Racjonalista w konformistycznym pudełku (felieton filozoficzny)
Zacząłem zastanawiać się nad tym, czy warto być oryginalnym, czy lepiej być normalnym... Niby znane pojęcia, ale po chwili stwierdziłem, że to jedne z trudniejszych do określenia pojęć. Według sjp
oryginalny
jedyny w swoim rodzaju
normalność
1.bycie normalnym, zgodnym z normą
2.zdrowie psychiczne i fizyczne
3.życie toczące się według ustalonych, znanych praw i zwyczajów
Tylko czym jest życie toczące się według ustalonych, znanych praw i zwyczajów? 'Już nie wiem, czy nie chcę okraść danej osoby bo czuję, że to jest złe, czy nie chcę tego zrobić, bo zdaję sobie sprawę z tego, że pójdę do więzienia'
Ale dalej, czy można być normalnym albo oryginalnym? No nie, te drogi muszą się zazębiać, raz robimy coś zgodnie z danymi normami panującymi w społeczeństwie czy w grupie, raz robimy coś niezgodnie z tym. Na pewno zdarzyło Ci się przejść przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle. Czy to czyni nas oryginalnymi? Raczej nonkonformistami. I to określenie jest już bardziej opisującym oryginalność w mojej opinii, dlatego nim się będę posługiwał - jeśli uważasz, że to określenie jest gorsze, nic nie możesz z tym zrobić. Jeśli od tego momentu dalej to czytasz, to już postawa konformistyczna, you lost? xD
Chyba nie okłamię nikogo jeśli powiem, że wraz z wiekiem normy coraz bardziej starają się wkroczyć w nasze życie. Coraz mniej ochoty mam żeby zagadnąć przechodzą obcą osobę 'Ej uważaj, pająk Ci idzie po plecach!" bo nie jestem pewny co ta osoba sobie pomyśli, czy nie zawstydzę się, wolę przejść obok bez jakiegokolwiek konfliktu. Ogólnie jestem bezkonfliktowy, opanowałem tą sztukę wręcz do perfekcji, jestem pewien, że nawet w skrajnych przypadkach nie miałbym większego problemu żeby wyjść cało z tego zdarzenia. Nawet rozmowa z kimś jest przeze mnie kontrolowana, żeby przypadkiem nie pokazać za dużo siebie, żeby było rozsądnie, formalnie. Czy jednak nie tracę na tym nowych doświadczeń? Czy nie tracę chociażby wizyty w szpitalu z nożem w brzuchu i miłych spojrzeń pań pielęgniarek, albo nowej miłości która będzie leżała na sąsiednim łóżku z nożem w tyłku? Nie bez powodu tyle chleję, dopiero wtedy jestem w stanie otrzepać się z norm, z zawstydzenia, z konformizmu. Odrzucić wszystkie ograniczenia które dało mi społeczeństwo za darmo.
Wątek konformizmu ma fajne zobrazowanie w demokracji. Opinie w aktualnościach pewnych użytkowników 'Macierewicz ministrem? Szaleniec, pomylony, wariat, idiota, rząd się rozpadnie po 2 latach.' to coś co uwielbiam oglądać. Konformizm w najczystszej, krystalicznej postaci. Zero zainteresowania tym, co ten człowiek próbuje przekazać. Jedyne zainteresowanie tym, jak ten człowiek wygląda, w jaki sposób wypowiada swoje zdanie. Nieważne czy próbuje przekonać kogoś do swojego zdania, czy nie ma racji, jest wariatem bo zachowuje się inaczej niż wszyscy politycy. Nie przestrzega tych norm, które wyznaczyli sami politycy. Konsekwencje? Oburzenie z tego powodu, że został ministrem.
Jednak jako że normy w postaci 'nie zabijaj, nie kradnij' szanuję, tak nie jestem kompletnie zrozumieć dlaczego ludzie potrafią być tacy wstydliwi, tacy bezkonfliktowi, tak bardzo boją się wyszydzenia, wyśmiania, tak szczelną tworzą bańkę ochronną 'ja, tylko ja', sam się na tym łapię i nie potrafię zrozumieć co na tym zyskuję, czy czego dzięki temu nie tracę? Widzę z tego powodu tylko brak nowych doświadczeń, a mimo wszystko ta strefa komfortu bardzo bardzo często przejmuje nade mną kontrolę.
No, to trochę sobie popierdoliłem, aż mi ułżyło