Valghor napisał
witam,jestem troche nowy into motoryzacja,szukam czegos na 1 auto. moje wymagania przede wszystkim:
- kwota max 5000-6000 mysle
- raczej benzyna no ale jesli bedzie cos fajnego w dieslu to tez spojrze chetnie
- malo awaryjne,zebym nie pakowal co chwile kasy w to
- spalanie zeby bylo w normie
- designowo zeby nie wygladalo jak multipla i w sumie bedzie dobrze
czekam na jakies odpowiedzi i przy okazji argumenty dlaczego to tez by byly spoko
dzieki wielkie cheers;)
Jedyną słuszną propozycją w tym budżecie jest... możliwie najtańsze, w zdatnym do jazdy stanie i akceptowalnym dla Ciebie wyglądzie, tak do 2-2,5k max. Serio.
Bo wszystkie te auta, wszystkie co do jednego, to są jebane gruzy. Rzęchy. Szroty, złomy, gówna na kółkach. Dopóki któregoś nie pokochasz, albo przynajmniej nie polubisz, każdy jeden będzie jebaną skarbonką i będziesz pluł sobie w brodę, że przejebałeś na niego tyle hajsu. O ile go wcześniej nie rozjebiesz :)
Nawet jeśli trafiłby Ci się taki w sensownym stanie, co jest bardzo mało prawdopodobne, o ile nie masz kogoś bliskiego, kto naprawdę zna się na temacie i wie jak dobrze sprawdzić auto (wujek rysiek, co to kupił swojego passata 2 lata temu i nic mu się nie psuje, a przy oględzinach gładzi się po wąsie i testowo kopie w opony, nie jest taką osobą), to fakt, że dzisiaj jedzie i nic mu nie jest nie oznacza, że tak będzie za rok. Kupisz zajebistą audiczkę za 6k, po drodze zrobisz jakiś rozrząd, hamulce, światło stopu, a po roku wyjebie Ci się dwumasa, zacznie huczeć łożysko i auto będzie coś słabiej odpalać, więc wypadałoby wymienić świece i przewody. Wiek robi swoje, zmęczenie materiału, po prostu. I z tych wydanych 6k i włożonych półtora odzyskasz cztery, bo nikt nie będzie chciał kupić auta z takimi objawami, więc w końcu się wkurwisz i oddasz komuś problem za śmieszne pieniądze.
A szansa, że będziesz chciał auto zmienić, jest bardzo duża. Bo, sądząc po Twoich jakże kosmicznych wymaganiach, nie wiesz jeszcze czego chcesz od samochodu. A zaczniesz jeździć swoim, zaczniesz więcej jeździć cudzymi samochodami: rodziców, dziewczyny, firmowym, czasem od ciotki pożyczysz, przejedziesz się furą kumpla i możesz dojść do wniosku, że jednak wolisz automat, że jednak chciałbyś rwd, że jednak chcesz coś szybszego, że jednak coupe, a nie jebane kombi, bo nie jesteś trzydziestoletnim smutnym człowiekiem z kredytem hipotecznym i trójką dzieci. Been there, done that. A jeśli nie załapiesz motoryzacyjnego bakcyla, to będziesz chciał od auta tylko jednego - byle Cię nie wkurwiało. A ten rozrusznik, co raz Ci pod marketem powie, żebyś się pierdolił (been there, done that...) będzie Cię wkurwiał już wiecznie, bo strach, że w końcu znowu się na Ciebie wypnie (a chuj wie, jak go tam zregenerowali; coś dłużej ten silnik kręci, zanim odpali czy mi się wydaje????), będzie Cię wkurwiać ta szyba pasażera, która nie chce się opuścić i jak ktoś od tej strony będzie chciał Ci coś powiedzieć, to Ty będziesz musiał albo wyjść z auta xD albo kłaść się na fotelu, żeby otworzyć tej osobie drzwi, a ona będzie musiała wszystko powtarzać, bo Ty chuja słyszałeś xD będzie Cię wkurwiać ta jebana lampka absu, która zapaliła się i nie chce zgasnąć, a przecież wymieniłeś czujnik, wymieniłeś przewody, wymieniłeś wszystko związanego z absem a to pierdolone gówno dalej się świeci!!!!! będzie Cię wkurwiać check engine, który pali się, oczywiście, od zamontowania instalacji gazowej, ale skoro się pali cały czas, to nigdy nie wiesz kiedy dojdzie do jakieś poważniejszej awarii, od skutków której ta cholerna lampka mogłaby Cię uchronić...
Dlatego dopóki nie wyrobisz sobie zdania na temat samochodów i nie ogarniesz się trochę w jeździe, bierzesz kogokolwiek, kto potrafi mniej więcej ocenić czy silnik pracuje równo, czy sprzęgło działa prawidłowo, czy skrzynia chodzi jak trzeba, czy koła się kręcą a auto jedzie jak auto, a nie rozklekotana taczka - czyli kogoś, kto trochę już pojeździł i wie, że jak autem rzuca na boki przy dodaniu gazu, to zrobienie zbieżności tu kurwa nic nie pomoże, i jedziecie oglądać wszystkie najtańsze gówna w okolicy. Corsy za tysiaka, punciaki za półtora, maree za 2 i cieniasy za 700, i bierzesz pierwsze z tych samochodów, na widok którego nie chce Ci się rzygać, które daje się poprowadzić w/w osobie i które swoim ogólnym stanem daje jakiekolwiek nadzieje, że przejdzie następny przegląd.
Gratuluję, właśnie kupiłeś swoje pierwsze auto i zaoszczędziłeś masę kasy, którą możesz odłożyć na kolejnego gruza na wypadek, gdybyś tego rozjebał (a jest zima i polecam z tego skorzystać, to fajne i mądre, a rozjebanie szrotu za równowartość karty graficznej ze średniej półki nie boli tak, jak rozjebanie trzymiesięcznej pensji), którą możesz przejeść, przepić, przebalować, zainwestować w siebie i zrobić sobie dodatkowe wakacje, co jest dużo przyjemniejsze niż szukanie samochodu. Bo, jeśli chodzi o współczynnik przyjemności, to szukanie samochodu można porównać do srania po najostrzejszym kebabie, jakiego w życiu zjadłeś. Przypomnij to sobie i pomyśl, że taki ból dupy będziesz czuł po każdym aucie, które kosztowało w chuj siopy i miało być w dobrym stanie, a okazywało się jebanym gruzem, jak napisałem wyżej. Kiedyś mi podziękujesz, pozdrawiam.
Zakładki