A co na temat ma do powiedzenia Robert Biedroń? - Potwierdzam, uczestniczyliśmy w takim zdarzeniu, byliśmy jako pierwsi na miejscu tego wydarzenia, ale nie chciałbym tego upolityczniać - stwierdził pytany o tę historię.
Biedroń dodał, że był "świadkiem sytuacji tragicznej, sytuacji, w której brało udział małe dziecko". - Dwuletni chłopczyk, którego musieliśmy wyciągać z tego samochodu, ten samochód się palił, ten wypadek wyglądał naprawdę strasznie - dodał.
Pewną niespodzianką jest jednak to, co usłyszeliśmy od rzecznika stołecznej policji, Sylwestra Marczaka. - Tak, taka kolizja miał miejsce. Spowodował ją policjant, który wymusił pierwszeństwo na drodze. Został już ukarany mandatem - stwierdził Marczak.
- Policjant zaraz po zdarzeniu wybiegł z auta, uwolnił z fotelika swojego syna i wyciągnął go z wnętrza auta, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo - opowiada WP Marczak. - Ten człowiek chciałby za pośrednictwem mediów serdecznie podziękować kobiecie, która pojawiła się pierwsza na miejscu wypadku i która wzięła na ręce dwuletniego Bartka. To ta pani również, dała policjantowi gaśnicę - opowiada WP Marczak.
Ojciec chłopczyka sam gasił swoje auto, przerwał jednak tę czynność, gdy chłopczyk się rozpłakał. - Przejął z powrotem opiekę nad chłopcem, który był dla niego najważniejszy - opowiada Marczak.
Z relacji rzecznika stołecznej policji wynika, że na miejscu wypadku zatrzymało się kilka samochodów. Kierowcy wskazali policjantowi auto, w którym policjant mógł schronić dziecko przed chłodem. Okazało się, że samochodem tym podróżował pan Biedroń - tłumaczy WP Sylwester Marczak.
Zakładki