Exori222 napisał
Flota Daenerys została rozbita po drodze do Dragonstone. Powiedzmy, że byli już blisko, a więc gdzieś na wysokości 'Rest'.
Rozbili się nie dalej niż 200 metrów od Dragonstone, właściwie to tuż przed zestrzeleniem smoka pierwszy statek rzucał już kotwicę.
Rozbili się na plaży po czym pomaszerowali na King's Landing. Taki kawał drogi. PÓŁ ARMII. Bo przecież siły Jona idą z buta. Więc mają połowę swoich sił i mogli sobie przejść przez nikogo niepokojeni pod sam zamek.
Właściwie to oni nie idą, tylko płyną - nie pokazano żadnych statków, ale jakieś przecież muszą mieć, bo inaczej by się nie wydostali z wyspy. Biorąc pod uwagę, że Euron ze swoją flotą wrócił do Królewskiej Przystani, to jest zupełnie zrozumiałe, że nie miał ich po drodze kto zatrzymać.
Natomiast fakt, że Euron zawrócił, a nie otoczył wyspy i nie odciął tam rozbitków od świata, to już rzeczywiście jest jakaś kpina.
Morska część armii była prawdopodobnie o dzień, najwyżej dwa dni drogi przed armią Daenerys - bo podczas narady na Dragonstone wyraźnie pada, że Daenerys nie ma zamiaru tam czekać, tylko natychmiast wypływa pod King's Landing. Lądowa część może być absolutnie gdziekolwiek, nie ma to znaczenia - ale prawdopodobnie jest w samym mieście lub w najbliższych okolicach, zajęta zabezpieczaniem jedzenia na oblężenie.
To jak ona właściwie jest królową, skoro kontroluje ona tylko jedno miasto?
Rzecz w tym, że to nie jest byle jakie miasto, tylko stolica kraju. Nawet jeśli realna władza Cersei jest niewielka, to dopóki siedzi na tronie, może się tytułować królową - i bardzo chętnie to robi, co dla ogarniętej obsesją Danki jest nie do zniesienia.
Czy Daenerys i Jon mogą sobie hasać po całym Westeros i iść gdzie chcą, oprócz do KL? Jeśli tak to czemu nie podbiją sobie po kolei każdej krainy, każdego ważnego miasta?
Z grubsza tak, mogą sobie hasać wszędzie. I nie muszą niczego podbijać, bo nie mają już innych wrogów. Patrząc na mapę:
Północ wiadomo, nie wymaga tłumaczeń. Później kolejno:
1) Dolina Arrynów stoi po stronie Starków i Targaryenów - mały Robin bardzo jasno się w tej kwestii określił, a lord Royce wraz z niedobitkami swojej armii cały czas się kręci w pobliżu Sansy i Jona, regularnie był pokazywany
2) Riverrun nie jest rządzone przez nikogo - po wymordowaniu Freyów ani jedna ani druga królowa nikomu nie przyznała zwierzchniej władzy nad rejonem; jedynie Cersei obiecała to Bronnowi, ale póki co to tylko obietnica - zatem pomniejsi lordowie swobodnie przepuszczają wojska Starków przez swój kraj, bo jedyny punkt na którym mogliby ich zatrzymać (na którym wcześniej zrobił to Walder Frey) stoi pusty. Nie mają zresztą żadnego interesu w blokowaniu im przejścia, tym bardziej że ich sympatia leży po stronie Jona (podczas Wojny Pięciu Królów walczyli przeciwko Cersei) - Jon z kolei nie ma interesu w zbieraniu od nich jakichkolwiek przysiąg, bo przecież nie chce być królem.
