiłeś do tej pory? - zaśmiewa się kpiąco.
- Sprawdziłem czy są powiązania między ofiarami, przeczytałem zeznania świadków, przejrzałem bilingi i zapisy z kamer, prześledziłem od a do z sekcje zwłok...
- To się bardzo napracowałeś – odpiera ironicznie chwalącym tonem. - Tylko czemu mam wrażenie, że nie sprawdziłeś niczego co dotyczy ofiar z początku miesiąca? - Odpowiada jej cisza. Wściekła się rozłącza, a Luis rzuca telefonem w ścianę.
*******
Sophie, "Załatw to" cz.4 [opowiadanie][18+]
*******
Na dźwięk otwieranych drzwi Sophie błyskawicznie wrzuca tajny flakon do torebki i wstaje, by powitać gościa. Mina jej nieco rzednie, gdy widzi Hamiltona.
- Jak idzie śledztwo? - pyta zasłaniając żaluzje, a Sophie dyskretnie upija łyk kawy, by zneutralizować nieprzyjemny zapach z ust.
- Czekam na raport – odpowiada niechętnie chcąc, by szef już sobie poszedł. Ten jednak wyciąga z aktówki kilka czasopism i rzuca je na biurko.
- Myślałem, że się dogadaliśmy i mogę ci ufać, a tymczasem ty... - urwał powstrzymując się od wybuchu. Sophie sięga po gazety i przegląda nagłówki.
„Awans przez łóżko w CSI”, „Szef jej już nie zaspokaja? Baddit romansuje z byłym mężem!”, „Ojciec dwójki dzieci zabity w parku przez śledczą”, „Szanowany dziennikarz brutalnie pobity przez funkcjonariuszkę”
- To oszczerstwa, zaprzeczałam tym bzdurom – broni się.
- Bardzo skutecznie – syczy z sarkazmem wskazując na czasopisma. - Przez ciebie góra dobiera mi się do dupy. Nie wiedzieli o żadnym pieprzonym gwałcicielu, twoi koledzy stanęli na głowach, żeby to jakoś zatuszować!
- Nie krzycz na mnie – zagroziła palcem. - Ja nikomu o nim nie mówiłam!
- To skąd te hieny o tym wiedzą?! - wydarł się jeszcze głośniej nie mogąc już utrzymać nerwów na wodzy. Sophie w odpowiedzi pokazała środkowy palec. Rozgniewany uderzył pięścią w blat. - Masz iść do tego dziennikarzyny i błagać na kolanach, by nie składał pozwu. Jeśli cię oskarży będziesz skończona w tej robocie.
*******
*******
W przestronnej sali konferencyjnej Luis przygląda się w skupieniu rozłożonym na ogromnym, szklanym stole materiałom. Sophie otwiera swój gruby notes zapisany analizami i wnioskami.
- Za godzinę muszę być u jednego frajerskiego paparazzi, więc dobrze by było, jakbyśmy do czegoś doszli.
- Żałuję, że to nie ja mu przywaliłem – odpiera z żalem drapiąc się po głowie.
- To też by wykorzystali – kwituje krótko wzruszając ramionami i daje znak, by Luis zaczął.
- Wszystkie ofiary mają pod paznokciami czarny żwir kruszony, kruszywo drogowe. Możliwe, że były trzymane więc w jednym miejscu. To znaczy te pierwsze, a potem te drugie..w... w... w... tym samym miejscu – zająkuje się widząc minę zmarszczone brwi Sophie.
- Wiesz, ile w tym mieście mamy żwirowanych uliczek i innych dróżek? - pyta go słodkim tonem.
- Wiem, ale żwir dzielimy na trzy frakcje. Nasze ofiary mają od dwóch do ośmiu milimetrów. To zawęża pole poszukiwań.
- Luis, to nic nie zawęża. Wszędzie mamy żwir, rozumiesz? Laboratorium prześwietliło go od a do z i zgodnie z innymi śledczymi twierdzili, że żwir nam nic nie daje.
- Ale jest też opcja, że ofiary były porywane z tego samego miejsca, więc gdybyśmy trochę lepiej sprawdzili ten żwir, to może byśmy doszli...
- Luis, czy ty masz jakiś fetysz z tym żwirem? Chcesz, to sobie z nim dochodź, ale w domu. Zapominamy o żwirze, kapujesz?
- Ok – parska urażony, a wszystkie dotyczące żwiru dokumenty składa i wrzuca do teczki. Sophie wzdycha z ulgą cierpliwie czekając na dalszy ciąg pomysłów młodego partnera. - Ciała były wyrzucane na parkingu za jadłodajnią dla bezdomnych. Można tam łatwo wjechać z lasu – informuje takim tonem, jakby Sophie jeszcze o tym nie wiedziała.
- Mnie też to dziwi. - przykłada palec do ust i wlepia zastanawiający wzrok w nieokreślony punkt na stole. Luis mruga lekko strapiony.
- Co dokładnie?
- To, że nie zamontowali tam kamery i bramy po pierwszych mordach. Ktoś uznał, że drugi raz w tym miejscu nikt nie wyrzuci ciał, bo to zbyt głupie. Potem, że trzeci raz już na pewno się to nie powtórzy, a jadłodajnię nie stać na takie wydatki. Cóż, do trzech razy sztuka – faluje brwiami i ściska usta w dzióbek.
