Co jakiś czas zamierzam tu zamieszczać kolejne rozdziały pisanej przeze mnie aktualnie powieści (nie traktuję tego jakoś mega poważnie).
Zawsze chciałem stworzyć jakiś świat którym ludzie będą się fascynować, mam nadzieję, że wam się podoba. Chciałem napisać trochę więcej przed pierwszą publikacją, ale najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się czekać. A sam wiem z własnego doświadczenia, że już pierwsze zdania książek potrafią zaciekawić, mam nadzieję, że mój początek wam się spodoba :)
Myślę, że kolejny rozdział pojawi się w około środy, pozdrawiam!
Kroniki Strzaskanego Królestwa
Czerwony Księżyc
Rozdział I.
System szkolenia wojskowego Cesarstwa Elihm do dziś uznawany jest za wzór. To właśnie na nim wzorowali się Efańczycy i dzięki temu stworzyli swoje imperium, które w przeciągu 50 lat stało się prawdziwym mocarstwem, siejącym strach pośród innych nacji.
Ethenebian, wędrowny historyk sztuki wojennej, 127 rok czerwonego księżyca
Gdy niebo nad obozem Efańskim rozświetliły czary, Torim wiedział już w tym momencie, że to będzie kolejna ciężka noc. Nie wiedział ile czasu już minęło odkąd tu przybył, ale dotykając swojej brody i wczuwając obfity zarost, stwierdził, że już wystarczająco wiele by się w końcu ogolić, niestety problem polegał na tym, że w tym zawszonym obozie nikt nie posiadał brzytwy, a o golibrodzie już nie wspominając. Na dodatek ataki Trechlów z mokradeł zamiasta słabnąć wciąż się nasilały.
- Cholera – rzekł Torim – Wybijamy już te ścierwa od miesięcy, a oni wciąż atakują, mało tego, ich siły są coraz liczniejsze.
- Co się dziwić – odrzekł mężczyzna biegnący obok – te cholerstwa rozmnażają się jak króliki, nie zauważyłeś, że walczymy z coraz młodszymi Trechlami? Podobno Trechle osiągają dorosłość w zaledwie 4 miesiące, Marak jeden wie, jak dużo tego cholerstwa kryje się jeszcze na tych bagnach.
- Czyli po prostu musimy ich wyrzynać szybciej niż się rozmnarzają, co nie Rado?
- Masz cholerną rację Torim.
***
Torim biegł wraz z Radem w stronę głównego wyjścia z obozu, ze wszystkich stron słychać było grzmoty i jęki, a widok co chwile przysłaniały rozbłyski Trechlańskich i Efańskich czarów.
Przy bramie trwała krwawa jatka, Elfańscy wojownicy stali w zwartym szeregu i bronili wejścia do obozu przed napierającą Trechlańską ciężkozbrojną piechotą, jednak Ci nie poddawali się łatwo, byli pewni wygranej dzięki swoim strzelcom i magom stojącymi za ich plecami.
- Te gady nigdy się nie nauczą – za każdym razem robia to samo i za każdym razem przegrywają – rzekł Torim.
- Cóż w końcu to banda idiotów którzy potrafią się tylko grzać jak pieprzone króliki.
- A moment w którym posłali ciężką piechotę na przód, nie zabezpieczając przy tym tyłów, był chwilą, w której wygraliśmy w tej bitwie.
- Taa… Węszyciele już wyruszyli, zaraz się zacznie.
Wten nastąpił wybuch czarów, a Trechlańscy czarodzieje i łucznicy zmieniali się w popiół pod wpływem wybuchów Efańskiej magiii, natomiast ciężkozbrojni którzy stracili wsparcie z tyłu zaczęli w popłochu rozpiechrzać się we wszystkie strony i zostając tym samym łatwym łupem węszycieli.
- Przerażają mnie te skurwysyny
- Mówisz o węszycielach?
- Tak, rozmawiałeś kiedyś z jednym z nich? Bo ja nie. Znaczy nie tyle co nie próbowałem, bo starałem się, ale te fanatyczne psychole nawet nie zwracały najmniejszej uwagi na to co mówię. Marak jeden wie, że kiedyś możemy obudzić się z wyprutymi flakami przez te zimnokrwiste bestie.
- Przesadzasz Rado, poprzysięgli przecież wieczystą lojalność wobec cesarza…
- Czyż sam byś nie przysiągł lojalności w momencie gdy pod twoim klasztorem stoi 40 tysięcy zbrojnych wspieranych przez całą eskadrę magów? Pamiętaj Torim, nikt nie jest do końca lojalny, a wymuszona lojalność jest jeszcze gorsza. Nigdy nie wiesz gdy obróci się przeciw Tobie i wbije Ci nóż w plecy.
- Może i masz rację, módlmy się jednak, byś tej racji nie miał.
- Mam cholerną nadzieję, że jej nie mam...
***
Węszyciele to zaprawdę dziwny kult, a zbadałem już setki różnych klasztorów i kultów.
Nie zmienia to jednak faktu, że zasługi jakie może im przypisać Cesarstwo są naprawdę ogromne.
Doskonała taktyka zawsze była głównym atutem Efańczyków, jednak od momentu podpisania paktu lojalnościowego między Cesarstwem Efańskim a Klasztorem Węszycieli, taktyka ta została jeszcze bardziej urozmaicona dzięki ich umiejętnością. Szkoleni od najmłodszych lat Węszyciele poznają w równej mierze najznamienitsze tajniki magii i skrytobójstwa. A ich sekret zmiany koloru zależnie od otoczenia połączony z węchem przewyższającym zdolności najlepszych Efańskich psów tropicielskich tworzy z nich prawdziwe maszyny do zabijania.
