[Opowiadanie] Plac burzowy czyli Pociąg -
Kolejne, krótkie opowiadanie ode mnie. Trzecie na torgu. Oprócz standardowych ocen i pokazania błędów chciałbym abyś skomentowali je w perspektywie moich poprzednich opowiadań. Głównie chodzi mi o styl i jakoś pisania, nie bardzo o temat. Tematy bowiem moich prac na razie wybieram bardzo lekkie, prozaiczne bo są to powiedzmy ćwiczenia przed prawdziwym "dziełem". Myślę, że jeśli ta praca nie bardzo będzie odstawać od niskiego poziomu poprzednich to zakończę mój mały pisarskie eksperyment. Także, serdecznie zapraszam do komentowania.
Poprzednie prace :
- http://torg.pl/showthread.php?403765-Plac
- http://torg.pl/showthread.php?403194-Burza
Plac burzowy czyli Pociąg :
Powoli, w mgle lekko rysowały się budynki. Kolejny chłodny, pochmurny dzień. Peron. Grupa osób. Podchodzę. W miarę zbliżania się delikatnie opuszczam świat moich myśli, wracając do tak zwanej rzeczywistości. Robię to spokojnie i świadomie, nie narażam się więc na jakikolwiek szok. Chwila i jestem w niej cały. Nie jest tu gorzej ani lepiej. Jest inaczej. Przecież ich znam. Poświęcam im znaczną część uwagi. Pomimo odbierania od nich mnóstwa bodźców nie odczuwam nic – pustka. Nie jestem chyba oziębły, po prostu w żadnym z doznań nie było ani grama siły. Nie jest ona (pustka) miejscem, którego się nie da zapełnić, nie takim jak na przykład po śmierci kogoś bliskiego. Warto dodać, że ich lubię.
Czuję krople deszczu ocierające się o moje ciało. Są chłodne ale nie są nieprzyjemne. Czuję wiatr na mojej skórze. Jest ostry ale nie jest nieprzyjemny. Wiem, że słońce świeci ponad chmurami ale nawet mnie nie muska. Powietrze jest świeże, każdy głębszy oddech orzeźwiająco wpycha je do moich płuc. Pęcherzyki rozszerzają się jakby czerpały razem ze mną radość z tej znienawidzonej przez większość pogody. Oprócz nich cieszą się także moje uszy – uwielbiam dźwięk kropel wpadających do głębokich kałuż, dźwięk ludzi chodzących po wpół roztopionym śniegu, dźwięk aut jadących po lekko oblodzonej nawierzchni.
W między czasie rozmawiamy. Poruszamy mało istotne, codzienne sprawy. Przyjechał pociąg. Wchodzimy. W zatłoczonych przedziałach trudno o miejsca. Siedliśmy więc osobno, szczęśliwi, że przynajmniej parę metrów od siebie a nie paręset. Hurra.
Po usadowieniu rozglądam się po nowej części rzeczywistości. Siedzę między obcymi ludźmi. Z jednej strony to nie jest przyjemne - nie ma się do kogo odezwać, od kogo odebrać nawet fragmentu milszego, bardziej przyjaznego spojrzenia a z drugiej stronny ciekawość. Coś nowego. Wpatruję się więc w nich myśląc o kształcie ich bytu. Powoli przywykam do nowego otoczenia. Obcy przestają już mnie interesować. Teraz stają się zna-jo-my-mi. Przychodzi nuda. Wejdź, zapraszam. Po dłuższej chwili staje się nieznośna. Myślami wracam do pierwotnych towarzyszy mojej podróży. Co robią? Dyskretnie szukam ich wzrokiem. Kątem oka dostrzegam fragmenty ich ciał, zaledwie parę rzędów siedzeń za mną. Wytężam słuch aby złapać jakiekolwiek strzępki ich słów. Powoli do mnie docierają. Czy to jest tęsknota? Jeśli tak to nie jest przyjemna. Minuta, dwie mijają. Decyzja zapadła. Idę, czy raczej wracam do nich. Mijam pierwszy rząd. Potem drugi, trzeci, czwarty, piąty. Oczekuję na zmianę. Jestem. Pojawiła się!
Siadam obok nich. Najpierw chwila radości, znowu coś nowego. Potem obawa czy znowu nie poczuję tej samej pustki. Refleksja. Może jednak ta pustka jest tym czego szukałem? Pewnego rodzaju statycznym ukojeniem. To wszystko mija. Nie ma już żadnego znaczenia. Za chwilę poznam odpowiedź.
Oczekiwanie. Reagowanie. Odbieranie. Przetwarzanie. Argumentowanie. Przerabianie. Odpowiadanie. Dedukcja. Logika. Sens.
Owa pustka, która była moim udziałem przy „pierwszym” kontakcie z nimi była taka sama. Wtedy nie potrafiłem tego docenić. A może po prostu tego nie widziałem? Wtedy twierdziłem, że nie odbieram nic, nie czuję niczego ale to były te same odczucia co teraz. Z tą różnicą, że wtedy lekkie i zwiewne a teraz nasycone intensywnością.
Ciepło. Radość. Ale przede wszystkim ta wewnętrzna energia, wypełniająca każdą jamę mojego ciała. To niekończące się napięcie wszystkich mięśni. Gotowość do reakcji w każdej chwili. Jakbym zastygł podczas jakiegoś złożonego ruchu i ciągle go kończył ale dokończyć nie mógł. Brzmi jak jakaś zmyślna tortura ale to najprzyjemniejsze uczucie jakie doznałem. Dzisiaj trwało niespodziewanie długo. Będę za nim tęsknił. Do następnego razu!
Wysiadamy z pociągu. Znowu zimno. Znowu pada deszcz.