dzwoniłem do PIPU i powiedzieli wymijająco, że ich to chuj obchodzi.
dzwoniłem do PIPU i powiedzieli wymijająco, że ich to chuj obchodzi.
Hm, moja pierwsza praca, świeżo po technikum informatycznym to był serwis/czesacz lodów/ziomek który otwiera punkty w galerii (były ich 3 swego czasu), dokłada wszędzie lody, przyozdabia to elegancko falami i sprząta po wszystkim. Praca mocno średnia, za te okrągłe 7,7 netto nie wiedziałem co nawet zrobić mając te 1100zł miesięcznie. Dostałem po znajomości, nie miałem rozmowy o pracę. Ogólnie zawsze wszystko robiliśmy za wolno, źle, za dużo strat itp. W weekendy siedziałem z kolei na zmywaku na największym punkcie. Mimo wszystko wspominam mega, w większości spoko ludzie, trochę za dużo plotek (w ciągu miesiąca wg historii byłem maminsynkiem, który mieszka w piwnicy -> gejem -> samcem alfa, który na każdej zmianie ma koleżankę i rucha wszystko po pracy jak leci xD)
Raz pamiętam, że jadąc z wózkiem pełnym brudnych naczyń na zmywak zawsze lubiłem nim "driftować" ot, z nudów przekręcałem go bokiem i ładnie przy witrynie sobie lecę ale przesadziłem trochę z prędkością, a że nie chciałem zabić klientów galerii to ostatkiem sił (ciężki ten wózek był w chuj) przekierowałem go w ścianę. Wbiłem się kantem w ścianę galerii, posypał się tynk, naczynia w środku w 60% do śmietnika, nikt nie zauważył xD
Potem zacząłem już studia i miałem mało czasu na pracę w tygodniu, weekendy były już obstawione to zrezygnowałem i zrobiłem sobie chwilkę przerwy. Nadeszło lato, widmo wakacji ciążyło coraz bardziej więc zacząłem znowu szukać pracy. Padło na znaną sieć fast foodów - Burger Kinga. Oh boi...
Tyle ile tam odpierdoli w tej pracy było to ja nawet nie. Ogólnie bardzo potrzebowali pracowników, wiadomo, okres wakacyjny, centrum miasta, restauracja prawie całodobowa więc trochę młyn. W połowie rozmowy o pracę zacząłem podrywać kobietę z którą miałem rozmowę, było dość zabawnie kiedy z opisu pracy zeszliśmy na to jakie kobiety mi się najbardziej podobają. Ogólnie praca ciężka i fizycznie i psychicznie. Fizycznie jak jesteś na kuchni i zapierdalasz za trzech - rób to, przynieś tamto z mroźni, wstawiaj bułki, wstaw do smażenia tamto, ogarnij mięso, wyjmij sosy... Kurwa. Jeśli jesteś na zmianie nocnej w piątek/sobotę to idzie się zabić. Kasa to z kolei udręka psychiczna - sami pijani ludzie, niektórzy mega spoko, pogadają, napiwek dadzą ale większość to takie jebane kurwy po alkoholu, że nic tylko ich opluć. Ja głównie siedziałem na kasie bo za 11 netto nie będę się przemęczał wybitnie na kuchni, a na idiotów przez pewien okres na kasie byłem odporny, poza tym nawet nieźle mi szło wciskanie powiększeń, znałem dobrze angielski jako jeden z niewielu (to też epic, że na menadżera idzie ktoś, kto po angielsku w ogóle nie mówi...)
No jak już mówiłem - ludzie po alkoholu to kurwy. Przyjdzie Ci taki i będzie: się licytował, pierdolił trzy po trzy, zastanawiał się przez 20 minut czy płacić, we dwóch będą się zastanawiać kto płaci, przyjdzie zajebany i chce Bsmarta na dowód osobisty xD
Z początku byłem zawsze cierpliwy, wyrozumiały i miły ale potem już hamulce najzwyczajniej puszczają i przy jakichś klientach, którzy nie potrafią się zachować i w normalnej atmosferze zamówić jedzenia zaczynała się pyskówka i wyzwiska. Raz podchodzi do mnie ziomek, zajebany jak sam skurwysyn, ledwo mówił i z ryjem do mnie gdzie jego zamówienie. Ja się go pytam czy już zamawiał to zaczął coś pierdolić o Marioli z klubu, pytam się go jeszcze raz, a ten znowu jakieś historie niestworzone. Taki dialog trwał mniej więcej przez 10 minut, aż nagle kolega z kuchni przychodzi zrobić sobie herbatę, a ten się drze, że u niego zamawiał i wskazuje na niego palcem. Ja się odwracam, patrzę, że chłop w pocie czoła kanapki kleił całą noc i kasy nawet nie dotykał, odwracam się i mówię prosto menelowi - "popierdoliło się coś Panu już konkretnie, albo Pan zamawia i płaci albo proszę spierdalać i mnie nie wkurwiać." Ostro? Oczywiście, jeśli ktoś ma jakieś obiekcje to niech stanie przy kasie w jakiejś knajpie/fast foodzie otwartym przez noc, najlepiej blisko klubów i poobserwuje ludzi to sam machnie luja jakiemuś klientowi bo nie wytrzyma.
