Chciałam podzielić się z Państwem moimi doświadczenia związanymi z pewnym ładunkiem oraz przestrzec, tak aby nie spotkało to Was w przyszłości. Zacznę od początku.
Zadzwonił do nas klient z prośbą o wycenę ładunku z Luxemburga ??do UK??. Została podana stawka oraz z Jego strony akceptacja oferty. Po chwili otrzymujemy zlecenie w formie mailowej. Załadunek w Luxemburgu o godz 19:00 dostawa bezpośrednia do Anglii. Klient deklaruje płatność z góry- czyli dla przewoźnika wymarzona sytuacja. Podejmujemy towar, dostarczamy zgodnie ze zleceniem. Wystawiamy fakturę na dane wysłane przez klienta, choć przyznam, że trochę musieliśmy powalczyć o prawidłowy NIP. Po rozładunku sms od klienta, że pełen profesjonalizm i bardzo dziękuję za transport oraz deklaracja, że w przyszłym tygodniu będzie potrzebował kolejną partię wysłać do Anglii.
Zleca nam kolejny transport, a potem jeszcze jeden. Wszystko bez zarzutów. Jeden z kierowców zgłasza nam, że ów transport wydaje mu się co najmniej dziwny. Podczas załadunku auto wjeżdża na „garaż” zamyka się za nim roleta, następuje załadunek, zostaje założona na linkę celną plomba, kierowca nawet nie zbliża się do towaru. W dokument CMR wpisane jest, że towar jest z Niemiec. Towarem podobno były raz buty, raz rowery. Rozładunek natomiast w Dover –pod podaną firmę podjeżdża samochód na który w trybie natychmiastowym przerzucany jest towar, który odjeżdża w zasadzie z piskiem opon. Kierowca stwierdzą, iż palety były zbyt ciężkie, aby były w ich np. buty. Troszkę zaniepokojeni tymi doniesieniami próbujemy zweryfikować to u innego kierowcy, który również jechał z tym towarem. Potwierdza to, aczkolwiek On nie widzi w tym nic dziwnego. Więc mamy dwa zupełnie inne relacje na ten sam transport.
Gdy klient zleca nam po raz kolejny przewiezienie tego towaru osobiście dzwonie na policję, aby mieć czyste sumienie, ale przede wszystkim z obawy, iż jeśli jest to jakiś niedozwolony transport to zachodzi podejrzenie, że wcześniej lub później jak coś na rozładunku w tej ciemnej uliczce pójdzie nie tak, to kierowca może przypłacić to życiem.
Sytuacja miała miejsce 29 kwietnia 2019r – to właśnie w tym dniu o godz 19:00 mieliśmy podjąć kolejny transport. Niestety nie byłam wtedy w kraju, więc telefonicznie zgłosiłam całą sprawę na Policję w miejscowości, w której mamy siedzibę (Libiąż). Przedstawiłam całą sytuację tłumacząc, iż niestety nie jestem w stanie zgłosić się osobiście ale zachodzi podejrzenie, że transport, który mam podjąć może pochodzić z jakiegoś nielegalnego źródła. Zaprosiłam policje do biura po komplet dokumentów (zlecenie, cmr, nr telefonów, wydruki gps) tak aby mogli działać. Po chwili w naszym biurze zjawili się funkcjonariusze , którym przekazaliśmy wspomniane wcześniej potrzebne rzeczy. Będąc w stałym kontakcie telefonicznym z osobą prowadzącą śledztwo na szczeblu naszego miasta usłyszałam, iż mamy podjąć w/w ładunek oraz nie informować kierowcy o działaniach jakie szykuje Policja. Przekazaliśmy również na wniosek funkcjonariusza przejścia graniczne, którymi kierowca pojedzie oraz przeprawę jaką będzie jechał. Uspokajano nas aby nie martwić się niczym, gdyż sprawa została zgłoszona do Biura Międzynarodowej Współpracy Policji i organy odpowiednie państw członkowskich będą tą sprawę koordynować.
Zatem czekamy- pełni wiary w to, iż to co robimy jest słuszne, wszak chcemy sprawdzić, czy to tylko nasza wybujała wyobraźnia, czy też mamy intuicję i ty samym przyczynimy się do ujęcia przestępców.
