Czołem!
Na początek napiszę, że nie miałem pojęcia jak nazwać temat.
Postanowiłem napisać coś na wzór opowieści, gdzie czytający ma prawo jakiegoś wyboru, co wpływa na rozwój akcji ; )
Oczywiście to co niżej naskrobałem jest napisane tylko po to by zobaczyć zainteresowanie.
Opisy krajobrazów, etc są zminimalizowane, żeby było mniej do czytania. Zapewne znajdą się powtórzenia i błędy jak również znajdą się użytkownicy, którzy to skrytykują (jak ktoś wgl przeczyta XD). Jednak jak już wspomniałem to taki "zarys" formy w takim "gównianym", szybkim wydaniu.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania oraz komentowania.
Cytuj:
Słońce kierowało się już ku zachodowi, do celu został już tylko dzień podróży.
Wiatr lekko zacinał niosąc melodie tutejszej fauny.
Falujące źdźbła trawy rozrzucały bezwładnie nasiona, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy.
Góry Koal'zha wyglądały przepięknie o tej porze roku. Światło słoneczne odbijane od kryształowych górskich ścian oświetlały nieprzebytą przełęcz Akiryosa - nazwaną tak na cześć legendarnego bohatera Teranu.
Bohater się rodzi lecz nigdy nie umiera. Legendy o jego czynach spisywane przez znakomitych bardów, opowiadane z dziada pradziada, z pokolenia na pokolenie, nigdy nie zostaną zapomniane.
Biorąc kolejny łyk specyfiku zakupionego od dziwnie pachnącego skrzata, spoglądałeś w głębiny niebios.
"Każda gwiazda, każdy promyk na niebie jest duszą legendarnych bohaterów, ludzi godnych i prawych, gdzie dostępują chwały w blasku swych Bogów."
Kto wie, może kiedyś to Ty rozbłyśniesz najjaśniej? Tylko najpierw przestań tyle zaglądać do kubeczka... i zapomnij o pięknych górach, kiedyś zapewne skierujesz tam swe kroki, lecz teraz gdy alkohol zaćmił Twój umysł, śpij.
Ognisko po woli dogasało, aż w końcu noc całkowicie spowiła całą polanę.
Chciałbym rzec, że obudził Cię cudowny śpiew ptaków oraz ciepłe promienie słoneczne, lecz kłamać nie wypada - obudziłeś się z kurewską suszą w ustach i pulsującym bólem głowy, gdzie każdy by się upajał ładną symfonią ptaków, tak Ty teraz chętnie byś im ukręcił kark by nastała cisza.
Trochę ociężale oraz nieumiejętnie poskładałeś swój pakunek, który swoją drogą zawierał dwa kubeczki o dziwo nie dla gościa, tylko na wypadek jakby się jeden rozpierdolił, dwie pary koszul, parę spodni, czerstwą bułkę, kawałek oślego mięsa oraz wcześniej wymieniony specyfik alkoholowy.
Niepewnie zrobiłeś pierwszy krok, jak gdybyś dopiero co uczył się chodzić, drugi i trzeci. Żołądek nie robi psikusów. Napełnimy tylko bukłak wodą ze źródełka (którego szum potęgował ból głowy) i ruszamy w dalszą drogę, ku przygodzie!
Czegoś tu jednak brakuje, stałeś chwilę tak w zamyśle, aż w końcu z ust wypowiedziane zostało jakże adekwatne słowo do sytuacji - KURWA!
Kilka jeszcze słów na wzór pierwszego zostały wystrzelane z Twych ust niczym kule armatnie z dział.
Na świecie pełno ludzi, którzy zarabiają na nieostrożności potencjalnych ofiar. Twój wierny rumak za którego sam nie zapłaciłeś został Ci właśnie ukradziony. Złodziej okradł złodzieja, co za farsa.
Na szczęście już niedaleko. Pakunek na plecy, miecz przy pasie. Ruszamy szlakiem do miasta hazardu i rozpusty - Sodomy!
Po kilku godzinnym marszu o niczym tak nie marzyłeś jak o zimnym krasnoludzkim piwie i cycatej dupie elfki.
Specyfiku Ci trochę jeszcze zostało, lecz wiesz dobrze, że jak zaczniesz teraz, to skończysz jutro ponownie z bólem głowy, a już tak nie daleko.