Historie typu pół nagie laski wtaczające się do budynku na czworaka po aplikacji gazu przez kolegów z klubów nocnych, rzyganie na klientów z półpiętra, seks w toaletach czy bójki były na porządku dziennym. Parę numerów od lasek wziąłem, paru facetów też chciało ode mnie... Ogólnie każda zmiana miała coś w sobie zabawnego ale większość czasu to męczarnia. Najlepsze jeszcze te małe cygany, kurwa jego mać. No z tym to też był balet. Przychodzi Ci taki mały gnojek i pierwsze co to rzuca kurwami, każe spierdalać i chce kubek żeby sobie dolewkę wziąć. Mówię, mu, że albo wyjdzie sam albo nakopię mu do dupy. Zwyzywa Cię i pójdzie dalej żebrać. Klątwy cygańskie rzucane na mnie były cały czas więc pewnie został mi jakiś tydzień życia sądząc po tych zawiłych inkantacjach ale złodziejstwa nie lubię toteż się z tą zarazą nie patyczkowałem. Raz obsługując klientów po prostu wyskoczyłem zza lady (tak, zajebałem takiego parkoura, że przez chwilę i ja i cygan patrzyliśmy się na siebie ze zdziwienia, że w ogóle mi się to udało xD) i złapałem tego śmiecia jak chwilę wcześniej normalnym dzieciakom coś chciał zabrać, za kaptur, do drzwi i na beton. Podarłem mu kaptur ale no co zrobisz...
I tak sobie wiodłem to życie przez około rok (o rok za długo) aż w końcu postanowiłem zmienić to na coś co jest trochę lepiej płatne, jest mniej pracy i nikt nie stoi Ci nad głową. Aktualnie siedzę na recepcji, wydaję ludziom bilety, drukuję fakturki i cieszę się, że nie wciskam już ludziom powiększonych frytek. Praca dorywcza, rzuciłem w międzyczasie studia, uczę się na własną rekę web developerki i na razie sobie grzecznie siedzę w aktualnej pracy bo nie mam powodów do narzekań - pieniądz się zgadza, dużo czasu wolnego i nikt nie wymaga ode mnie rzeczy niemożliwych.
Historii z tych miejsc pracy jest w opór ale palce by mi odpadły ;d
KURWA wypisz wymaluj sytuacja z mojej roboty... Ja pierdole, do niedawna jedna z większych spółek w Europie, obecnie jedna z większych na świecie... No i odkąd tam pracuje, zmieniła się jedynie kierowniczka, zastępca kierownika. W sensie i jedna i druga była/jest zastępcą mojego kiero. One TAKŻE nie znały/nie znają angielskiego. Raz coś tam próbowałem śmieszkować z byłą zastępcą i mówię
>Hehe wiesz że na Allegro można kupić w chuj ciuchów firmy "KEEP AWAY FROM FIRE"
>>No i?
>Yyy... no nie wiesz co to znaczy "keep away from fire"
>>No nie, a co?
>...
Albo jak już wspomniałem wcześniej, firma najpierw na poziomie kontynentu, a teraz świata. Bo większy wykupił mniejszego. I mój kiero dostał zaproszenie na wielką konferencję do kraju macierzystego mniejszej firmy. I wszystkie instrukcje były po angielsku: jak ma się ubrać, jaki jest plan dnia, skąd leci, itd. A on angielskiego ni w ząb. To ja mu wszystko tłumaczyłem xD Śmieszne jest to, że dostał stołek kiero jednostki takiej dużej spółki właściwie wyłącznie za staż w firmie xD Bo pracował długo xD A typ wali takie błędy jak coś pisze że można się zesrać. Maile pisze bezbłędnie tylko dlatego że mu Outlook podkreśla XD Ale co z tego, jak składnia dalej jak u gimnazjalisty xD
I kurwa mieszkam w największym mieście tym kraju, a nie jestem w stanie znaleźć sobie pracy, będąc
>Student 3 rok
>Zaoczny
>Dyspozycyjny od poniedziałku do piątku (kurwa no chce mieć w końcu wolne weekedny i święta, a nie ciągle zapierdalać kiedy inni mają wolne...
>Angielski conajmniej B2 (hehehs odebrałem ostatnio zaświadczenie z uczelni, że ten egzamin na koniec, co go zdałem na koniec 4 semestru był na takim europejskim poziomie)
>Trochę umiem into excel (ale się douczam)
I nie mogę sobie znaleźć nic sensownego, bo raz się załapałem do takiej firmy, która zajmuje się transportem próbek do badań klinicznych, ale było ciężko, nie byłem w stanie pogodzić tego ze studiami. Jestem na zaocznych więc trzeba się douczać w domu niestety. @Master ; czy ja bym się nadawał na takiego spedytora?
o co chodzi z tą firmą keep away from fire jakaś chujowa jest czy co bo nie znam??
