-
Po Royale..
Kilka dni temu spotkała mnie ciekawa do opisania przygoda. Podczas niej poznałem nowych kumpli, oraz wzbogaciłem się o kilka gp.
Wszystko zaczęło się w Venore. Po długiej przerwie powróciłem do gry. Jednak otwierając depozyt natrafiłem na brak Royal Spearow które były mi nie zbędne do dobrego polowania. Rozpocząłem pisanie na kanale trade wiadomości o chęci kupna włóczni. Po długim czasie ktoś się odezwał. Jego Angielski był kiepski, więc zapytałem czy jest z Polski. Ten powiedział, że owszem jest. Zaproponował mi dobrą cenę. Jedynym minusem była podróż do Carlin. Zapytałem czy w grę nie wchodziła by przesyłka. Jednak rodak nie był nią zainteresowany. Odpowiedział, że się boi. No dobrze powiedziałem. Przeszukałem depozyt w poszukiwaniu jakiej kol wiek broni. Znalazłem shurikeny które zabrałem z sobą. Jeszcze przed wyprawą wysłałem odliczoną kwotę do Carlin. Tak w razie kłopotów po drodze.
Na początku wszystko szło bardzo dobrze. Spokojnie, nikogo nie miałem okazji spotkać, ale tuż po przekroczeniu mostu krasnoludów zobaczyłem 90 knighta. Pomyślałem: "No cholera, jak mnie zaatakuje to nie zdarzę uciec.". Nie mniej jednak kontynuowałem podróż. Po wyjściu z gór zgubiłem rycerza, by po chwili spotkać grupkę brazoli. Odwieczny konflikt i tu miał miejsce. Dwóch druidów, palladyn i sorc. Powiało grozą szczególnie przez to, że w każdej chwili mogli przywołać jakąś bestie i bez problemu mnie zdmuchnąć. Ich poziomy były, no cóż. Zróżnicowane. Najsłabszy był palladyn, bo miał 22 poziom, potem sorc z 31, oraz druidzi 57 i 59. Od razu zablokowali drogę. Zaczęli nawijać w ich języku. Zapytałem o Angielski. Jeden z nich rozpoczął ze mną rozmowę. W między czasie się komunikował z pozostałymi towarzyszami. Zapytał mnie gdzie idę. Na spokojnie odpowiedziałem, że do Ab'Dendriel do kolegów. Chwila zastanowienia, lub mała narada. Powiedziałem, że muszę ruszać i minąłem "kolegów". Na to tłumacz krzyknął "PAY!". Stanąłem i zapytałem za co? Widocznie nie zrozumiał po kilkakrotnie powtórzył. Tętno w górę. Szybkie myśli. Nie mogę ruszać do Veno, bo co jak Knight jest z nimi? Rozpocząłem ucieczkę do Carlin, ale najgłupszą możliwą drogą, bo przez goblińskie góry. Biegnąc musiałem się uleczać. Jeden z druidów i pall zaczęli atakować. Starałem się ich zgubić. W pewnym momentach kilku przystawało. Zauważyłem dolinę z małym jeziorkiem i paczki położone w stosie. To była moja ucieczka! Szybko ruszyłem do nich i dzięki nim zszedłem w dół. Następnie zdjąłem jedną paczkę tak by nie mogli zejść. Odetchnąłem na chwilkę i zacząłem znów uciekać. Nie wiedziałem czy ktoś z nich posiada konto premium, oraz czar który mógł by pomóc mu zejść. Wpadłem do dziury która była zejściem na dół i zacząłem uciekać do kładki. Nie gonili mnie, ale starałem się być ostrożnym. Przy kładce spotkałem Knighta. Olałem go. Byłem przygotowany na atak. Zaczął nawoływać:"Stop! Please Stop!". Nie wiedziałem co robić. Postanowiłem zdać się na los i stanąłem. Knight okazał się być Polakiem. Nie wiem jakim sposobem okazał się być na równi zemną, bo przecież go zgubiłem. Opowiedziałem mu historię. Odrzekł, że po asekuruję mnie do Carlin. Droga do miasta przebiegała bez problemowo. Dotarliśmy do depozytu. Nowy kolega poprosił bym na niego poczekał. Tak też zrobiłem. W między czasie spotkałem się z handlarzem. Zakupiłem u niego włócznie. Chwyciłem kilka, a resztę wysłałem do Venore. Po 10 minutach wrócił Knight z swoim kolegą Druidem. Ten miał 50lv i konto