Dwa przetłumaczone posty z kwietnia 2005 roku, pochodzące z amerykańskiego bloga (nie istniejącego już):
I.
Hej, od dawna nie dodawałem żadnych ciekawych wpisów, ponieważ nic ciekawego się nie działo. Jednak ostatnie zdarzenia zdecydowanie warte są opowiedzenia, bo sytuacja była specyficzna. Od razu zabiorę się za pisanie, bo całość może okazać się przydługa. I tak jest już późno, a ja muszę być w pracy już z samego rana. Ale do rzeczy:
Całość dotyczy 17-letniego Jasona. Mieszkał z rodzicami, był w sumie dość zwykłym chłopakiem, chociaż dość nieśmiałym. Osiągnięcia sportowe i naukowe były przeciętne. Miał specyficzny zwyczaj codziennego pisania notek w swoim dzienniku - bardzo szczegółowych notek. Zawsze przed snem poświęcał sporo czasu na opisanie całego swojego dnia łącznie z detalami, np. kiedy mniej więcej się obudził, co jadł na obiad, co kiedy robił. Dzięki jego hobby możliwe było poznanie tejże historii.
Jason, jak mówiłem, był dość nieśmiały, miał niewielu kolegów, nigdy nie miał dziewczyny. Dotychczas tylko delikatnie mu to przeszkadzało, ale w czasie ferii wiosennych samotność naprawdę zaczęła mu dogryzać. Z tego powodu dużo czasu spędzał w internecie - szukał znajomości, siedział na chatroomach itp. Jednego wieczoru wśród typowego spamu, który bombardował mu email zwrócił uwagę na jedną wiadomość. W sumie było mu trochę głupio, ale mimo wszystko tandetny temat "Podczas wiosny kwitną kwiaty i miłość - serwis randkowy" skusił go do przeczytania zawartości. Reklama zawierała typowe dla swojego gatunku elementy - pierdoły o tym jaki ich system jest skuteczny; jakie zaawansowane testy psychologiczne mają; że wiele osób znalazło swoją prawdziwą miłość i tak dalej i tak dalej. Do tego serwis miał być darmowy i bez żadnych ukrytych opłat. Jason nie mając nic do stracenia zarejestrował się. Po wypełnieniu profilu podstawowymi informacjami został poproszony o wypełnienie ankiety. Była ona długa i skomplikowana, pytała o zainteresowania, gusta itp, a nawet o całkiem abstrakcyjne rzeczy (np. "jaki kolor przywodzi ci na myśl ten klip dźwiękowy" albo "z jakim zwierzęciem najbardziej kojarzy ci się poniższy obraz"). Całość zajęła Jasonowi ponad pół godziny. Gdy skończył, strona poinformowała go, że system przetworzy te informacje i od jutra zacznie przesyłać mu propozycje. Chłopak rozbawiony swoją desperacją zajął się czymś innym, a potem poszedł spać.
Następnego dnia na jego mailu była już wiadomość. Pośród niesamowicie kiczowato wyglądających serduszek widniał duży napis "ZNALEŹLIŚMY TWOJĄ DRUGĄ POŁÓWKĘ". Zgodnie z mailem system wyszukał "idealną parę" dla niego, żyjącą w "akceptowalnej" odległości od niego. Poza jej imieniem, nazwiskiem i zainteresowaniami (zbieżnymi z jego!) dołączone było kilka zdjęć. Jason stwierdził, że wygląda naprawdę ślicznie, więc być może warto będzie rzeczywiście do niej napisać. Tak też zrobił. Początkowo rozmawiali ze sobą przez portal randkowy. Po chwili uznali, że gadanie przez stronę jest niewygodne i przerzucili się na komunikator internetowy. Pierwszego dnia spędził na rozmawianiu z Kim (tak się nazywała ta dziewczyna) dobrych kilka godzin. Była niesamowita: miała poczucie humoru, była inteligentna i na poziomie, można z nią było bez końca dyskutować o hobby. No i do tego była ładna, i mieszkała jakieś kilkadziesiąt kilometrów od Jasona (oczywiście jak dobrze wiecie nie mogę podawać dokładnych nazw miejscowości).