Załącznik 363528
w sumie to ładnie dałem się zbaitować, późna pora po prostu :kappa
a to dziewczęca marka to dlatego nie znam :P
No nie wiem, robota spedytora to nie jest cos co mozna se hehe dorywczo porobic jak studenciak zeby sobie 2k dorobic na imprezki. Przynajmniej wg mnie. U mnie to powazna robota, powazne pieniadze, duza odpowiedzialnosc, a przy tym mialbys problemy z dyspozycyjnoscia zapewne. Tutaj to tak wyglada, ze np. niby wczoraj pol dzionka se seriale ogladalem i jebalem posty na torgu (tak jak w tej chwili), ale za to od godziny 20 - 23:50 bylem ciagle na telefonie bo byl problem z rozladunkiem, w miedzyczasie inne auto sie rozladowywalo itd. wiec gdybys mial jakies egzaminy czy zajecia to czasem jest to na pewno problematyczne. No i jak dla mnie to praca, w ktora po prostu warto sie zaangazowac i smialo mozna na niej opierac przyszlosc. Co prawda od pon-pt jak jezdzi duzo aut to jest sie wykluczonym, za to weekendy sa (prawie) wolne i jednak przy odrobinie szczescia, niezlej gadce, zaangazowaniu i ogolnym ogarze da sie zarobic te 5k+ i nie ma tutaj gornej granicy. Sa tacy, ktorzy jak zarobia mniej niz te 10k to chodza wkurwieni i obrazeni na caly swiat przez tydzien. Tylko to trzeba chciec robic, umiec robic i sie temu poswiecic, a nie traktowac jako robotke na doskok zeby sobie na piwko i maka dorobic.
Kurwa jak sie ciesze ze w tym kraju 80% mlodych to studenci ktorzy nic nie potrafia a chca zarabiac 15 tysiecy miesiecznie. Jak ja przez ostatnie lata tak na tym korzystam ze to jest niepojete :pogchamp
Nie uderzam do nikogo personalnie, po prostu takie luzne odczucie
jak robiłęm na drogach
to kierownikowi zrobiłem taki dowcip, że ctrl + strzałka i ekran się przekręcił.
No to skitrałem się w klopie udając, że sram
no to mnie woła że co odjebałęm xD
no to ide ze spodniami do połowy i pytam: co jest kurwa
i wszyscy nie mogli ze śmiechu xDD
Tak bardzo to, tyle ze czesc ludzi jest taka ze oni pierdola rece brudzic wola przy biurku siedziec jako jakis handlowiec w hurtowni za 2000 tysiace (a mialem taka propozycje). Jakby mi ktos powiedzial ze mam miesiace sezonowe przezyc za 2 tysiace zloty to nie wiem czy smialbym sie czy plakal XD
To ja też się wypowiem. Na ostatnim semestrze inżynierki moimi jedynymi zajęciami było seminarium dyplomowe co drugi tydzień. Chciałem poszukać już jakiejś sensownej roboty, żeby się zaczepić. Szukałem w mojej specjalizacji (techniki tworzyw polimerowych) no i trafiłem do firmy która produkuje różnego rodzaju opakowania do kosmetyków. Stanowisko na które aplikowałem to Technolog. Na rozmowie tradycyjne pierdolenie co już umiem, gdzie siebie widzę za xxx czasu i tego typu pierdoły. Powiedzieli, że najpierw mnie rzucą na produkcje, żebym zobaczył jak to wygląda od środka ale tylko na trochę xD. Po 2 miesiącach pakowania rzeczy do kartonu się wkurwiłem, powiedziałem, że nie taka była umowa i że wypierdalam. Odzew był taki, że faktycznie, że przenoszą mnie do biura i podnoszą stawkę. Tak też się stało i zacząłem napierdalać dokumentacje technologiczne, ogarniać dane w SAPie, robić jakieś raporty, zestawienia, liczyć koszty, zamawiać sprzęty. Ogólnie robota dość odpowiedzialna. Cały czas robiłem na zleceniu i dostawałem jakieś ~~2200 miesięcznie czy coś takiego. W końcu się obroniłem i miałem dylemat czy iść zaocznie na magisterkę i zostać na etacie czy robić studia dziennie. Zaproponowali mi najniższą krajową na umowie o prace po 8 miesiącach pracy w firmie xD Poczułem się jakby ktoś mnie opluł, zrezygnowałem. Teraz sobie robię dziennie magisterkę i dorabiam za barem w multitapie.
Co do polowy historii to nie jestem pewien czy to #pasty czy prawdziwe historie xDDD
W ogole dziwie sie jak mieszkajac w wiekszym mieście mozna byc tak zdesperowanym, zeby decydowac sie na prace typu latanie po klatkach i wciskanie jakiegos gowna face to face.