Stukot kół, ryk osłów i cisza.
Odwracasz się, przecierasz oczy i nie dowierzasz.
Przed Tobą stoi wóz, który prowadzi facet, z wyglądu przypomina Ci człowieka z opowieści, który żył z białymi bestiami, Włóczykiju.
Zastanawiasz się czy to prawda czy może słońce i alkohol robią Cie w chuja, a Ty sam wariujesz.
Stoisz z otwartymi ustami i wpatrujesz się w woźnice. Człowiek zaczął coś mówić pod nosem.
Wyłapałeś słowa w stylu
"...Debil.... no.... gapi...się...osła....nie...widział...no...debil .."
- Wskakuje, no Pan? Czy może, no, tak, no słoneczko Panu w dekielek przygrzało?
Przyglądasz się bliżej facetowi - zielony kapelusik z piórkiem po prawej stronie, zielonkawa tunika, podkrążone oczy niczym człowiek po pięciu dniach na kokainie, czerwony, duży nos, sumiasty wąs. Ze szczerym uśmiechem macha ręką zapraszając na pokład swego rydwanu. W jego uśmiechu dostrzegasz braki kilku zębów.
Nastał ten moment wyboru, nie daj się nieść mym słowom, lecz sam zadecyduj o swoim losie.
Zgodziłeś się towarzyszyć w podroży z nieznajomym i bardzo dobrze, kto wie ile jeszcze byś dał radę przejść na piechotę, nie wiedząc nawet ile jeszcze zostało do miasta.
- A Pan, no, tego do Sodomy?
Oczywiście potwierdziłeś i zacząłeś dziękować, za łaskę jaką Ci okazał zatrzymując się i oferując podwózkę.
- O, młodzieńcze, no! Swego czasu to czego ja nie robił z panienkami, no! W każdym burdelu gdy wchodziłem, no, nastawała cisza, a po chwili - lekko się uśmiechnął, lica nabrały różanego koloru a wzrok skierował na Ciebie - no, nie uwierzysz. Stawały damy w rzędzie: brzydkie, piękne i najpiękniejsze. W tanich kurwach żem nie gustował, bo to brzydkie, nieponętne. Zawsze brałem kurwy cudne co to cipki piękne, nie brudne. Bywalcem stałym byłem do czasu. Jak się stara dowiedziała, tak... - ehh - ucięła me jaja... Teraz do miasta, no, jędzę często, lecz za jajami mymi bardzo mi tęskno.
Teraz dobrze wiesz, że nie ma się czego obawiać, to tylko stary, niegroźny zboczeniec.
Historii jeszcze kilka opowiedział, niektóre śmieszne, a niektóre zwyczajnie nudne. Ale czas leciał szybko i wesoło. Czy mu wierzyć czy nie, to już zostawiam Tobie.
Zapytał się w końcu jak to się stało, że szedłeś taki kawał na piechotę. Zacząłeś opowiadać w skrócie co Ci się przytrafiło i jeszcze raz podziękowałeś, że Ciebie zabrał choć czasy niebezpieczne.
- Mhh.. Ale gorąco, no. Człowiek cały dzień w trasie, a napiłby się czego, no! Nie masz może młodzieńcze tam jakiegoś napitku? - Stary, ale nie głupi, pewnie z Twojej historii usłyszał tylko słowo "alkohol" - tak, ażeby tylko usta zwilżyć, no...
Jesteś dobrym człowiekiem, podzielił byś się nawet ostatnim posiłkiem, ale alkohol szanujesz jak święty relikt i nawet jakbyś miał wybierać pomiędzy śmiercią a butelką alkoholu, wybór byłby oczywisty.
Jednak, gdyby nie Galeus, pewnie wykiełkował byś po drodze spożywając ostatni trunek w swoim życiu.
Sięgasz do swego pakunku, drżącą ręką i z wielkim bólem serca.
Wolnym ruchem wyciągasz buteleczkę zielonkawej cieczy. Kładziesz ją pod nogi i zaczynasz szukać kubeczków.
- Mmm.. Tegoż mi brakowało *hick*, przez całą, no, podróż hehehe. Choć śmierdzi i*hick* wygląda jak gówno, no, nietoperza, to takie gówno mogę pić *hick*.