- Mam tu informację, że miasto zobowiązało się pokryć koszta – odrzeka jej i podaje kartkę, lecz Sophie macha ręką dając znak, że już to widziała.
- Mówili, że zajmą się tym po Halloween. Nikt nie przypuszczał, że w ciągu miesiąca pojawią się kolejne ofiary.
- Na tym parkingu nie ma żwiru. Potencjalne miejsca, z których były porywane też nie mają z nim nic wspólnego – Luis kuje żelazo póki gorące i sięga do teczki, by z powrotem wyjąć papiery.
- Przejrzyj wstępne zeznania tych, którzy przedwczoraj byli w tej jadłodajni. Potem ich gruntownie przepytaj – zmienia temat ignorując słowa młodego partnera.
- Ale... - zaczyna butnym tonem.
- Luis! Odżwiruj się już i do roboty, ja idę pogadać z tym napastliwym cymbałem – zarządza i posuwistym krokiem wychodzi z sali nie widząc pokazanego języka.
*******
*******
Zeno Plesiowski, amerykanin polskiego pochodzenia, ostentacyjnie łapie się za kołnierz ortopedyczny sugerując, że stała mu się wielka krzywda, przez którą omal nie stracił życia i duka przez złamany, zagipsowany nos:
- Nie zgodzę się na żadne ustępstwo. Spotkamy się w sądzie – grozi i klika guziczek na pilocie, by jakaś pielęgniarka przybyła mu na ratunek, aby wyrzucić Sophie za drzwi. Śledcza wzdycha i posyła mu niechętne spojrzenie.
- Bardzo, ale to bardzo przepraszam – odrzeka nieszczerze nawet się z tym nie kryjąc. - Gdyby jednak pan nie truł mi dupy, to nie byłoby nas tutaj.
- Po tych słowach jeszcze bardziej chcę procesu – syczy i coraz mocniej naciska przycisk. Sophie wstaje z plastikowego krzesełka i sięga za pazuchę, a na twarzy Zeno pojawia się przerażenie, które równie szybko znika na widok wręczanej koperty. - Łapówka nic nie da – stwierdza uznając w duchu, że pod białym papierem nie odznacza się zbyt duża suma, a czeki nie wchodzą w grę.
- To nie łapówka – odpiera Sophie wesołym tonem i rozsiada się z powrotem na niewygodnym krześle. Plesiowski szybko wyjmuje zawartość i gniewnie marszczy brwi.
- Co to, kurwa, ma być? Mało ci kłopotów, pieprzona suko? - rzuca w nią zdjęciami, na których uwieczniono jak dziennikarz uprawia seks z kochanką.
- Lepiej uważaj na słowa – odpiera spokojnie. - Twoja żona, córka twojego wpływowego szefa, matka trójki twoich dzieci, właścicielka twojego domu może być bardzo niezadowolona. - Uśmiecha się lekko i pochyla w kierunku leżącego Zeno. - Może się mylę? - pyta patrząc mu głęboko w oczy, a on odwraca wzrok i zaciska usta w milczeniu. Sophie zadowolona rusza do drzwi, gdzie mija naburmuszoną pielęgniarkę.
*******
*******
Zawiadomiony przez telefon Hamilton wzdycha z ulgą na wieść o załatwieniu sprawy z Plesiowskim, nie zdając sobie sprawy z ukrytych szczegółów. Po rozłączeniu się Sophie wraca do sali konferencyjnej, by sprawdzić postępy Luisa. Czyta pozostawione przez niego wnioski i wysyła mu wiadomość sms'em, że niedługo do niego podjedzie, aby pomóc w przesłuchaniach. Zanim jednak do tego dojdzie, sięga po akta zawierające dane pracowników i „klientów” jadłodajni z całego miesiąca i sprawdza czy poprzedni śledczy nie pominęli czegoś znaczącego. Po półgodzinie przeciera oczy i wstaje znudzona, przelotnie omiatając wzrokiem zasypaną prawą stronę blatu. Żadnego przebłysku, przeczucia, znaku. Upija łyk strzeżonego trunku i wychodzi z budynku. Gdy dochodzi do swojego fioletowego chryslera jej komórka zaczyna wibrować, a na wyświetlaczu pojawia się jakiś obcy numer.
- Słucham? - odbiera siadając za kierownicę.
- Odczep się od Cristophera! Dlaczego ciągle wpieprzasz się w nasze małżeństwo?! Czy ty nigdy nie znikniesz z naszego życia?!
- Jesteś nienormalna. Nie spotykam się z nim, wariatko – odpowiada z trudem hamując gniew i przerywa rozmowę. Wzdycha ciężko, masuje przez chwilę kark i odpala silnik. Po przejechaniu kilku metrów telefon znów dzwoni, a numer tym razem jest zastrzeżony.
- Odpierdol się ode mnie! - krzyczy odbierając, a po chwili ciszy odzywa się jakiś obcy głos.
- Witam. Z tej strony Camille Toy-Machine. Jestem adwokatem. Chciałabym się z panią spotkać.
- Ale o co chodzi? - pyta zdziwiona i zawstydzona Sophie przeglądając się w lusterku i poprawiając grzywkę, nie przeczuwając, że za chwilę usłyszy coś, co wprawi ją w osłupienie i odruchowo, gwałtownie zahamuje.
- Zostanie pani oskarżona o zabójstwo nienarodzonego dziecka Emily Lawrence.
*******