Oprocz jakichs dorywczych prac zalatwianych przez znajomych/rodzine to moja pierwsza prawdziwa pracą (na umowe, zlecenie oczywiscie:D) byla praca na sluchawce w aliorze. Najpierw sprzedaz, czyli ja wydzwanialem do ludzi a nastepnie na infolinii jeszcze chwilke siedzialem gdzie to ludzie dzwonili ze swoimi problemami. Wychodzilo mi srednio 12zl/h (tzn bylo to z 3lata temu, mielismy jakies 9-10zl/netto+prowizje.. ale ciezko bylo nic nie sprzedawac jak sami ludzie dzwonili i cos chcieli czesto) - ale gdybym sie przykladal i dluzej tam posiedzial niz 2-3miesiace xDD to mysle ze doszedlbym lajtowo do pułapu 17-20zl/h - wiekszosc osob mialo chyba z 15-17zl. Bedac dokladnym to prowizje sie dostawalo za zalozenie komus kredytowki, limitu odnawialnego albo pozyczki. O ile pozyczka to gowno
(chociaz ludzie sami czasem ja po prostu chcieli i prosili) tak kredytowka+limit odnawialny szczerze wierzylem, ze jest pomocny. Oczywiscie pomijajac fakt, ze inne banki maja lepsze oferty, tak tutaj tez bylo nawet spoko - mozna wtedy bylo dostac cashback z jakies 3-5% za platnosci kartą (ofc max jakies 20zl miesiecznie xd) jak dobrze pamietam a racjonalne korzystanie nie generowalo zadnych kosztow. Ba, nawet wiekszosc osob nie wiedziala ze z kredytowki mozna pozyczac hajs i jak sie odda tam bodajze do 50dni to nie placi sie zadnego procenta. Wedlug mnie spoko opcja o ile sie nie jest debilem:p
Teraz pracuje w banku inwestycyjnym (czyli typowe korpo) i zajmuje sie zabezpieczaniem funduszy. Tzn tak w duzym skrocie mowiac gdy wartosc funduszu wzrosnie o 200k to pilnuje zeby nam dostarczono te 200k, natomiast gdy straci na wartosci 200k to instruuje przelew na 200k. Praca jest bardzo ciekawa, strasznie duzo sie ucze - jak przyszedlem to ledwie sumowac w excelu umialem xD (tyle ze mialem dobre materialy na rozmowe od kumpla) a od jakiegos czasu zaczalem sobie z ciekawosci patrzyc jak makra sa budowane i analogicznie staram sie je poprawiac jak cos nie dziala lub przerabiac.
Generalnie trzeba strasznie duzo myslec, czesto np zdaza sie ze jakis fundusz stracil na wartosci kilkadziesiat kk albo nawet kilkaset kk - musimy wtedy ogarnac czym to zabezpieczyc, nie zawsze sie da po prostu walnac przelew na kilkaset kk wiec sie sprawdza co jeszcze klient ma i np jakies papiery wartosciowe mozemy uzyc - wiec sprawdzamy sobie wtedy ile sa warte dzisiaj i dajemy troche tego a troche tamtego. Albo np ktos nam mial przyslac 300k ale nie mamy tego na koncie - bo zaplacil na jakies nasze inne konto albo z jakiegos innego powodu i trzeba szukac tego hajsu. Potem tez od tego hajsu trzymanego trzeba naliczac odsetki. No ale to tez nie zawsze sie zgadza i trzeba dochodzic dlaczego. I takich smaczków jest generalnie wiele, wiele wiecej.
Co do zarobkow to na poczatku jakies 2650 na reke miesiecznie (+ jakies socjale, premie wyplacane raz na rok itp) i umowa o prace na 12 miesiecy. Przy przedluzeniu umowy na czas nieokreslony jest premia jakies 20%. Nastepnie kolejne ~20% przy pierwszym awansie.
Z tego co widze po ludziach z pracy to kto awansu w ~1.5roku nie dostanie to spierdziela do innych bankow i jeszcze lepszy hajs ma:P
Dodam, ze ja jestem po studiach (tzn jeszcze sie nie obronilem, od roku sie zbieram z obroną i ciagle odkladam xD bo nikt mnie nie uswiadomil ze jak bd mial licencjat to kurwa wystarczy 2lata pracy tylko i mialbym 26dni urlopu zamiast 20....) ktore maja cos wspolnego z ta praca, ale polowa osob nie jest:P
Wynika to z tego, ze strasznie sa potrzebni ludzie do pracy - za polecenie kogos kto przepracuje chyba z pół roku to płacą ze 3kafle:p jeszcze niedawno to wręcz nas prosili, zebysmy polecali kogokolwiek - byleby chociaz troche ogarniety byl xd bo generalnie przez te wszystkie regulacje coraz wiecej pracy mamy - wiecej rodzajow kontraktow musi byc zabezpieczanych wiec wiecej roboty mamy - ale ludzi tez w miare przybywa, wiec to jakos sie rozkłada
W aliorze, tak swoja drogą, za polecenie z tego co sie orientuje to nadal placa 100-500 (w zaleznosci ile ktos tam przepracuje, bo wiekszosc osob po paru miesiacach stamtad ucieka:D) - a dodatkowo nie slyszalem nigdy, zeby ktos nie przeszedl rozmowy w aliorze i sie nie dostal:P
Dlatego tez nie czaje jak mozna latac po klatkach albo decydowac sie na podobne prace, gdy jest tyle opcji w dzisiejszych czasach.
