Micros napisał
Głupszym to już się chyba nie da być XD
No i kogoś to dziwi? Przecież polskie drużyny w ogóle nie potrafią grać w piłkę. Nie potrafią grać składnie, dominować, pokazywać wyższości; potrafią tylko przeszkadzać, bohatersko "bronić Częstochowy", czy jak to mówił Michniewicz - "cierpieć na boisku". I czasem ewentualnie rzucić się w ułańskiej szarży z szabelką na czołg (tzw. "polska szkoła kontry").
Kiedyś myślałem, że to efekt takiego polskiego kompleksu niższości względem Zachodu. Bo kiedy przyjechał Benhakker i zaczął opowiadać oczywiste oczywistości, że w Polsce rodzą się takie same talenty, jak wszędzie na świecie, to każdy rozdziawiał gębę. Bo my zawsze musimy być tym małym, biednym, pokrzywdzonym przez los i sędziego. I tym, przeżywającym "piękne porażki".
Tylko jakoś w innych sportach nie ma takiego problemu. W jakiejś śmiesznej siatkówce, to nawet jak wystawiamy drugi, czy trzeci skład, to liczy się zwycięstwo, a nie żeby się "fajnie pokazać", "poszarpać" i "próbować". Wiadomo, że w stosunku do piłki to jest niszowy sport, że kasa dużo mniejsza itp. itd., no ale kurwa, my nawet z Łotwą czy jakąś tam piątą drużyną ligi gibraltarskiej nie potrafimy wystąpić z pozycji siły. Kiedyś myślałem też, że to kwestia poziomu piłkarzy, bo grając jakimiś Głowackimi, Sobolewskimi i Matusiakami, to może i było uzasadnione myślenie. Ale teraz widać, że nieważne jak dobrych piłkarzy byśmy mieli, to i tak niczego nie zmienia. Możemy mieć ludzi, którzy w mocnych ligach z pozycji siły występują na co dzień, a potem złożyć z nich drużynę i będą zesrani okopywać się we własnym polu bramkowym i walić lagę do przodu.
Nawet kiedy spotykają się dwie polskie drużyny, to nadal nikt nie potrafi być tą lepszą. Każdy przekonuje, że to ci drudzy są faworytem, każdy chce przeszkadzać, "grać na zero z tyłu", "realizować założenia", a nie grać w piłkę. ŻADNA polska drużyna na poziomie profesjonalnym nie potrafi rozegrać pół ataku pozycyjnego. Ale co gorsza, nawet nie próbuje! Dlatego ta polska liga jest tak mierna i zupełnie nie do oglądania.
Bo nawet jeżeli ktoś już się wyłamie ze schematu i będzie chciał rozgrywać, to zaraz przyjedzie jakiś Probiesz czy inny Stokowiec, wystawi ośmiu defensywnych pomocników, pokopią trochę po autach, trochę po kostkach, pograją na czas, a z przodu "coś tam wpadnie", i na tym się kończy. Nikt nie zdoła się tego rozgrywania nauczyć, bo 3 takie mecze i eksperci wyleją wiadro pomyj (jednocześnie zachwycając się kunsztem takiego Probiesza), kibice będą wkurwieni, a trener na wylocie. Pamiętacie zachwyty nad Góralskim, jak to "wyłączył" Vadisa?
Tylko że w końcu dochodzi do konfrontacji z pierwszą lepszą drużyną, grającą w piłkę. I dziś to już nie będzie Barcelona, czy Real, tylko przyjeżdża jakaś tam Dunajska Streda, czy inny Trenczyn, i sobie pyka piłeczką, ich dyrektor sportowy się śmieje, że polska piłka jest archaiczna i potrafimy tylko walić lagę, a nasi hehe eksperci pierdolą o "walce" i "serduchu". Przecież to trzeba nie mieć wstydu.
Wszędzie na świecie chcą grać w piłkę, nawet amatorska drużyna z Gibraltaru próbuje grać w piłkę, tylko my WALCZYMY i ZOSTAWIAMY SERDUCHO.
I teraz dochodzimy do sedna. Jak zaczyna się rozmowa o polskiej piłce i siłą rzeczy schodzi na temat decydentów w typie Bońka, to zaraz się zaczyna: ALE CO ON MOŻE?? CZY TO JEGO WINA, ŻE PREZESI KLUBÓW SĄ TACY UŁOMNI??
