Panowie, ratujcie mojego Pontiaca! xD
Sprawa wygląda tak - niedawno założyłem sobie gaz, co poskutkowało frapującą awarią:
Przy odpalaniu na zimnym silniku (a więc na benzynie), przez pierwszych kilka minut pracuje on mocno nierówno, obroty jednak nie falują, trzymają się na stałym poziomie. Początkową diagnozą było łapanie lewego powietrza z jakichś nieszczelności, które niestety się znalazły, ale zostały wyeliminowane - to nie to. Praca silnika wskazuje na to, jakby go przylewało, strzela z wydechu paliwem (nie parkuje tyłem do aut, bo bym czarne plamy na nich zostawił) i lekko kopci na czarno. Jak mu wdepnąć na te 5-6 tysięcy obrotów, to zostawiam za sobą czarną chmurę dymu.
Problem po chwili ustaje, po osiągnięciu jakiejś konkretnej temperatury - po nocy trwa to dłużej, niż np. teraz, jak mi auto stoi na 30 stopniach w słońcu.
Co mogło mi paść przy zakładaniu tego gazu? Gazownicy wskazali na sondę lub przepływomierz, ale sonda zaczyna przecież pracować po chwili, po nagrzaniu, więc ona nie może być przyczyną moich problemów, a przepływomierza moje auto nie ma w ogóle. Jakieś pomysły? Co może być odpowiedzialne za dawkowanie zbyt dużej ilości paliwa na zimnym silniku? Jakieś pomysły?
Zakładki