Przeciez za samo zaproponowanie darmowego okresu próbnego (nawet 1dzien) to powinna byc jakas kara finansowa dla takiego janusza biznesu:p
o h*j ale sie opisalem xD ale nie mam co robic na l4:D
Jak te bankowe call center to wieksze skurwysynstwo od tych co po klatkach chodza, odebrac nieznany numer musze bo moze ktos z klientow dzwoni a kurwa drzwi nie otworze najwyzej jak widze ciecia jakiegos. Ale ogolem wszedzie ludzi potrzeba do pracy bo nie ma komu robic. Ci cl wyjechali za granice potrafia tylko kartony pakowac, zbierac truskawki i naczynia zmywac. A mlodzi ida sobie na studia, starzy sponsoring i jest ok, a utarlo sie jakies durne przeswiadczenie wsrod ludzi starszych (typu rodzice) ze pierdola idz na studia to bedziesz mial lzej niz my. Moze i lzej bo wiekszosz po studiach dostanie lajtowa robote w magazynie przy skladaniu zamowien za 1500zl kiedy nasz ojciec napierdala na budowie za 5000
Beka z tego pojebanego kraju, ale mi to jak najbardziej pasuje bo raz ze hajs nienajgorszy sie zarabia to dwa ze pracodawcy zaczynaja szanowac czlowieka, bo jak cos mi bedzie nie w kolorki to elo sam se rob typeczq a ja tego samego dnia mam 5 ludzi przekrzykujacych do kogo mam isc do pracy XD
Co do narzekania ludzi to największe jaja są w moim zawodzie jako grafika komputerowego. Generalnie teraz każdy kto trzaska wizytówki w gimpie nazywa się grafikiem komputerowym, mimo że robi mega chujowe projekty. Tacy ludzie siedzą na grupkach na fb i oczytają się pierdolenia, że ten zawód to tak dobrze płatny że na start to minimum 4000 netto (XD). I jak leci jakaś oferta pracy z minimalnymi wymaganiami na juniora + jeszcze możliwość douczenia się wszystkiego w robocie (a wymagania serio niskie, ze dwa-trzy podstawowe programy i trzaskanie bannerów do internetu np) to dają tak powiedzmy 2000-2500 netto. No praca spoko, bo przyjdzie jakiś studencik co cośtam potrafi ale jeszcze się uczy, pierwsza praca itd i dostaje 2500. A pod ofertą 1000 komentarzy od obrońców zawodu w stylu "hahaha w biedronce więcej płacą" "jak ja mam za to wyżyć" "wole iść do lidla" "minimum 4000 za takie wymagania!" "szanujmy pracę grafika, to są lata nauki, kursów, studiów". I piszą to osoby z portfolio wartym max 1000zł / msc na staż, które nie mają pracy. Także już trochę raka od tego mam.
Nie kazde miasto to Wroclaw, Warszawa, Katowice, Poznan. Obstawiam, ze ty pewnie wroclaw bo tam chyba najwiecej takich korpo chujstew bankowych jest z tego co widzialem.
Jeszcze z ciekawych sytuacji to moja kolezanka jest kierowniczka magazynu w jednej duzej firmie w bielsku i czesto opowiada smieszne sytuacje ze swoimi podwladnymi (no robota na magazynie to i podwladni nie najwyzszych lotow lub ludzie, ktorzy maja po prostu wyjebane w prace)
I ostatnio typiara dzwoni i mowi, ze nie moze przyjsc dzis do pracy
Ta sie jej pyta czemu
A ona, no bo pradu nie mam i jest ciemno wiec nie moge sie pomalowac ani wyprasowac ciuchow, przepraszam
x-D
Tylko to tez pozniej prowadzi troche do takiej sytuacji, ze sa mlodzi dynamiczni bizmesmeni z rzadaniami 5k/miech/sluzbowe auto laptopo i dziwka mimo totalnego braku wiedzy, doswiadczenia i umiejetnosci. To staje sie standardem:
https://vimeo.com/239050403
O to tez xDDD Z tymi grafikami, znowu drugi znajomy pracuje w marketingu Mr Gugu i tez mowi, ze z tymi grafikami to jest zawsze najlepsza beka i same unskille tam sie pojawiaja xD
True story, przynajmniej u mnie. Kolesia, który z pindolem na wierzchu i zakrwawionym ryjem (skopali go w toalecie, wszyscy się w sumie znali, jakieś wiejskie porachunki), który wyskoczył mi z toalety też pamiętam. Coś się rzucał, że cała ta restauracja niebezpieczna itp. Ja mu tylko powiedziałem, że mam przerwę i niech idzie do ochrony bo nie będę brał udziału w zabawie jakichś śmieci. Na koniec przyjechała policja, zabrali wszystkich, wszyscy się znali, to jacyś kuzyni czy chuj wie kto był i poszło o jakąś dziewczynę sprzed trzech miesięcy.