Patrzysz na tego staruszka z coraz większym wkurwieniem. A on jakby nigdy nic wyrzucił butelkę przez ramię, wytarł dłonią górną wargę i z uśmiechem na twarzy prowadził dalej swój wóz.
Twarz Galeusa, robiła się coraz bardziej czerwona, a uśmiech zaczął po woli zanikać. Zniknął całkowicie gdy jego twarz nabrała koloru purpury.
Puścił lejce i zaczął łapać się za szyję, łapczywie starając się nabrać powietrza.
Patrząc na jego ciało, którym nagle zawładnęło agoniczne drżenie, złość zaczęła Ciebie po woli opuszczać a usta poruszyły się lekko w nieznacznym uśmieszku.
Choć Twoja złość osiągnęła już apogeum i chętnie sam byś ukatrupił tego zachłannego pijaka, coś w głębi Ciebie odwlekało myśli od tej zbrodni i nakłaniało byś uratował niewinnego człowieka, którego ta sytuacja na pewno czegoś nauczy i następnym razem nikomu nie wygulga tak alkoholu.
Kto wie, a może w ogóle przestanie pić i zacznie nawracać innych?
Szczerze mówiąc nie masz zielonego pojęcia o tym co w tym momencie zrobić, gdyby zadławił się jedzeniem to przynajmniej wiedziałbyś jak zareagować, aby odblokować mu drogi oddechowe.
Ale ta świnia nażłopała się jednego zapewne z mocniejszych alkoholi jaki kiedykolwiek pił. W każdym razie nikt Ci nie powie, że nie próbowałeś.
Miałeś nadzieję, że to co zrobisz zadziała, choć w głębi duszy powątpiewałeś w to, a jeszcze głębiej miałeś to w dupie czy on przeżyje czy sczeźnie zachlany na środku drogi.
Zacisnąłeś pięść i zacząłeś uderzać z całej siły pomiędzy łopatkami. Wyglądało to jakbyś go dobijał zamiast mu pomagać.
Tak jak przewidziałeś nie przynosiło to żadnego efektu.
Podniosłeś Starca, złapałeś go w pasie i zacząłeś uciskać do wewnątrz. Nie powiem co to przypominało, ale na szczęście nikt Was nie widział w tej pozycji.
Raz, drugi, trzeci, czwarty.
Nagle na ziemię z jego ust wydobyła się ciecz na wzór galaretki. Galeus bezwładnie opadł na ziemię, pojękując i wypluwając zaległe resztki.
- Dzięki Wam Bogowie - wychrypiał zdyszany. Podniósł wzrok i spojrzał na Ciebie - No, dzięki Tobie Młodzieńcze, uratowałeś me życie. Mój dług wdzięczności nigdy nie zmaleje!
Wstał z ziemi i skierował się na tył wozu.
Po chwili podszedł do Ciebie i jeszcze raz dziękując wręczył Ci złoty pierścionek z błyszczącym czerwonym kamieniem. Na obręczy widniał napis, jednak w języku, którego nie rozumiałeś.
- No, proszę, przyjmij ten pierścień Agora. Przekazywany był on w mej rodzinie, no od pokoleń. Ja niestety nie spłodziłem potomka, a Ty okazujesz się godzien bym wręczył Ci ten magiczny pierścień. Należał on niegdyś do wielkiego bohatera, od którego dostał nazwę. No, w czasach wiecznego mrozu, gdy ziemie obejmował mrok...
Zaczął streszczać Ci historię "magicznego" pierścienia i jego pierwszego właściciela.
Pewnie gdyby Starzec padł trupem i tak byś zarobił ten pierścien i być może jeszcze jakieś skarby by się znalazły.
Krzyżując nogi i podpierając głowę rękoma nie mogłeś się doczekać aż dojedziesz na miejsce, wyobrażałeś sobie jak to miejsce może wyglądać.
Z opowieścią na ustach, Galeus ruszył.
Z pogardą i uśmiechem patrzyłeś się jak Galeus kona w konwulsjach. Jego twarz zaczęła się robić ciemno bordowa.
Coraz łapczywiej starał się nabierać powietrza jak niedawno łapczywie opróżnił butelkę.
Jego widok nie budził w Tobie żalu, wręcz przeciwnie - napawałeś się tą chwilą. Każda sekunda jego agonii była sekundą Twojej przyjemności.
Ty chory skurwysynie bez serca.