Nad ranem tracimy kontakt z kierowcą. W godzinach dopołudniowych telefon naszego kierowcy odbiera tłumacz informując nas, iż nasz kierowca został aresztowany za przemyt. Jeszcze wtedy nie znamy żadnych szczegółów i nic od tłumacza nie możemy się dowiedzieć. Dzwonie zatem na komendę w Libiążu, mówiąc, iż potrzebuję pomocy w celu ustalenia co się dzieje. I wtedy słyszę: „proszę Panią ale to nie nasza sprawa, my się tym nie zajmujemy”. Pełna oburzenia wyrzucam dyżurnemu, że przecież to Oni kazali nam podjąć towar, nie informować kierowcy, a teraz On siedzi w areszcie tak naprawdę nie mając o niczym pojęcia. Moje pretensje nie przyniosły żadnego rezultatu.
Kolejny telefon wykonuje do Konsulatu we Francji. Tam spotykam się z zupełną ignorancją. To nie jest sprawa dla nich- proszę wyjaśniać z Policją (osoba, która odebrała telefon nie chce podać nawet swoich danych personalnych gdy o nie poprosiłam, twierdząc, że nie ma obowiązku i jeśli zajdzie potrzeba to przełożeni jego głos zidentyfikują). Komenda w Libiążu przestaje odbierać mój telefon (3 próby połączenia) zatem dzwonię z innego numeru i telefon momentalnie zostaje odebrany. Proszę o połączenie z Komendantem i moja prośba zostaje odrzucona, zatem zmuszona jestem skłamać, że dzwonie w sprawie dotyczącej gminy, zostaje z Nim połączona- a z Jego ust słyszę dokładnie to samo, my nic zrobić nie możemy. Nawet moje prośby o kontakt z jednostką do której ta sprawa była zgłaszana spotyka się z odmową. Nie uzyskuję informacji w jaki sposób zostało moje zgłoszenie przekazane dalej, a tylko ironiczne zapytanie: „czy w czymś mogę Pani jeszcze pomóc?”.
Totalna bezsilność. Za którymś razem ponownie udaje nam się skontaktować z tłumaczem, który odbiera telefon naszego kierowcy- wtedy dowiaduję się, że jest dobrze traktowany, właśnie przesłuchiwany przez prokuratora i, że w dniu dzisiejszym opuści areszt. Dowiaduję się również, że nic nie wiadomo na temat tego, iż to ja zgłosiłam sprawę na policję. Musimy wpłacić 5 tys euro kaucji jeśli chcemy odzyskać samochód. Towar przemycany to sprasowany tytoń o wartości 260 tys. Euro.
Wysyłamy pieniądze na konto karty firmowej, którą kierowca ma przy sobie. Próba zapłaty = niepowodzenie. Pomimo środków na koncie i wystarczającego limitu nie udaje się uregulować należności. Myśląc, że kierowca karty z jakiegoś powodu zapewne uległa uszkodzeniu wysyłamy tam innym pojazd aby wypłacił pieniądza z bankomatu jak zasugerowała Douana we Francji. Przyjeżdża po ok 2h nasz kierowca z gotówką, aby usłyszeć, że niestety jest za późno, gdyż osoby, które zajmują się tą sprawą już poszły do domu i będą dopiero pojutrze, gdyż jutro (1 maja) we Francji jest święto. Kierowca zatem zostaje odstawiony przez kolegę do hotelu w oczekiwaniu na 2 maja.
Z samego rana stawia się u celników celem dokonania opłaty i wtedy słyszy, że oni nie chcą gotówki. Mimo, iż kazali nam ją wypłacić teraz jej nie chcą. Chcą mieć pieniądze na koncie. Emocje sięgają zenitu. Wysyłamy kierowcę do banku, aby dokonał wpłaty na ich konto. W banku mówią, iż nas nie przyjmą, gdyż nie jesteśmy umówieni a Oni są małym oddziałem. Jedziemy zatem do większego aby tam dokonać wpłaty. Tam zajmuje się nami pracownik, niestety po telefonie do celników informuje nas, że Oni nie chcą wpłaty tylko przelew i bank tym samym nie może od nas przyjąć tych pieniędzy.