Raz też wbijam na drugie piętro zjeść w spokoju, a tam jakiś zwyrol wziął rolki papieru toaletowego z obu toalet i jak w amerykańskich filmach opapierował całe piętro. Usiadłem gdzieś, gdzie było tego najmniej i jadłem na spokojnie posiłek, informując pytających mnie gości o porządek, że tego nie posprzątam, bo to już jest kurwa przesada i zezwierzęcenie, więc jak mają z tym problem to do kierownika zmiany piętro niżej zapraszam xd
Ogólnie nie polecam gastro, chyba, że głodujecie już od dwóch tygodni, a trawa spod bloku przestaje wystarczać, wtedy ok, na krótki czas spoko ale zasiedzieć się w takiej pracy jak niektórzy po 2-3 lata to jest dramat jak sam skurwysyn.
no kurwa a w it czy w jakiejs waskiej dzialce inzynieringu to jak masz
przychodzi ci studenciak na rozmowe, w sumie to nic nie umie, nigdy nigdzie nie pracowal, nie ogarnia nawet kontaktow z ludzmi i ci wypierdala ze chce 5k netto od razu, i to to w sumie chuj, bo sie trafiaja tacy co chca 10k przynajmniej. ja tam sam sie zatrudnilem 2 miechy temu i zarabiam malo ale zgodzilem sie na to bo wiem ze na poczatku mam gowno wiedzie i w sumie przez te 2 miechy sie nauczylem wiecej niz przez 3,5 roku studiow (i ktos mi nawet za to placi xD) i to o czym pisalem na poczatku tematu ze mam przeprowadzac rozmowy bo kierownikom szkoda czasu na przeprowadzanie rozmow z kolejnymi amebami ktore nic soba nie reprezentuja i mam byc pierwszym sitem
Ostatnio byłem na rozmowie w drugiej/innej firmie (zajmującej się tym samym), ogólnie nie szukam innej pracy ale dzięki jako takiemu doświadczeniu/kwalfikacjach inne "fyrmy" z tej branży chcieli by mnie pozyskać. Przesadom jest natomiast ich warunki na poziomie 2,5 minimalnych wynagrodzeń na początku, obsługa 2 urządzeń (jeśli jedna stoi to drugom dokuriwać), acha i najlepiej 12h, może i 14h, przerwa 1h (odziwo płatna).
Już nawet nie chodzi o zarobki, bo w obecnej firmie mam myślę dobrą renomę, ale o hujowe warunki, które na siłę mi chce wcisnąć konkurencja, na prawdę, śmiech na sali proponować komuś 3,5 kafla za pracę gdzie normalnie 2 różnych operatorów bierze minimum 3k/miech.
Nie proponowali żadnego kierowniczego stanowiska XDDDDDD (szanujmy się), nie nadaję się z prostych względów, nie potrafię wyznaczać ludziom ich zadań xDDDD.
Jebać polskich biznesmenów, 2 łopaty i dziurawe taczki, a nazywają siebie "firmą"
xDDDDDDDDDDDDDD ja pierdole
No to u mnie świeża historia:
Od października pracuję w firmie sprzedającej łóżka i materace - siedzę na salonie i wciskam to ludziom, ostatnio też sporo jeżdżę z transportami, montażami i po towar do fabryki. Do końca grudnia pracowałem bez umowy, bo pasowało mi po prostu więcej zarobić. Umówiłem się z szefem, że od nowego roku startujemy z umową o pracę, bo jednak to ubezpieczenie to dobrze byłoby mieć. "Spoko, spoko, nie ma problemu."
Papier do podpisu dostałem dopiero 19.01, ale ofc datowany na początek roku. W międzyczasie kierowniczka zapewniała mnie, że zostałem zgłoszony do ZUSu, tylko coś tam księgowość odpierdala z tą umową, coś pokręcili, ktoś jest na zwolnieniu, proszę się nie martwić. Szef to samo - spokojnie, panie Janku, zgłosiliśmy pana od razu na początku stycznia, wszystko gra.
Nie byłem taki pewien, bo facet nie ma raczej opinii uczciwego, wcześniej musiałem się z nim wykłócać i iść na kompromis w sprawie wynagrodzenia, na które się ze mną, kurwa, umówił. No ale myślę sobie, że żeby tak jawnie walić kity, prosto w twarz, to aż tak to chyba nie...
Do momentu, aż mi kolega z pracy poradził, żeby jednak sprawdzić, bo usłyszał fragment rozmowy kierowniczki z szefem, gdzie rozmawiali o tym, że "trzeba coś z tą umową z Jankiem zrobić."
No to 22.01 zadzwoniłem do ZUSu, żeby sprawdzili ocb. "Nie mamy pana w systemie, w kolejce też nie widzę żadnych dokumentów na pana nazwisko."
- Kurwa, szefie, o co tu chodzi?
- Ja to, panie Janku, nie wiem, zgłosiłem pana na początku roku, może mają jakiś bałagan z dokumentami czy co? Proszę bardzo, tu ma pan dokument zgłoszeniowy z datą 08.01, zachowany termin 7 dni od rozpoczęcia pracy, wszystko się zgadza. Proszę mi tu nie zarzucać, że nie wywiązałem się ze swojej części umowy, bo został pan prawidłowo zgłoszony. -
tu zaznacza mi datę 08.01 - proszę, widać chyba dokładnie, prawda?