Starzec opadł na ziemię, jego ciało zaczęło drżec. Konwulsje osiągnęły apogeum.
Przypominało Ci to taniec lalek, które również nie mogą zapanować nad swoimi ciałami. Ta myśl jeszcze bardziej Ciebie rozśmieszyła.
Z jego uszu zaczęła wydobywać się krew, z ust już jakiś czas leciała jej strużka. Oczy nabrzmiałe pod jej wpływem zaczęły ja przepuszczać oczodołami.
Cała twarz już była czerwona.
Konwulsje po woli ustawały, aż w końcu ciało przestało się ruszać.
Oczy wpatrywały się w Ciebie, choć były już martwe wydawały się jakby kryły smutek.
Nie mogłeś się opanować i zacząłeś klaskać. Tak dobrego przedstawienia nie widziałeś dawno.
Ty chory skurwysynie.
Zrobiło Ci się szkoda.
Nie, nie tego Dziadygi, ale tego, że prawdopodobnie już nigdy czegoś podobnego nie zobaczysz.
Wgryzłeś się w jabłko, które leżało na pace, usiadłeś za lejcami i niewzruszony odjechałeś.
Zaczynasz kręcić głową sugerując, że nie posiadasz żadnego napitku, ze skończył się, gdy wędrowałeś.
Spoglądasz na Galeus'a.
Po jego minie możesz wywnioskować, że nie za bardzo Ci uwierzył. Na jego miejscu sam sobie byś nie uwierzył.
Kłamca z Ciebie dobry, już nie raz to udowodniłeś, ale na co kurwa opowiadając jak to się stało, że przemierzasz drogę na piechotę, wspomniałeś o alkoholu, który jeszcze został.
Nawet idioci z Marghu'i by wiedzieli, że coś jest nie tak. A uwierz mi to miasto to prawdziwa wylęgarnia raków i debili.
Starasz się zachować jakby nigdy nic, wciskając mu dalej kit.
- No, dobra, dobra Młodzieńcze, no trudno. Do miasta jeszcze godzinka drogi, no, a skwar niemiłosierny. Oj, gorąco. - Spojrzał na Ciebie. W jego oczach dostrzegłeś nadzieję, którą potęgowało błyszczenie jego coraz większych oczu - Wiesz, no. Nie lubię złodziei... No, morderców... Kłamstw też nienawidzę!
Zanim zdążyłeś załapać o co chodzi, Starzec sięgnął pod siedzenie, złapał deskę, wziął duży zamach i z całej siły przypierdolił Ci w twarz.
Przed oczyma pojawiła się mgła, którą brukała krew spływająca z czoła.
Poczułeś lekki ból w plecach. Upadłeś na ziemię.
Szum w uszach nie pozwalał na zrozumienie słów, które niewątpliwie wydobywały się z ust Twego oprawcy.
Możesz sobie wyobrazić jakie słowa cedził w Twoją stronę, skoro nienawidził kłamców, którym poniekąd byłeś.
Mgła była coraz gęstsza, aż w końcu spowiła cały obraz.
Wiatr delikatnym zefirkiem muskał Twoją twarz, a słońce chyliło się ku zachodowi.
Tę nieskalaną ciszę, niczemu nie zaburzoną harmonię, przerwało głośne - "Kurwa - moja głowa".
Tak, obudziłeś się z okropnym bólem głowy, ale nie to było najgorsze. Twoja twarz wyglądała jakby była po operacji plastycznej, która wykonywał pijany chirurg.
Ten kurewski Starzec, już ja mu pokaże jak go znajdę! Już ja mu kurwa dam.
Przed Tobą godzina marszu, na szczęście słońce już zachodziło, to upał już tak nie doskwierał.
Przetarłeś twarz koszulą wycierając zaschniętą krew, wyplułeś kilka zębów i ruszyłeś ku przeznaczeniu.
Bez pieniędzy, bez ubrań, bez napitku i jadła, ale z zemstą. Okrutną jak do niej dojdzie!
Jesteś prawdziwym twardzielem.
Ledwo słaniasz się na nogach, bo chodzeniem tego nazwać nie można, to jeszcze z pogardą, plując w ziemie odmawiasz najprawdopodobniej jedynej okazji transportu.
Woźnica ze zdziwioną miną, kiwnął głową, machnął lejce a pod nosem dało się wsłuchać w słowa ... Debil... no...no... debil...