Wiedzieliśmy, że emocje nic nie dadzą i musimy zrobić ten przelew dla świętego naszego spokoju, aby odzyskać zatrzymany pojazd. Na ten moment auto jeszcze nie zostało odebrane, czekam na to, iż uznają, że środki mają już na koncie.
Ja w poniedziałek tj. 6 maja byłam na komendzie w Libiążu z chęcią złożenia wniosku, o to aby zostały mi wydany dokument mówiący o tym jak wglądało moje zgłoszenie. Otrzymałam kartkę papieru i powiedziano mi: „proszę napisać co Pani chce”- zatem napisałam. Poprosiłam również o nagrania z rozmów telefonicznych i od razu otrzymałam odpowiedź od dyżurnego, że „jak ja sobie to wyobrażam? Że policja ma to niby na płytę nagrać?” – cała wypowiedź w formie ironii. Zatem odpowiedziałam, że mnie to nie interesuje w jaki sposób to mi udostępnią ale potrzebuję mieć całą dokumentację sprawy oraz nagrania, które zapewne będą mi potrzebne przy dalszym czynnościach wyjaśniających całą zaistniałą sytuację. Zostawiłam mój wniosek i otrzymałam zapewnienie, że skoro zależy mi na czasie to w środę będzie to przygotowane- choć jedna dobra wiadomość pomyślałam.
W dniu dzisiejszym (czwartek) odwiedził nas funkcjonariusz policji celem poinformowania mnie, iż mój wniosek powinien być złożony na specjalnym druku (wczoraj miałam uzyskać notatkę, a dzisiaj dopiero informacja, że zły druk). Zatem zadaję mu pytanie jak to jest, że osoba siedząca na dyżurce o tym nie wiedziała podając mi kartkę i przyjmując wniosek. On nic nie wie, On tylko został poproszony o dostarczenie mi tego oraz poinformowanie, że muszę jeszcze wnieść opłatę skarbową w wysokości 17zł aby mogli w ogóle przyjąć wniosek- pada odpowiedź. RĘCE OPADAJĄ.
Tu należałoby już kończy, ale niestety to jeszcze nie koniec. Mój pracownik w dniu dzisiejszy podejmuje zlecenie z Luxemburga do Anglii – tym razem firma z giełdy. Na szczęście wyczuleni analizujemy wszystko. Co prawda załadunek jest w innym miejscu, ale po weryfikacji z kierowcą okazuje się, że adres podany w zleceniu nie był właściwy- spod tego adresu został przekierowany na inny gdzie podążał za innym samochodem. Towar tym razem to dachówka – ale o dziwo też z Niemiec. Zadzwoniłam do zleceniodawcy, czy wyraża zgodę, aby po załadunku zerwać plombę i sprawdzić co jest towarem –opowiadając mu oczywiście całą naszą historię. W międzyczasie sprawdzamy GPS miejsce załadunku to dokładnie ten sam magazyn. Mamy jasność, że to ponownie ten sam przemyt. W tym czasie na firmie załadunkowej pojawia się boss –mały, gruby. Gdy zauważył nasz pojazd (auta mamy opisane) poinformował magazynierów, że ta firma nie może z tym jechać- doskonale wiedział, że my jesteśmy spaleni w porcie. Nasz zleceniodawca również otrzymał informację, że towar został anulowany, gdyż ktoś inny z nim pojedzie. Nikt z nas nie protestował, gdyż oboje wiedzieliśmy czym to pachnie.
I teraz podsumowanie: w załączniku wysyłam zrzut z GPS oraz współrzędne miejsca załadunku, gdzie ładują nielegalny towar. Zwróćcie uwagę, czy ktoś nie próbuje Wam tego wcisnąć. To tak dla przestrogi dla Was i z obawy o bezpieczeństwo kierowców.
.Reasumując- wygląda na to, że gdybym nie zgłosiła tej sprawy na policję poniosłabym dokładnie te same konsekwencje co teraz, a mogła jeszcze na tym zarabiać- czy warto pomagać? No cóż, zaczynam powoli w to wątpić.
Zakładki