Kolejny dzień wyglądał podobnie, gadali masę czasu. O książkach, o grach, o muzyce, o rodzinie, o szkole, o wakacjach. Wysyłali sobie różne zdjęcia, głównie właśnie z wakacji. Jason ładnie sobie to wszystko organizował w folderze ukrytym gdzieś na dysku. Wymienili się numerami telefonów i po raz pierwszy usłyszeli wzajemnie swój głos. Nazajutrz podobnie i tak dalej, i tak dalej, i tak się to ciągneło przez większość ferii. Zakochali się w sobie po uszy. Kilka dni przed końcem przerwy świątecznej chłopak dostał w smsie prawdziwą petardę - "po feriach przeprowadzam się z rodziną do twojego miasta". Jak się później okazało, jej rodzina od dawna planowała przeniesienie się do nowego domu właśnie w jego miejscowości. To nie mógł być przypadek, Jason i Kim musieli być sobie przeznaczeni. Od razu umówili się na pierwszą randkę i niecierpliwie jej wyczekiwali.
Gdy nadszedł wielki dzień, oboje zjawili się dobre 20 minut przed umówioną godziną, oboje z "nie chciałem/am się spóźnić!" na ustach. To spotkanie było spełnieniem ich najgłębszych snów. Poszli na najzwyklejszy spacer: po parku, po jakichś małych uliczkach, na most nad rzeką i tak dalej. Pomyśleć by można, że to nic szczególnego, ale Jason wyraźnie zaznaczył, że bawił się najlepiej w życiu. Niedługo po rozejściu się wrócili do kontaktu przez telefonię i internet - jak papużki nierozłączki. Od razu oczywiście umówili się na kolejne spotkania. Na drugiej i trzeciej randce równie miło spędzali czas - spacery, wstępowanie do jakichś sklepów i kina. Czwartego i piątego dnia nie mogli się spotkać twarzą w twarz z powodu dużego naporu zajęć w szkole, ale w końcu znowu mogli się zobaczyć.
Spotkali się w małym skwerze na obrzeżach miasta. Po swojej "długiej", dwudniowej rozłące powitali się całą serią przytuleń i burzą pocałunków, całą tą szamotaniną tak intensywną, że po niej aż dostali zadyszki. Gdy skończyli ten rytuał, Kim zaprosiła go do siebie. Mieszkała w domu jednorodzinnym stojącym w lesie za miastem. Trochę daleko, ale to nie przeszkadzało. Przez prawie półtorej godziny szli spacerem; Jason odpierał zazdrosne spojrzenia ludzi i kilka wron, które uparcie rzuciły się na kochanków, by ich podziobać. W akcie heroizmu obronił nawet Kim przed jakimś psem, który wściekle na nich szczekał.
Gdy doszli, został ugoszczony przez swoją dziewczynę, bo jej rodzice byli jeszcze w pracy. Para napiła się herbaty, zjadła jakieś ciasto, miała przekąski; długo gadali, a potem obejrzeli razem jakiś film. Gdy zaczęło się już robić późno, Jason postanowił wrócić do siebie. Przytulili się i pocałowali na pożegnanie, po czym chłopak odszedł. Przed wyjściem kazał tylko Kim cieplej się ubrać, bo po horrorze ewidentnie była wyziębiona, a w jej domu było dość chłodno.
Następnego dnia Jasonowi wariowała nieco sieć komórkowa - co chwilę tracił zasięg i tak dalej. Z tego powodu ani nie mógł się dodzwonić do Kim, ani ona do niego. Na przerwie w szkole doszła do niego wiadomość na poczcie głosowej - "Hej, spotkajmy się u mnie, po szkole, ok?". Oczywiście nie było się tu co zastanawiać, zaraz po szkole wsiadł na rower i popedałował do lasu. Mocno zmieszał się, gdy dotarł na miejsce. Na polance nie było żadnego domu. Rozejrzywszy się zobaczył za to niewielki nasyp stosunkowo świeżej ziemi i porzuconą obok łopatę. Po plecach przeszedł mu dreszcz i aż skoczył, gdy w komórce wrócił zasięg sieci i dostał powiadomienie o wiadomości głosowej. Natychmiast sięgnął po telefon i ją odsłuchał: "Kochanie, co sądzisz o tym, żeby obejrzeć dziś jakiś film u mnie? Rodzice wyjeżdżają, więc możesz zostać na noc. Nie mogę się doczekać, do zobaczenia". Gdy drżącą ręką odłożył od ucha komórkę, słyszał już syreny radiowozów i nas, jadących po niego.