3) Casterly Rock i ziemie Lannisterów - większość armii Lannisterów została wybita w poprzednim sezonie, zaraz po zdobyciu przez nich Highgarden i podczas powrotu do King's Landing. Reszta sił prawdopodobnie siedzi w King's Landing, bo raz że tam byli ostatnio, a dwa - tam Cersei zbiera swoje siły. Zresztą Casterly Rock zostało już zdobyte w poprzednim sezonie, nikt tam obecnie nie rządzi (a przynajmniej nikt ważny) - jak się uda zdetronizować Cersei, to wszystkie zachodnie ziemie od razu się opowiedzą za nową królową/królem.
4) Ziemie Baratheonów - tam również nikt nie rządzi. Można też przypuszczać, że skoro wcześniej służyli Stannisowi i zostali niemal do nogi wybici, to niezależnie od chęci zwyczajnie nie ma tam obecnie dość ludzi, aby stawiać jakikolwiek zbrojny opór. Poza tym spora część tych ziem 20+ lat temu należała do Targaryenów właśnie, a ponadto ser Davos, który był namiestnikiem Stannisa, cały czas jest z Jonem - nie ma podstaw aby sądzić, że te ziemie trzeba podbijać, raczej też się zgodnie opowiedzą za Danką. Tym bardziej, że Storm's End było kolejną stolicą prowincji pozostawioną bez zwierzchniego lorda, a którym właśnie został Gendry.
5) Reach - rody Tyrellów i Tarlych zostały wybite, nie ma tam komu rządzić - w dodatku ta część stojących po stronie Cersei wojsk, która przeżyła masakrę jaką im urządziła w poprzednim sezonie Danka, zdecydowała się opowiedzieć po jej stronie (a kto się nie zgodził, ten został spalony) - nie będą jej przecież teraz zatrzymywać, tylko wręcz powinni dołączyć do maszerujących wojsk Jona. Zresztą jeszcze przed zdobyciem Highgarden Olenna Tyrell, która po śmierci Mace'a była głową rodu, wyraziła swoje poparcie dla Daenerys i powrotu Targaryenów na tron, zapewne spora część pomniejszych rodów również odczuwa do niej sympatię - w końcu podczas wojny 20 lat temu byli po stronie Targaryenów, a podczas Wojny Pięciu Królów jak się związali z Lannisterami, to przyniosło im to jedynie w chuj trupów i strat finansowych.
6) przez Dorne absolutnie nikt nie musi przechodzić, ale i tak pojawiła się informacja, że nowy książę Dorne opowiedział się po stronie Daenerys
Czy twórcy wiedzą w ogóle o czymś takim jak linia frontu?
Linia frontu w sensie wojny pozycyjnej to właściwie jest twór dwudziesto-, może dziewiętnastowieczny - wcześniej opierano się raczej na fortyfikacjach i wojnie podjazdowej. A skoro pierwszą i właściwie jedyną poważną twierdzą stojącą na drodze do zwycięstwa jest samo King's Landing, to właśnie tam wszyscy zainteresowani maszerują - Danka i Jon żeby zdobyć, Cersei żeby się obronić.
Czy cała armia Cersei jest schowana za murami tego zamku?
Jeśli tak to czemu nie otworzyli bram i nie wypuścili ich wszystkich na tą grupkę Daenerys co sobie podeszła blisko? Przecież samej Złotej Kompanii jest 20,000, a są jeszcze siły Królewskie, których jest więcej.
Pomijając już to, co pisałem w poprzednim poście: bo w chwili gdy przez bramę wyjechałoby wojsko, Daenerys wsiadłaby na smoka i odleciała w siną dal. Straciłaby z 80-100 widocznych tam ludzi (znikoma wartość wobec tego, na co obie strony się szykują), dwóch doradców i jednego generała - w zamian dostałaby kilkaset tysięcy cywilów, którzy zaczęliby się zastanawiać czy może jednak nie lepiej wpuścić Daenerys do środka, nie stawiać oporu i nie pozwolić jej sobą rządzić.