Torak, wędrowiec, 117 rok czerwonego księżyca
Ulice stolicy Cesarstwa – Efanu – jak zwykle były zatłoczone. Tutaj ludność nie odczuwała wciąż trwającej wojny na północy kontynentu, a przesadna liczba patrolów na ulicach dawała tylko ludności powody do narzekań. Wszyscy byli zgodni, że powinno się połowę garnizonu Efanu wysłać na północ aby wspomóc swoich braci w wojnie przeciw Trechlom i Garduinom. Od kilku tygodni krążą pogłoski o podpisaniu sojuszu między Trechlami, Garduinami i Devańczykami zza morza, a to może doprowadzić do klęski północnej kampani, w szczególności, że od 6 miesięcy nie były tam wysłane żadne posiłki pomimo wciąż trwającej rekrutacji do armii.
Niektórzy spekulują, że taka liczba patrolów w Efanie spowodowana jest obawami Cesarza przed buntem, a od kiedy Cesarz przestał w ogóle przemawiać i wychodzić ze swojego pałacu spekulacje te nasiliły się jeszcze bardziej. Jednak jeśli dojdzie do zawarcia sojuszu między barbarzyńcami z północnych krain a Devańczykami z zachodniego lądu, to Cesarz będzie zmuszony wysłać dodatkowe wojska na północ. To strategiczny punkt Cesarstwa Efańskiego, to właśnie tam przechodzą główne szlaki handlowe, wiodące na wschód do zielonych krain Nowego Kadastanu i zarazem największego portu na kontynencie Latheńskim.
***
Kador jak zwykle o tej porze siedział w knajpie pod mocnym kielonem, zmęczony po całodziennej pracy w swoim alchemicznym laboratorium przychodził tutaj zaspokoić swoje pragnienie Efańskim ryżowym piwem, które co prawda nie należało do najtańszych, ale było warte swojej ceny. Niestety bycie alchemikiem nie dawało sporych pieniędzy, więc Kador rzadko miał okazję upoić się tym trunkiem w większej ilości niż dwóch do trzech kufli.
Sącząc samotnie piwo słuchał różnego rodzaju plotek rozpowiadanych na około, w sumie większość nich go nawet nie interesowała, ale czasem dało się usłyszeć rozmowę o jakichś rzadkich roślinach które ktoś znalazł w okolicach miasta. Najwięcej jednak słyszał o wojnie na północy, o tym, że cesarz ukrywa się w swoim pałacu i oczywiście o sojuszu pomiędzy Trechlami, Garduinami i Devańczykami…
- Jakby mnie ta wojna w ogóle obchodziła – mruknął pod nosem Kador – wszyscy tylko o niej jakby była jedyną rzeczą na tym świecie – uciął gdy podejrzliwym wzrokiem spojrzał się na niego siedzący stolik obok strażnik miejski.
- Masz coś przeciwko tej wojnie alchemiku? – Warknął strażnik.
- Dopóki toczy się 2500 mil od mojego domu to nie mam kompletnie nic przeciwko niej – odpowiedział z uśmiechem Alchemik
- Niedługo może Ci zejść ten uśmieszek z twarzy, jeśli dojdzie do sojuszu i Devańczycy wyślą swe armię w odsieczy północnym krainom, bądź pewien, że pomaszerujesz na północ.
- Och, wierz mi strażniku, zrobiłbym to z wielką przyjemnością – odrzekł ironicznie Kador.
Strażnik szybko opróżnił swój kufel Efańskiego taniego Ale – jak to można w ogóle pić pomyślał Kador – wychodzi na to, żę spożywany trunek jest współmierny do inteligencji spożywającego – będę musiał to gdzieś zanotować, może przydać się w późniejszych badaniach.
Gdy alchemik dopił już swoje „ryżowe” i chciał wstać aby udać się do domu na zasłużony spoczynek, ktoś położył mu rękę na ramieniu i zmusił do ponownego usadowienia się na krześle.
- Poczekaj proszę chwilę drogi Alchemiku – powiedziała niska, rudowłosa, jasnoskóra kobieta.
- Kim jesteś droga damo? Nie zwykłem widywać tu kobiet, no, może poza grubom Gertom z kuchni, chociaż z drugiej strony to chyba nikt tak naprawdę niema pewności czy nie jest ona czasem facetem…
- Ach drogi Kadorze, słyszałam Twoją rozmowę ze strażnikiem, jesteś inteligentnym człowiekiem, więc zaprawdę zdajesz sobie sprawę z tego, że to co mówił było prawdą i jest wielce prawdopodobne, a wątpię iż uśmiechałoby Ci się maszerować na północ, tym bardziej teraz, gdy sam wiesz co nadchodzi – powiedziała z uśmiechem tajemnicza kobieta.
- Kompletnie nie mam pojęcia o czym mówisz, co prawda nie uśmiecha mi się marsz na północ, jeśli jednak miałby od tego zależeć los cesarstwa… Poza tym skąd znasz moje imię kobieto?
- Nie udawaj głupiego Alchemiku, dobrze wiesz, o co mi chodzi i nie musisz być taki asertywny, nie jestem wysłanniczką cesarza, nie sprawdzam Cię w żadnym stopniu. Poza tym dobrze wiemy kim naprawdę jesteś. W każdym bądź razie jeśli chcesz być „naprawdę wolny”, znajdź nas, a wiem, że potrafisz to zrobić.
Nim Kador zdążył odpowiedzieć kobieta rozpłynęła się w powietrzu, a pomimo wielu osób znajdujących się w barze nikt jej kompletnie zauważył
- Cóż, wygląda na to, że jednak zmuszony jestem pozwolić sobie na jeszcze jedno ryżowe….
***
Zakładki