premium. Również był polakiem. Zaproponowali mi eskortę do Venore. Przystałem na propozycję i ruszyliśmy. Wybraliśmy drogę na około gór. Gdy dochodziliśmy do miejsca w którym spotkałem grupkę brazyli, powiedziałem towarzyszom, że tu spotkałem swoich prześladowców. Kilka kroków dalej byli oni! Wszyscy mieli czaszki. Zapewne kogoś właśnie pozbawili poziomu. Druid bez wachania przywołał Orc'a Bersecer'a i zaczął atakować palladyna. Za nim Knight rozpoczął walkę z druidami. Mi przystał sorc. Kolega druid po chwili pokonał pierwszego brazyla. Knight był na słabej pozycji. Poziom życia zmieniał się ciągle z zielonego na żółte. Sytuacja sie zmieniła, gdy przyłączył się druid i rozgromił jednego z przeciwników. Za nim to samo uczynił kolega Knight. Ze mną było gorzej. Miewałem krytyczne momenty. Nie spodziewałem się takiej siły, ale gdy knight przejął blokowanie ciosów ja mogłem się z nim rozprawić. Po kilku minutach na ziemi leżały cztery trupy. Wszyscy szczęśliwi zabraliśmy zdobycze i zaczęliśmy wracać do Venore. W depozycie podzieliliśmy się tym co dorwaliśmy. Łącznie zarobiliśmy 23k pieniędzy. Oprócz pieniędzy do rąk trafiły takie przedmioty jak:Pall Arm, Bohy, Terrarod, mnóstwo runek i potionów. Dzięki tej przygodzie poznałem dwóch kumpli, oraz nieźle się obłupiłem. Dziś przyszło mi spotkać sorca w depozycie. Jednak nie odezwał się słówkiem.
Cała opisana historia wydarzyła się na serwerze Nebula.
-
Ładnie opisana, nie dopatrzyłem się szczególnie błędów, nie mówiąc o nie zachowanym odstępie ale to pestka. No cóż 8/10 daje a i jeszcze podaj lvl jaki miałeś ;D
-
No historia ładnie napisana ale jak kolega up jest rzucający się w oczy "odstęp", popraw go. Na prawde trudno spotkać takich ludzi jak ten knight który zrobił to bez interesownie.
-
haha
bardzo fajna historyjka ;p
podoba mi sie ;D 10/10 ;D;d
-
Historia bardzo fajna, bez błędów i monotoni. Jak ja zacząłem grać w tibię to właśnie też na nebuli moją pierwszą postać zrobiłem. Rooka przeszedłem w 3 dni i musiałem paść, bo wbiłem 10lvl. Gdy wyszedłem na main kupiłem sobie twohanded sworda za pieniądze z rooka u NPC w Carlin, i wbiłem 13lvl na bugach, wtedy jakiś 7lvl sorcerer zaczął mnie z wanda walić i uciekłem mu do depo z red HP. To się działo w październiku 2009. Pamiętam jego nick do tej pory. "Black Jacek".
-
Ciekawie opowiedziana historia, podobno na nebuli przewazaja brazole to prawda?
-
Ladna historia, jedyne co mi sie w oczy rzucilo to nazywanie brazoli 'brazylami' nie wiem czy to celowo czy nie, wiec jesli celowo to wybacz.
-
Niestety Brazoli jest tak dużo jak i Polaków. Tyle, że Polacy atakują, oraz hunca siebie nawzajem, a tak nie powinno być. Również trudno tu o dobry Polski team. 90% czasu gry spędzam sam. Brazole trzymają się razem i to ich ciągle widać.
-
Podoba mi sie ta historia ;p ciekawie opisana, szczęśliwe zakończenie, dam ci 9/10, błędów tez sie nie dopatrzyłem, rób więcej :D
-
Nom ewidentnie Ci sie udalo ;p Uswiadomiles mi, ze na Pvp jest calkiem inny klimat. A pozatym to fajnie opisane, dobrze mi sie czytalo i mysle, ze masz co wspominac. Oby wiecej takich przygod, pozdrawiam ;p
-
lubie takie historie bo przypominają mi czasy jak zaczynalem grac w tibie :)
ta adrenalina przy pk, poznawanie ludzi to jest to co sprawia ze ta gra jest taka zajebista :d
-
noo bez kitu ;d stare dobre czasy, kiedy to 50lvl byl koksem a 80 to juz nie wiadomo jakim bogiem :O
teraz pierwszy lepszy wbija 50 w 2tygodnie a potem na water elementalach po 5lvli dziennie :x