Stukot kół oraz zawodzenie osłów oddalało się nieubłaganie.
Wpatrując się w znikający wóz zacząłeś się zastanawiać czy aby na pewno dobrze zrobiłeś.
Niestety już za późno, decyzja została podjęta. Ostatni dźwięk toczonego się wozu dosięgnął Twych uszu.
Nastała cisza, którą przerywał szelest liści na wietrze. Chwilę odpoczynku nie zaszkodzi.
Usiadłeś w cieniu jednego z niewielu drzew, otworzyłeś buteleczkę i malutki łyczek zwilżył Twe spragnione usta.
Miejmy nadzieję, że do miasta już nie jest daleko, bo zaczęło się ściemniać. Po kilku minutach odpoczynku, niestrudzenie zacząłeś poruszać się na przód, po drodze podnosząc patyk do podpierania się w marszu.
Po godzinie, może dwóch przed oczyma ujrzałeś znajomy wóz, jednakże wyglądał trochę inaczej.
Leżał przewrócony, deski połamane, a pomiędzy kołami leżał człowiek ze strzałą w klatce piersiowej, który wcześniej oferował Ci podwózkę.
Ale masz szczęście, że nie leżysz obok niego.
Woźnica z całych sił jakie mu zostały macha do Ciebie ręką. Podchodzisz.
Starzec prosi Ciebie byś mu pomógł.
Niebo już zaczęło się robić bordowe, a Ty dalej nie dotarłeś do miasta.
Postanowiłeś się zapytać leżącego we krwi woźnicy ile zostało jeszcze przed Tobą marszu a następnie udzielić mu pomocy, w końcu ten dobry człowiek nic złego Ci nie zrobił, wręcz przeciwnie - proponował podwózkę.
Dowiedziałeś się, że przed Tobą już tylko jakaś godzina chodu.
Szczęśliwy z tej wiadomości, zacząłeś się zastanawiać jak można pomóc starcowi.
Połamałeś końcówkę strzały, i z całej siły wypchnąłeś ją przez plecy. Na szczęście strzała nie trafiła w serce.
Rana została opatrzona, choć szkoda Ci było użyć specyfiku na odkażenie, tak jednak radosny, że zaraz będziesz w mieście i będziesz mógł pić do upadłego, polałeś ją alkoholem.
Niestety osły zostały skradzione, więc musiałeś wymyślić jak przetransportować rannego.
Nigdy nie byłeś dobry w tworzeniu przedmiotów z drewna.
Kiedyś naprawiając krzesło, przebiłeś sobie gwoździem palca...
Ale najgorsze było to, że po naprawieniu, gdy usiadł nań pewien nieszczęśnik, rozjebało się, a kawał drewna przebił mu gardło.
Chciałeś dobrze, ale od tamtej pory młotek trzymałeś tylko wtedy, kiedy ogłuszałeś ryby czy dobijałeś zwierzęta.
To było kiedyś, może z wiekiem nabrałeś ostrożności i jakichkolwiek umiejętności. Przynajmniej w to chciałeś wierzyć.
Postanowiłeś, że wykonasz z dwóch kół i kilku połączonych desek malutki wózek, na którym położysz rannego i będziesz ciągnął. Pomysł wydawał się być dobrą opcją.
Ale jak kurwa to zrobić? Obszedłeś w koło wrak.
Potrzebne rzeczy odłożyłeś na bok i zacząłeś tworzyć.
Na Twoje szczęście nie musiałeś zbijać desek, gdyż znalazłeś odpowiednio zrobione. Problem polegał tylko na tym, żeby przymocować koła.
Nie pomyślałeś o tym, że drugi problem będzie jak będziesz go ciągnął.
Po godzinie ciężkich robót wózek był prawie gotowy.
Na dole deski podtrzymujące nogi, żeby Starzec nie zleciał, koła przymocowane, jeszcze tylko zrobić uchwyt żeby łatwiej było ciągnąć.
Z tym miałeś największy problem, bo nie wiedziałeś jak się za to zabrać, ale w końcu udało Ci się i z dwóch mniejszych desek stworzyłeś coś zna znak litery "T". Przymocowałeś deski do pojazdu.
Po sprawdzeniu czy Twój wehikuł w ogóle da rade ruszyć zapakowałeś nań rannego i obwiązałeś go szmatami, żeby nie poleciał na boki, wszak po bokach nie było zabezpieczenia.
