Czeki napisał
Parę dni temu, zabijając włóczniami gigantycznych, jednookich gigantów (gigantycznych gigantów zmień bo głupio wygląda)- cyklopów, zdobyłem upragniony 50 poziom doświadczenia. Gdy doszłem (doszedłem) do depozytu w Edron, spotkałem znajomego rycerza. Od niego dowiedziałem się, że dokonując tego czynu stałem się godny wykonania zadania, które znajduję (e a nie ę) się w podziemiach wyspy leżącej na wschód od kontynentu- Fibuli. Wskazał mi ją na mapie. Od razu wiedziałem, że powinienem tam pójść. Przyjaciel zaroponował (brakuje "p") mi pomoc, jednak odmówiłem argumentując tym, że lubię wyzwania. Na koniec powiedział mi, żebym przygotował się na spotkanie ze smokami. Co to dla mnie- pomyślałem, (lepiej tu dać kropkę zamiast przecinka) nie raz już je zabijałem. Zakupiłem 40 mikstur leczących i tyle samo uzupełniających manę. (w RPG nie ma czegoś takiego jak mana) Udałem się na statek i powiedziałem kapitanowi, żeby zabrał mnie do Thais. Gdy dopłynęliśmy, poszedłem do miejskiego depozytu, (bez przecinka) po zaczarowane włócznie, które tworzyłem pewnego deszczeowgo (niepotrzebne e) dnia. Spytałem jeszcze jednego miejscowego o drogę na Fibulę. Pewny już (bez już) drogi udałem się na południe miasta. Po drodzę (e a nie ę) spotkałem parę miśków, oraz znajomego handlarza Hardka, u którego nieraz sprzedawałem rzeczy, które zbierałem zabijając nieumarłych. Doszedłem w końcu do jaskini, w której było wejście do tunelu prowadzącego na wyspę- cel mojej wyprawy. Przejście przez tunel nie należało do najmilszych rzeczy jakie w życiu robiłem, wszędzie rozchodził się odór siarki, a w około bulgotała gorąca lawa. Nareszcie ujrzałem światło. Wyszedłem z dziury i w oddali ujrzałem wioskę. Udałem się tam i wszedłem do studni. Powitały mnie tam trujące pająki, które nie stanowiły dla mnie zagrożenia. Dotarłem do drzwi, otworzyłem je kluczem, którego (który) kiedyś dostałem od mojego przyjaciela. Wszedłem w tunel po mojej prawej stronie, na której końcu znajdowały się dwa teleporty. (teleporty?! WTF?) Przy jednym stała tabliczka ze złowieszczym napisem "Ostatnia droga ratunku". Bez wachania (h a nie ch) wszedłem w drugi teleport. Za nim droga prowadziała (niepotrzebne a) prosto. Po drodzę (e a nie ę) zabiłem masę minotaurów- od zwykłych robotników na magach skończywszy. W pewnym momencie wyskoczyły zza rogu dwa smoki. Zabiłem je bez problemu. Gdy doszedłem dalej spotkałem- co mnie bardzo zaskoczyło- smoka o czerwonej skórze. Nie raz spotykałem takie w górach niedaleko miasta faraonów Ankrahmun. One były już dla mnie wyzwaniem. Ludzie nazywali je smoczymi lordami. Straciłem na tym stworze plecek (plecak) napojów, które uzupełniają manę. (znowu ta mana)Wiedziałem, że to dopiero początek. Po 3 (zamiast 3 napisz słownie) kolejnych smoczych lordach straciłem cały zapas mikstur leczących, zostało mi tylko 10 napojów, (bez przecinka) dających manę. Zdobyłem jak narazie (chyba osobno)jedną nagrodę. Był nim krasnoludzi pierścień. Jako, że wiedziałem gdzie jest wyjście z tego piekła, (bez przecinka) pomyślałem, że jeśli spotkam jeszcze jednego smoka to ucieknę do teleportu. Parę kroków dalej nastapił (zgubiłeś ogonek) to czego się obawiałem. Zza rogu ujrzałem falę ognia. Wiedziałem co to oznacza, więc zacząłem uciekać. Gdy dotarłem do teleportu odetchnąłem. Za nim jednak czekałam (skreśl m) mnie niespodzianka. W ciasnym przejściu spotkałem dwóch słabszych ode mnie magów, a mnie otoczyły przyzwane przez nich demoniczne szkielety. Wiedziałem, że już po mnie. Moje mikstury były na wyczerpaniu, a oni wspomagali się runami nagłej śmierci. Parę sekund później zasłabłem. Obudziłem się w świątyni przy mnichu.. Zobaczyłem, że zbuje (ó) ograbili mnie z mojego pancerza palladyna, oraz plecaka, (tu kropka a nie przecinek)Postanowiłem już niegdy (wcisnąłeś e) nie ryzykować samotnych wypraw w nieznane mi miejsca.
Sorry za wszystkie błedy, których się nie dopatrzyłem.
#Down
Dzięki, już poprawiłem.