Na dziś tyle, póki co padam z nóg, a sprawa i tak jeszcze się wyjaśnia. W ciągu kilku dni spodziewajcie się reszty. Dobranoc!
II.
Hej, obiecałem opisać resztę tej sytuacji. Na miejscu zdarzenia znaleziono zakopaną zmarłą od kilkunastu godzin dziewczynę oraz nóż myśliwski, który służył do zadania jej śmiertelnych ran. W związku z podejrzeniem o morderstwo aresztowaliśmy Jasona i zarekwirowaliśmy jego telefon, komputer i dziennik. Od pojmania go cały czas trwały przesłuchiwania. (stąd zeznania dotyczące ostatniego dnia - nie mógł ich przecież spisać w swoim pamiętniczku). Wszystko pokrywa się z wersją zapisaną przez niego na papierze, natomiast niekoniecznie z wersją kilku świadków. Co ciekawe, Jason był święcie przekonany o prawdziwości opowiedzianych przez niego wydarzeń.
Na jego mailu zachowane były dwie oryginalne wiadomości z serwisu randkowego (wyglądające dokładnie tak jak opisał je w dzienniku), oraz kilkanaście wiadomości z adresu rzekomo należącego do Kim. Wszystkie wiadomości składały się z losowych ciągów znaków. Do niektórych były załączone obrazy w formacie .jpg - całkowicie czarne. Dodatkowo w "Wysłanych mailach" znajdowało się kilka wiadomości polecających portal randkowy (nie wspominałem o tym, ale w dniu morderstwa strona ta została usunięta bez śladu). Po spawdzeniu skrzynki mailowej zajrzeliśmy do folderu, w którym miał gromadzić zdjęcie i filmy Kim. Pierwszy obraz rzeczywiście przedstawiał nastoletnią dziewczynę - ofiarę morderstwa. Bardziej niepokojące były kolejne. Z 36 zapisanych plików 30 stanowiły zupełnie losową masę chaotycznie porozrzucanych kolorów, wyglądających jak jakiś błąd w pobieraniu. Kilku bardziej paranoicznych kolegów próbowało zobaczyć w nich jakieś ludzkie sylwetki albo runy, ale osobiście uważam, że to po prostu śmieci. Ważne w sprawie były jednak pozostałe 6 zdjęć. Przedstawiały one kolejno: park miejski, szkołę ofiary, jedno z kin i restauracji wspomnianych w pamiętniku (wg rodziców zamordowanej dziewczyna lubiła te miejsca i często tam uczęszczała), las za miastem i słabo widoczną szczelinę ukrytą pod mostem, do której ludzka sylwetka (na zdjęciu zamazana całkowicie na czarno poza dłonią w czarnej rękawiczce) wkłada nóż (!).