Wcześniej było między nami pewne nieporozumienie (czyli po prostu zapłaciłem ci mniej, niż miałem zapłacić, bo tak i chuj), ale teraz wszystko już musi się zgadzać, mnie też zależy na waszym zdrowiu, bezpieczeństwie itd., itp. Z takimi sprawami nie igram, może pan być spokojny.
Pojechałem z papierem do ZUSu dzisiaj rano. Babeczka w okienku mi powiedziała, że owszem, to aktualny wzór, nie ma błędów, z dokumentem wszystko ok, ale 08.01 to data wygenerowania dokumentu, a nie jego wysłania. Sprawdziła mój profil:
- Owszem, jest już pan ubezpieczony. Od 23.01, wtedy wysłano nam zgłoszenie.
Krew mnie, kurwa, zalała. Jebaniec prosto w twarz wciskał mi kit, jakby mnie miał nawet nie za idiotę, tylko za jakieś najgorsze gówno. Dzisiaj w pracy:
- No i jak tam, dowiedział się pan już o co chodzi z tym ZUSem?
- Dowiedziałem się. Zgłoszenie wysłano do nich dopiero 23.01, czyli wcale nie na początku roku, 3 tygodnie byłem bez ubezpieczenia.
- A to już pewnie wina księgowości. Ja się na tym nie znam i nie chcę się znać. Ale teraz już pan jest ubezpieczony, mamy umowę, wszystko gra. I tyle.
Nawet z nim nie dyskutowałem, pierdolę rozmowę z takim człowiekiem. Zastanawiam się tylko jak tu się z tego wykręcić i wyjść na swoje, bo na umowie mam tylko część umówionej stawki, reszta pod stołem, a w tym miesiącu znowu prawie 200h robię. Poważnie się zastanawiam nad combosem wypowiedzenie + l4 i chuj ci w dupę, jebany oszukisto.
Człowiek się angażuje, stara się, bierze na siebie więcej, niż godność by nakazywała, a szef prywaciarz nie ma nawet jaj, żeby powiedzieć "sorry, młody, w tym miesiącu jeszcze nie damy rady z tą umową", albo chociaż "no nie zgłosiłem, bo nie mam hajsu/czasu/ochoty i tyle", tylko opowiada bajki samemu się z nich śmiejąc. Kurwa, "poważny, dorosły" człowiek, biznesmen. Skąd się tacy biorą?
Pospolity skurwysyn... ten kraj jest chory bo co drugi taki jest. Jakby Ci się w przeciągu tych trzech tygodni coś stało to byś się kurwa nie wypłacił do końca życia. To nie jest normalne wszystko, sam mam pojebaną sytuację bo nie pracuję na umowę o pracę, 25 lat mam skończone więc przy matce ubezpieczenie się skończyło... no na dobrą sprawę patologia.
Zarejestruj się w Urzędzie Pracy, z miejsca będziesz ubezpieczony. Raz w miesiącu na podpis, który zajmie 10 minut. Coś tam pościemniasz, że szukasz pracy, wcześniej zajmowałeś się pracami dorywczymi. Dostaniesz raz na parę miesięcy ofertę pracy, pójdziesz pod wyznaczony adres, powiesz, że przysyłają cię z urzędu, ale nie chcesz tam pracować, podpiszą ci kartkę np. 'brak kwalifikacji', albo 'rekrutacja trwa' i tyle.
Nie mogę bo pracuje na umowę zlecenie.
Nie czytalem.
Ale polecam
Na zleceniu przecież normalnie ZUS jest opłacany, no co Wy?
No co Ty, pijany. Tzn jest taka opcja ale tak kurwy kombinuja zeby tylko nie odprowadzac
Kiedyś ubezpieczenia na 100% nie było. Ewentualnie po tych ostatnich zmianach dot. umowy zlecenia coś się zmieniło.
Na umowie u dzieło nie było ubezpieczenia. Na zlecenie kilka razy pracowałem i i nie było nigdy mowy, żeby to bez ubezpieczenia szło.
Jesli to byly jakies krotkie zlecenia to pewnie nawet skurwysyny tego nie zglaszaly i ogolnie pracowales na czarno. Sam sie kiedys po fakcie o czyms takim dowiedzialem. Zastanawiam sie tylko, co taki jebany debil ma w glowie. A jakby sie cos pracownikowi stalo. Kryminal. Ale co tam, pare groszy w kielni
@ogolnie mamy tu jakiegos prawnika, zeby łopatologicznie wytlumaczyc niuanse ubezpieczen w swietle terazniejszego kodeksu pracy? Bo mnie uczyli kurwa wzorow skroconego mnozenia i teraz akat w sprawach tego typu i innych pitach nie tyle sie gubie co miewam w chuj watpliwosci.
Mnie teraz matka powiedziała, że jak przerwiesz ciągłość ubezpieczenia, np. spóźnisz się z opłaceniem składki, to przez kolejne 3 miesiące tego ubezpieczenia nie masz - tyle wynosi karencja. A płacisz ofc musisz. Ma coś takiego miejsce? Przecież gdyby to miało tak wyglądać, to to byłoby takie skurwysyństwo, że czemu jeszcze nikt tych chujów mujów na widłach nie rozniósł?