Czułeś się z tym na prawdę dobrze, choć coś koło dwóch godzin straciłeś to pomogłeś człowiekowi i dzięki Tobie prawdopodobnie przeżyje. Niesamowite uczucie.
Złapałeś za "rączkę" i zacząłeś ciągnąć rannego.
O dziwo nie było tak ciężko jak mogłoby się wydawać.
Ku kurwom, ku karczmie, ku przygodzie! Przed Tobą już tylko miasto! Ruszyliście.
Nie miałeś pomysłu jak pomóc rannemu starcowi, przecież na plecy go weżniesz bo nie dasz rady.
Może i wygląda on jakby był wieszakiem dla skóry, ale sam jesteś wycieńczony i nie masz za dużo siły.
Po woli zapadał zmierzch, a Ty nie zamierzałeś spędzić kolejnej nocy na dworze. Na dodatek obok pół żywego, jęczącego z bólu gościa.
Krew na pewno by przyciągnęła zwierzynę, a tego byśmy nie chcieli.
Skoro do miasta jeszcze godzina drogi, to zdążysz zanim zapadnie całkowita ciemność i sprowadzisz pomoc. Kawaleria przyjedzie na koniach i zabierze Starca.
Tylko taki pomysł wpadł Ci do głowy i jak uważałeś lepszego byś nie wymyślił. Nie będziesz musiał się z nim użerać, ani tracić na niego sił. Same plusy.
Oczywiście nie chciałeś zostawić go tak pustego, skoro nadchodziła noc. Nazbierałeś drewna i szmat, które ułożyłeś koło rannego.
Poinformowałeś go, że niedługo sprowadzisz pomoc, i że w razie czego niech rozpali ognisko z naszykowanego drwa.
Obiecałeś mu, że nie zapomnisz o nim. Dałeś mu swoje słowo. Chociaż nie wiem ile one jest warte, hmm... butelkę, no, może dwie dobrego bimberku?
Sobie na drogę zrobiłeś pochodnie z kawałka drewna i szmaty zmoczonej w alkoholu. Zacząłeś oddalać się od rozbitego wozu. Co jakiś czas zerkając przez ramię.
Po chwili za Tobą już widniało tylko pasmo gór oddalonych o Bóg wie ile dni marszu.
Zaczęło robić się już chłodno i coraz ciemniej.
Odpaliłeś pochodnię i nieustraszony w rytmie pohukiwań sowy ruszyłeś przed siebie.
Skwar po woli przestawał doskwierać, co znacznie poprawiło Ci nastrój.
Jeszcze bardziej Ci go poprawiło to, że Ty jesteś cały i zdrowy (jak można to tak nazwać), a ten dziwny koleś z kapelusiku leży skąpany we własnej krwi ledwo żywy i nieudolnie stara się na Ciebie machać.
Wyciągasz buteleczkę i bierzesz duży haust. Szkoda, że nie ma osłów, mógłbyś pozwolić sobie choć na trochę luksusu.
Podchodzisz do rannego starca, chwilę przypatrujesz się jego cierpieniu, aż w końcu kładziesz stopę blisko jego rany i dociskając z całej siły ze spokojem w głosie tłumaczysz dziadydze, że machać to sobie może na psa.
Dociskasz stopę jeszcze mocniej, po czym ją zdejmujesz z jego ramienia i kucasz wpatrując się wzrokiem szaleńca w jego niemalże martwe oczy.
Prawą ręką łapiesz za strzałę, a lewą grzdylasz kolejnego dużego łyka. Człowiek prosi Ciebie o pomoc.
Wytarłszy wargi, zaciskasz dłoń na strzale i z uśmiechem pytasz się jak daleko jeszcze do miasta idąc marszem. Zaczynasz kręcić strzałą.
Zamiast odpowiedzi słyszysz głośny krzyk.
Puszczasz uścisk, zdyszanym głosem szepce, że za jakąś godzinę drogi powinieneś ujrzeć mury.
Ponownie zaczynasz poruszać strzałą, tym razem okręcasz ją, ciągniesz w swoją stronę a następnie obracając pchasz. Przy tym wspominasz na głos jakie to drogi ostatnimi czasy niebezpieczne, pełne złoczyńców.