Przypomnę też, że w Westeros właściwie nie ma czegoś takiego jak siły królewskie: w samym King's Landing są złote płaszcze, ale to nie jest wojsko tylko straż miejska. Armia królewska to armia poszczególnych lordów, którzy przysięgali królowi wierność - w tym przypadku są to wątłe siły Lannisterów (uszczuplone przez Wojnę Pięciu Królów, szturm na Highgarden i późniejszy atak Daenerys), ludzie Eurona (które tak naprawdę nie są wyszkoloną armią tylko bandą piratów-łupieżców) oraz Złota Kompania, której wbrew pozorom może właśnie być najwięcej.
Albo czemu nawet nie wykorzystali faktu, że siły Jona są daleko i czemu sami nie zaatakowali wszystkimi siłami 50% sił Daenerys, które szło do KL?
Bo to byłaby podobna głupota jak bitwa pod Winterfell, gdzie połowa armii zdechła se przed murami, zamiast bronić się w środku xD Co więcej można podejrzewać, że nie wiedzieli gdzie i kiedy Daenerys wyląduje, skoro Euron przybył do miasta tuż przed nią, zatem nie wiedzieli też gdzie skoncentrować swoje siły, nie mogli wybrać dobrego miejsca na stoczenie bitwy. A złe miejsce ich nie urządza, bo taką bitwę albo by przegrali, albo ponieśli takie straty, że atak Jona byłby już tylko formalnością.
Czemu nie ustawili linii frontu w jakimś strategicznym punkcie, np tam gdzie siły Robba nie mogły iść na południe bez małżeństwa z córką Lorda Freya? Skoro mają przewagę na morzu to Daenerys nie zrobi im desantu na plecach.
Bo wbrew temu, co ludzie od czterech sezonów mówią, teleportacja nie została jeszcze w Westeros odkryta. Armia Jona wyruszyła z Winterfell właściwie następnego dnia po bitwie, a Cersei czekała z dalszymi działaniami wojennymi na jej wynik - zanim się dowiedziała kto wygrał i co dalej planuje, nie miała już żadnych szans zdążyć ze swoją armią do wspomnianego przez Ciebie zamku.
Czy generałowie Cersei mają w ogóle jakiś plan? Nie chcą się zmierzyć z połową sił Daenerys teraz, to w następnym odcinku zmierzą się jeszcze z siłami Jona naraz. Tylko tyle, że mogą się bronić w zamku. No ale OK, powiedzmy, że Danerys nie zaatakuje ich w tym zamku i zajmie sobie całe Westeros i będzie sobie rządziła, ba, może nawet nową stolicę ustanowić. I co wtedy? Wiem, że to bajka, więc może nie powinienem tutaj aż tak głęboko wchodzić w analizę, ale w końcu nawet by im się hajs skończył na żarcie, skoro cała ekonomia zamknięta byłaby w murach zamku a 50 mln ludzi pracowałoby na Daenerys.
Daenerys nie będzie sobie rządziła, bo konsekwentnie powtarza, że Żelazny Tron jej się należy i chce go mieć. Albo zaatakuje zamek, albo przynajmniej rozpocznie oblężenie i weźmie ich głodem (co radził jej Tyrion). Przecież bardzo konkretnie przedyskutowali możliwe scenariusze: Cersei nie spotka się z nimi w polu, bo ma za mało sił żeby wygrać, będzie się chciała bronić w mieście. Żelazna Flota nie dostarczy do miasta więcej żywności, bo Yara Greyjoy opanowała Żelazne Wyspy i nadciąga z dodatkowymi statkami, które wspomogą morską blokadę miasta. Danka chce wziąć miasto szturmem; Tyrion i Varys radzą jej żeby tego nie robiła tylko poprzestała na oblężeniu i poczekała aż ludzie w środku się zbuntują przeciwko Cersei; Cersei zaś nie ma za bardzo wyboru, ma za mało wojska żeby walczyć, więc całą swoją strategię opiera na podkopaniu reputacji Danki: zmuszeniu jej do zaatakowania miasta i wyrżnięcia cywilów, którzy się w środku schronili.
Zakładki