Dlatego właśnie powiedziałem sobie, że póki co odpuszczam. Jestem aktualnie w trakcie sesji, za chwilę rozpoczynam ostatni semestr licencjatu. Postanowiłem, że po obronie zacznę się rozglądać za czymś konkretnym. Ofc. mam zamiar kontynuować dalej studia, na samym licencjacie nie zamierzam poprzestać.
A mówiąc coś konkretnego mam na myśli pracę, w której będę mógł zrzucić kotwicę i wiązać swoją przyszłość. I nie mam od razu wymagań z dupy, że chciałbym mieć 15k/miech, i służbowe wszystko co się da. Abym tylko miał jakieś szanse, żeby rozwinąć skrzydła.
I nawet taka robota byłaby zgodna z moim kierunkiem studiów, bo jestem na logistyce.
No to imho warto sprobowac jak sobie te studia skonczysz teraz. Znaczy licencjat. Pozniej ta magisterke jakos dobijesz zaocznie i powinienes ogarnac. Ode mnie jedna dziewczyna studiuje, co prawda wypruwa sobie flaki, ale daje jakos rade. Po logistyce powinienes cos znalezc chociaz w tym biznesie to ma marginalne znaczenie po jakich studiach jestes tak naprawde. Znam w transporcie na wysokich stanowiskach ludzi po AWFie, filozofii, filologiach, po liceum (zapluty alkoholik bez szkoly here xD), za to nie znam zadnego po logistyce czy transporcie (nie zeby to bylo zle, nie to chce powiedziec). Ogolnie spedycja to wg. mnie takie cos, ze kazda jedna osoba powinna sprobowac (znaczy taka w miare kumata). Bo jak bedzie miec troche farta i ogarnia to jest ustawiona na cale zycie, ma w chuj piniedzy i spoko prace. Tylko to co mowilem wczesniej - dobrze miec kogos kto Ci powie czy dana firma jest ok, jak traktuja ludzi etc. bo na polskim rynku to jest pierdolony dramat i wyglada to tak jak w budowlance - dwie lopaty, dziurawe taczki i KURWA KORPORACJA WIELKA FIRMA DZIALALNOSC GOSPODARCZA xD
Powiem tak, ja pracuje jako listonosz w Poczcie Polskiej i gdyby nie zarobki nigdy bym nie rzucił tej roboty.
prawda jest taka ze pieniądze oraz to co sie robi mus iśc w parze bo jeżeli zabraknie jednego z tych punktów to bedzie wieczna męczarnia
@mode
Czy da sie Panu up zmienic nick na Sokrates?
@Poncjusz_Piłat ;
http://wsensie.pl/polska/27798-ekolo...zlotych-pensji
boru kurwa prokurator juz jedzie xDD wiedzialem, ze rudy musial w ostatnim czasie zbic na czyms miliony bo za bardzo sie wozi i cwaniakuje w necie gorzej niz maciek szklana
kto to rudy
Z tymi zusami, to tak nie jest jak tu piszecie xD, bez przesady, aż taki spierdolony ten kraj nie jest. Co innego prawo do bycia ubezpieczonym, a co innego bycie zarejestrowanym. To znaczy, nawet jak pracodawca zjebał i nie wpisał cię do zus, to masz prawo sam rządać zarejestrowania z datą 30 dni wstecz, czyli w skrócie - masz wyjebane i po prostu jak coś ci się stanie i ci szpital nagle powie, że masz płacić grube dolary, to się rejestrujesz wstecz i nie musisz płacić, a już nawet zakładając, że by minęło te 30 dni, to to jest obowiązek pracodawcy cię zgłośić, więc idziesz do sądu, wygrywasz sprawę z marszu i pracodawca co najwyżej będzie musiał zapłacić, ale i tak to zawsze umarzają, jeżeli miałeś prawo być ubezpieczonym i tyle. Co do opłat "wstecz", to owszem są takie(chuj wie czemu xD), ale tylko jak się zamierzasz ubezpieczyć dobrowolnie, jak pójdziesz na UP, rozpoczniesz studia(poniżej 26 roku życia) albo założysz działalność, to nic wstecz nie płacisz. Swoją drogą, ubezpieczyć się dobrowolnie w NFZ, to jest więcej papierdologii i załatwiania niż w przypadku jak się prowadzi firmę, także brawo, państwo polskie znowu zdało egzamin. Przejebane właśnie jest chociażby, że oni mają straszny burdel w tym, kto jest zarejestrowany a kto nie i się tym nie przejmują, bo tak jak mówię, jak będzie problem, to i tak się ktoś wstecz zarejestruje, największe gówno to właśnie to, że na tym dobrowolnym musisz przez ten cały syf udowodnić do kiedy byłeś ubezpieczony, żeby wiedzili jakie opłaty dodatkowe ci naliczyć xD. Ogólnie smutny kraj, ale nie jest tak najgorzej znowu.