Szczytem wszystkiego były "filmy z wakacji". W trzech klipach non-stop brzmi szum, trzaski, piski, czasami długie jednobarwne tony, czasami dźwięki brzmiące jak mocno zdeformowane i przesterowane krzyki. W niektórych chwilach przez tą kakafonię przebija się jakby kilka chwil delikatnej muzyki - może Beatlesów? Szczególnie w jednym 7 sekundowym fragmencie, gdy nakłada się wyjątkowo mało dźwięków, za szumem słychać gitarę i perkusję. Co do obrazu: w całym 15-minutowym klipie i w pięciu minutach kolejnego ekran jest czarny, z losowymi mrugnięciami czerwonego na ułamek sekundy co kilkadziesiąt sekund. Gdy w drugim klipie czerń się kończy, ekran zaczyna epileptycznie migać na różne kolory przez kilkanaście sekund, po czym całość zapełnia się szarawym szumem jak w telewizji, z dodatkiem losowych pikseli w różnych kolorach pojawiających się na całej rozpiętości obrazu. Taki widok trwa około pięć minut, potem szum w ciągu ok. 30 sekund staje się coraz ciemniejszy. Właśnie w ciągu tych 30 sekund jest "częśc z Beatlesami". Gdy ekran staje się całkiem czarny, zaczyna się ponownie rozjaśniać, ale poza szumem widać słabo mały, surowy pokój bez drzwi, z krzesłem na środku, na którym siedzi mężczyzna. Przez szum niewiele widać, ale na pewno jest ciemno ubrany, ma rękawiczki i maskę zakrywającą całą głowę, a przed sobą trzyma wyciągnięty arkusz papieru prawdopodobnie rozmiaru foolscap [nieco mniejszy od A4 - przyp. tłumacz] - nie widać jednak w ogóle co na nim jest, a nawet nie idzie rozróżnić, czy jest to tekst, szkic czy zdjęcie. W tym fragmencie przez około 4 minuty hałas w tle jest nieco cichszy i mężczyzna wydaje się coś mówić, jednak jego głos jest kompletnie zdeformowany i niezrozumiały, specjaliści próbujący doprowadzić go do porządku uzyskali do tej pory jedynie bełkot. Po "przemowie" mężczyzna rozdziera kartkę na pół, a obraz znowu zaczyna dziko pulsować na czarno-biało przez ok. 5 minut - do końca klipu. Ostatni, trzeci, trwa 8 minut i jest prawie całkowicie zajęty telewizyjnym szumem. Prawie - jedna klatka w filmie zawiera czarno białe zdjęcie zamordowanej i dorysowany paintem X na jej twarzy.
Na koniec: sprawdziliśmy też smsy i pocztę głosową. Wszystkie smsy od i do kontaktu "Kim" były bezsensownym spamem losowych znaków. Intrygująca była jednak poczta głosowa. Zachowały się trzy wiadomości - jedna nadana cztery dni przed zbrodnią, i dwie w dniu aresztowania Jasona. Pierwsza jest dość długa, trwa prawie dwie minuty, i w większości składa się z szumów, pisków, tonów - jak klipy na komputerze. W paru momentach pojawia się jednak mocno zdeformowany głos. W tym przypadku udało się wyłapać kilka słów: "zbierz wszystko i bądź gotów" oraz "spokojnie, po prostu mi uwierz" - reszta jest niejasna. Druga wiadomość głosowa trwa 12 sekund, i jest bardzo głośna. Poza szumem bardzo wyraźnie słychać krzyk. Jest mocno zdeformowany i brzmi nieziemsko, ale nawet bez pomocy dźwiękowców można usłyszeć siedem razy wypowiadane "GO!". Ostatnia wiadomość głosowa miała docelowo dojść do Jasona jeszcze przed drugą - opóźniły ją problemy z siecią. Trwa 30 sekund i zawiera różne wysokie i niskie tony przeplatane różnymi szumami. W 17 sekundzie zaczyna się męski głos, zdeformowany (lecz nie tak mocno jak wcześniej) spokojnie mówiący słowa: "Skasuj wszystko. Zapomnij wszystko. Idź do miejsca. Idź." - po nich następuje głośny, przeszywający ucho pisk aż do końca wiadomości.
Generalnie sprawa jest dużo bardziej dziwna i tajemnicza niż się wydawała na samym początku. Gdy pisałem pierwszy post, nie spodziewałem się, że przesłuchanie i przeszukiwania przyniosą aż taki wynik. Szef mówił, że nie wolno siać niepokoju, dlatego na czas śledztwa całość ma zostać cicho i nie wycieknąć do wiedzy publicznej.
P.S. Przełożony chyba dowiedział się o moim blogu, jak powiąże fakty to mogę mieć dyscyplinarnie przes****e. Poza tym w zasadzie ostatnie dwa posty trochę szkodzą "dobru śledztwa". Dlatego jeśli mój blog wkrótce zniknąłby z sieci, to wiedzcie, że chcę wam wszystkim podziękować za czytanie. I że może kiedyś jeszcze uda mi się spisać conieco. Cześć!