Nawet w tym temacie niejednokrotnie padał taki frazes! Więc pytam kurwa, czy przykład nie idzie z góry? Przecież to, co pokazuje reprezentacja to jest właśnie modelowy przykład narodowego kopania się po czole. I nie pierwsza reprezentacja, tylko KAŻDA. W każdym roczniku mamy pozatrudnianych wuefistów, Brzęczków, Magierów, Dornów i innych Michniewiczów - magów od "cierpienia". Potem jak się raz na ruski rok uda wygrać z jakimiś Włochami, oczywiście "cierpiąc", to każdy wniebowzięty, jaka to super młodzieżówka. Ale przecież to jest idealny przykład, bo ta drużyna w taki sam sposób jak z Włochami, to grała w eliminacjach z Wyspami Owczymi, dwa razy ledwo ratując remis.
Dlatego tym większy mam szacunek do Lewandowskiego, bo on jako jedyny po tym meczu z Włochami powiedział głośno, że tu się nie ma z czego cieszyć, że my nie gramy w piłkę i że z takich "cierpiętników" i tak nie będziemy mieli pożytku. W tym czasie prezes Boniek chodził cały w skowronkach, a na podobne opinie się oburzał i burczał, że "przecież polscy piłkarze nie mogą grać jak hiszpańscy". Nie mogą bo co? Bo on tak powiedział? Bo się różnią anatomicznie jak jamajscy biegacze? Bo tam jest słońce, a u nas nie? BO CO KURWA?
Na kreowanie takiej rzeczywistości Boniek też nie ma wpływu? Na spijających słowa z jego ust, zaprzyjaźnionych dziennikarzy, którzy wynoszą na piedestał kopaczy (nie piłkarzy) za "mądre faule" i zachwycają się fajną "fizyczną" ligą, w której "każdy może wygrać z każdym" (bo nikt nie umie grać w piłkę) też nie? I na sędziów, którzy dają przyzwolenie na taktykę faulowania i gry na czas? A na tzw. "narodowy model gry"? Na "szkołę trenerów"? Na co on do kurwy ma wpływ? Dlaczego po 7 latach rządów tego pierdolonego zbawiciela, jesteśmy jeszcze gorsi i wychowujemy kolejne pokolenia niedojdów, owoce gry z konieczności (bo odgórny nakaz) z głównym zadaniem, by przede wszystkim nie ryzykować i niczego nie spierdolić?
Kto kurwa najbardziej forsuje "polską myśl szkoleniową", kiedy potrzebujemy trenerów, którzy nie będą przesiąknięci tym myśleniem, że musimy być gorsi?
Przeczytajcie sobie wypowiedzi pomeczowe na 90minut.pl. Wypowiedź "trenera" Brzęczka zaczyna się od "musimy być zadowoleni", a dalej jest o tym, że "gra na zero była najważniejsza". Z kolei Lewandowski mówi o tym, że "walka" wynikała z naszego braku gry, że nie potrafimy rozgrywać, budować akcji, że wiele trzeba zmienić i że "na kolejnym zgrupowaniu musimy się pojawić z przekonaniem, że w każdym następnym meczu walczymy o trzy punkty".
To jest właśnie ten kontrast między pseudotrenerem, który był pseudopiłkarzem, a prawdziwym piłkarzem. Jeden chce grać ofensywnie i wygrywać, a drugi chce grać na 0 i cieszy się z remisu. I wg mnie Lewandowski jest jedynym człowiekiem, dzięki któremu cokolwiek mogłoby się zmienić, bo jako jedyny wydaje się zdawać sobie z tego wszystkiego sprawę i jednocześnie ma wystarczający autorytet, by skonfrontować się z blaskiem nadprezesa, jego kliką, i ludzi jemu podobnymi. Tylko niestety, musi zacząć mówić jeszcze bardziej wprost, a nie tylko między wierszami, żeby do tego polskiego głupiego społeczeństwa coś dotarło i przestało się zachwycać "serduchem" i "walką", a w końcu zrozumiało, że tu chodzi o granie w piłkę. Chociaż znając życie, i tak skończyłoby się na tym, że ma się nie wymądrzać, bo sam nie walnął hattricka i w ogóle to woli strzelać dla Niemców.
Zakładki