Mexeminor napisał
Z tym pracowaniem w jednej często gównorobocie 8 czy ileś lat to jest tak, że ludzie pragną stabilizacji za wszelką cenę (nie wszyscy, ale większość). Jest se taki Janusz czy inny Mariusz i znajdują se robotę za 3k na początek, z prospektem jakichśtam podwyżek, dodatków itd. No i jakoś to leci, nawet nie myślą o tym, że może stać ich na więcej, że w obecnych czasach warto na bieżąco przeglądać oferty, bo szansa na trafienie lepszej roboty jest duża itd. To wszystko zależy od ich samopoczucia w tej pracy, to jest w chuj istotne, dużo bardziej niż sama kasa. Jak ktoś robi gdzieś bardzo długo, to zdecydowanie częściej dlatego, że mu się w tej robocie podoba (nie w tym sensie, że np. realizuje swoje hobby czy coś, ale po prostu po ludzku mu się spoko pracuje z tymi ludźmi, pasują mu obowiązki itd.), a nie dlatego, że kasa dobra. Człowiek ma swoje limity, jak będzie miał w chuj dobrze płatną robotę, ale za to w zjebanej atmosferze, ciągły zapierdol, presja, stres, może nawet jakiś mobbing itd., to ile pociągnie? Teoretycznie może i 20 lat, ale będzie totalnie rozjebany psychicznie, to się odbije na rodzinie, znajomych (których pewnie już nie będzie miał). Robota, która nie tyle daje radość, ale po prostu nie niszczy psychiki, jest lekka i przyjemna, to jest to czego większość oczekuje. Kasa to kwestia drugorzędna, szczególnie, gdy zazwyczaj nie jest ona specjalnie niska i nie można na nią narzekać. Znam ludzi co robią 20+ lat w tej samej firmie na tym samym stanowisku i pasuje im to bardzo, mają swoich zajebistych ziomków w robocie, zazwyczaj poza robotą też się kumplują, są dobrzy w tym co robią i to im daje satysfakcję. A że po tych 20 latach zarabiają okolice tych 5k na rękę, może ciut więcej? Chuj, nieważne, wystarcza im to na realizowanie wszystkich swoich pasji (np. Złombol, super sprawa, a kasy wiele nie trzeba), utrzymanie siebie i rodziny.
To co napisał Artur to jest święta prawda, szczęścia w hajsie się nie znajdzie, bo zawsze będzie go na coś mało. Chyba każdy to po sobie widzi, ciągle zwiększa się swój stan posiadania i ciągle człowiekowi mało, wymarzone auto sprzed roku dzisiaj jest wkurwiającym gruzem, a na horyzoncie jawi się już zupełnie inna fura, która po jej kupieniu przyjmie taki sam status jak stara. Tak samo jest ze sprzętem wszelakim, z domem czy mieszkaniem - ze wszystkim. Myślicie, że ludzie co mają chawiry na Wilanowie za kilka mln i jeżdżą nowymi furami za podobną kasę nie chcą więcej? Oczywiście, że chcą, ale myślą innymi kategoriami niż my, co nie zmienia faktu, że dalej są nienasyceni (i wydaje mi się, że ci bogaci biznesmeni, którzy zostawiają życie w pracy są zdecydowanie bardziej nieszczęśliwi ze swojego stanu posiadania, niż przeciętny Polak na etacie, bo zwiększanie stanu posiadania jest ich jedyną przyjemnością, bo nie mają czasu na nic innego w większości przypadków).
Ja np. obecnie mam strasznie chujowy okres i to się już ciągnie od dobrych paru lat. Czuję stagnację, niby studia zaraz się kończą i będzie wejście na rynek pracy, ale nawet takie gówno jak napisanie pracy magisterskiej mi nie chce wyjść. Mam wrażenie, że jak pójdę do roboty, zajmę się czymś konkretnym na te 8+ godzin dziennie i będę miał jakiś punkt zaczepienia, to może to jakoś ruszy. Bez tego nie potrafię się zmotywować do jakichś aktywności typu siłownia czy nawet głupi basen, ogólnie aktywność fizyczna. Nie potrafię się nawet zmotywować do zgłębiania mechaniki samochodowej, a mógłbym się tym zajmować, bo mam w chuj wolnego czasu, który przepierdalam bezczynnie :zaba