Adies napisał
@
Oryks ;
Nadzieja matka glupich, a gdzies widzialem statystyke, ze osoby z depresja maja srednio wyzsze IQ.
I ja twierdzę, że lepiej być głupcem niż sierotą. Nie od wczoraj wiadomo, że głupcy przeważnie byli szczęśliwsi od pozostałych. Tak naprawdę trudno moim zdaniem zdefiniować depresję. Owszem, powszechnie już wiadomo co to jest i z czym to się je, ale w swoim życiu miałem trzy lata, które dosłownie mnie zabijały. Nie potrafiłem odczuwać przyjemności z niczego, satysfakcji itd. Wjebałem się w alkohol, drugi etc. ale jednocześnie nie miałem depresji, bo nikt tego u mnie nie stwierdził. Inb4 było iść do psychiatry. Czy można powiedzieć, że miałem depresję, ponieważ każdego ranka kiedy otwierałem oczy myślałem jak ze sobą szybko skończyć i kurczowo trzymałem się byle powodu do życia, by tego nie zrobić, a teraz czy możemy powiedzieć, że wyleczyłem depresję, bo jestem szczęśliwy, mam dobrą pracę, kochającą dziewczynę i wspaniałych przyjaciół? Zresztą, gdyby nie Ci przyjaciele, to pewnie odjebałbym się w ciągu tych trzech lat, bo to Oni byli moim głównym powodem, by nie zrobić nic głupiego. W momencie kiedy przestało mi zależeć na czymkolwiek zacząłem robić niepotrzebne i krawędziowe rzeczy, żeby nie wiem, chyba sobie coś udowodnić. Zazwyczaj nie poruszam tematu tych trzech lat, ale skoro już mamy taki temat, to czemu by nie. Nie wstydzę się tego, że było mi przykro, bo cały świat mi się rozsypał pod stopami i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Jedna z moich loszek generalnie miała stwierdzoną depresję, ale to było takie wymuszone. Zastanawiam się co musiała naodjaniepawlać u lekarza, że to stwierdził. Bo z pozoru była normalna, a pod ciuchami poharatane łapy i biodra. Brzuch też w sumie. I ja nie wiem, może byłem ślepy, ale nie widziałem u niej powodu dla którego miałaby to robić. Dziewczyna z dobrego domu, z masą znajomych, nie musiała się martwić o to czy jutro będzie co jeść itd. Co prawda mówiła mi różne historie, ale jest też mitomanką i sam nie wiem w co mam wierzyć, bo nigdy mi się do żadnego kłamstwa nie przyznała. xD Nawet do tego jak po dwóch dniach od przerywanego stosunku napisała mi, że poroniła. xD
Nieważne. Niezłe historie były. Mam styczność z wieloma osobami, które mają stwierdzoną np. depresję dwubiegunową i są momenty, kiedy są Panami życia i śmierci, bo mają akurat okres manii, a są momenty, kiedy siedzą ze mną, pijemy wino i mówią mi o tym, że oni już więcej nie chcą żyć, i płaczą mi na ramieniu. I ja osobiście nie byłbym w stanie ich tak zostawić, bo jak ja miałem najgorsze momenty swojego życia, to nie mogłem sam ze sobą wytrzymać i potrzebowałem towarzystwa, dlatego wiem, że to jest ważne i ja to robię całkowicie bezinteresownie, bo nauczyłem się kochać tych ludzi. Trudno wyleczyć depresję słowami "weź się za siebie", "zrób coś z życiem". Ja się też tego nasłuchałem i za każdym razem gdy takie słowa padały z ust innych, to miałem ochotę zrobić to samo co Huxter. Farmacja chyba też nie jest wyjściem, ja przez trzy lata doła nie szamałem żadnych psychotropów, bo mnie takie opcje nie grzeją moi mili, ale znam ludzi, którzy lecą na prochach, bo bez tego nie są w stanie funkcjonować w społeczeństwie. I biorą je, żeby nie odjebać jakiejś szopki emocjonalnej przy ludziach. Jakoś to ich w ryzach trzyma, więc tu odwołuję się do posta o tym, że te prochy to słodzik. Gdyby to był słodzik, to po łyknięciu clonazepamu i zapiciu butelką wina pamiętałbym trzy dni ze swojego życia. xD Nie polecam, jednorazowa opcja. Depresja imo to nie jest świadomy wybór i piętnowanie kogoś za to, że ma chujowo w życiu jest karygodne. Bo niektórzy mogą mieć jak moja była, a inni nie będą mieć tak kolorowo.
Zakładki