Masz nadzieję, że może gdzieś coś jeszcze zostało, może gdzieś jakiś schowek został nie naruszony. Torturując biedaka pytasz się o coś cennego, jakieś skrytki.
Niestety starzec zaczął wić się w konwulsjach, z ust strużką leciała krew. On już na pewno nic nie powie.
O, jaka ładna deska. Cudownie się w komponowała w jego twarz, jakby była do tego stworzona.
Resztki jego skóry oraz mięśni zaczęły zwisać z tego co kiedyś nazywane było twarzą.
Tak mu przyjebałeś tym kawałkiem drewna, że gdyby istniały zawody najbardziej rozjebanej gęby, wygrałby go bez problemu.
Ty chory skurwysynie.
Zaczynamy szaber. Z tego co można zobaczyć wszystko co miało jakąś wartość zabrali poprzednicy, Ty tylko po nich dokończyłeś robotę z dziadygą.
Po kilku minutach znalazłeś małą szkatułkę, która została przygnieciona wozem. Musiała wylecieć przed wywrotką.
Twoim oczom ukazuję niewielka torebeczka, a w niej dwadzieścia pięć monet.
Kurwa, mogłoby być więcej, ale dobre i to.
Po przebraniu ubrania, szczęśliwy z darmowych monet oraz rychłego spotkania z miastem rozpusty, ruszyłeś dalej.
Oczywiście rozbudować można wszystko. Począwszy od wyboru drogi i możliwości powrotu, po wybór broni czy przedmiotów w pobliżu postaci. Wyobraźnio działaj ; )
@edit
Poprawione błędy i literówki :P
21-07-2015, 15:29
Snazol
Cytuj:
Wbijam na pokład, jedziemy!
Tutaj literowka:
Cytuj:
Historii jeszcze kilka opowiedział, niektóre śmieszne, a niektóe zwyczajnie nudne.
Poza tym krotkie, ale fajne. Liczylem na jakis "koniec", ale rozumiem, ze to tylko na poczatek. Z checia pobawie sie w dalsza czesc :)
21-07-2015, 17:26
Minsafo
Cytuj:
kapicon napisał
Czołem!
Na początek napiszę, że nie miałem pojęcia jak nazwać temat.
Postanowiłem napisać coś na wzór opowieści, gdzie czytający ma prawo jakiegoś wyboru, co wpływa na rozwój akcji ; )
Nazywa się to fachowo 'gra paragrafowa' tudzież 'paragrafówka'
dużo błędów ortograficznych, możliwość wyboru nieco ograniczona (chciałem tego gościa tylko dobić, a nie torturować), niespecjalnie mi się też podobają komentarze narratora odnośnie postępowania czytelnika/gracza (np "ty chory skurwysynu") - imho narrator jest wyłącznie od tego, żeby opowiadać historię, moralna ocena postępowania głównego bohatera należy co najwyżej do innych bohaterów
21-07-2015, 17:58
kapicon
@Minsafo
Widziałem, że jakoś się to fachowo nazywa, ale dokładnie nie wiedziałem jak :P
Ortów starałem się nie popełniać, fakt, że nie puściłem tego przez worda, ale myślałem, że błędów ortograficznych nie będzie. Przynajmniej nie za dużo.
Tak jak napisałem w poście pierwszym, udostępniłem ten kawałek (z mała ilością wyborów), bo tylko chciałem sprawdzić zainteresowanie (i to właśnie "opowiadanie" dlatego powstało xd), ale raczej dużego nie będzie xd
Z tym narratorem i wyborem to masz rację - przegiąłem.
@Snazol
To tylko kawałek wklejony, bo wiem, jak ludzie "lubią" czytać.
W dalszej części w końcu dotrze do miasta XD i tam niby wyborów jest więcej - wejście do sklepu/karczmy/burdelu/alejki/domu/etc
Ogólnie pracuję nad czymś innym, ale wpadłem na pomysł, że może by napisać właśnie coś mniej wymagającego na wzór paragrafówki xD
21-07-2015, 21:20
bacary
Cytuj:
kapicon napisał
przecież na plecy go weżniesz bo nie dasz rady.
To mógłbyś poprawić :P
Fajne opowiadanko, chociaż krótkie - wszystkie możliwe koncepcje przeczytałem w chwilę, więc to też "+" dla Ciebie.
Czekam na następną paragrafówkę :)