Do Szanownych Moderatorów:
Wiem, że istnieje dział, w którym są wiersze jednak tam są same bzdety o życiu i nieszczęśliwych miłościach i wielcy poeci, a moja historia zdarzyła się naprawdę w tibi i jest przygodą. Poza tym ten dział cieszy się większą liczbą komentarzy użytkowników na czym bardo mi zależy. Proszę więc o nie zamykanie mojego tematu ani nie przenoszenie. :( Jeśli już chcecie mnie ukarać to warnem albo banem ale nie zamykajcie tematu. Proszę.
Jak obiecałem tak zrobiłem. Napisałem drugą część.
Polecam czytać chronologicznie.
I część - http://forum.tibia.org.pl/showthread.php?t=293099
3
2
1
Gdy wstałem nazajutrz, sen z powiek otarłem,
Spojrzałem przez szybę na słońca promienie,
Podszedłem do okna i lekko otwarłem,
Choć dzień był przepiękny, walczyłem z sumieniem.
Wyjąłem z szuflady te spodnie błękitne,
By sprzedać je szybko, zapomnieć o sprawie,
Niezwykle leciutkie i dość aksamitne,
Wyszyte nierówno, lecz bardzo ciekawie.
Chwyciłem pod rękę i z domu wyszedłem.
Zamknąłem drzwi kluczem i w miasto ruszyłem.
W niecałe pięć minut do centrum doszedłem,
Stanąłem gwałtownie, gdyż coś zobaczyłem.
Ujrzałem tablicę a nań ogłoszenia,
Od kupców, druidów i wielkich rycerzy,
Ktoś bełty kupuje, ktoś zbroje zamienia,
Ktoś spełnia usługi aż trudno uwierzyć!
Dostrzegłem ofertę, co w rogu wisiała
I szybko swym wzrokiem jej treść prześledziłem.
W jej tekście wiadomość już na mnie czekała.
Ktoś kupi te spodnie, co wczoraj zdobyłem.
Wysłałem list jemu, byśmy się spotkali,
A on odpowiedział na korespondencję,
Że będzie dziś czekał na moście krasnali
Lecz w piśmie swym pięknym krył straszne intencje.
Pobiegłem, więc sprintem na rynek nieduży,
By kupić mikstury i ruszyć już w drogę,
Zupełnie nie świadom ryzyka podróży,
I tego, że będę niedługo czuć trwogę.
Doszedłem na mostek, ujrzałem wojaka,
Podszedłem, więc bliżej by sprzedać spodenki,
Uderzył mnie z miecza zgrywając kozaka
I mało swym mieczem nie odciął mej ręki!
Te spodnie niebieskie to była przynęta,
Udając chętnego chciał kupiec mnie zwabić,
Dopiero przed chwilą zczaiłem klienta,
By pomścić lidera zapragnął mnie zabić.
„Co robisz pajacu? Czy mózg ci wyżarło?
Chcesz robić zadymę? Gdzie indziej zaszalej!”
Lecz chyba nie bardzo do niego dotarło,
Gdyż wbrew mym zakazom bił nicpoń mnie dalej.
Przebrała się miarka, wyjąłem, więc kuszę.
Zacząłem uciekać i strzelać uparcie.
Choć nie chcę zabijać to dziś jednak muszę,
By chronić swój honor i przetrwać to starcie.
Pobiegłem wąwozem by dobiec do miasta,
Gdzie rządzą kobiety i miód z mlekiem płynie.
W nadziei, że spotkam wybawcę dzielnego,
By pomógł mi walczyć w tej pięknej krainie.
Strzelałem wciąż z bełtów a rycerz mnie gonił,
Przyjmował me ciosy na tarczę i zbroję.
Choć mocno obrywał od walki nie stronił,
Gdyż wiedział, że nadal liczymy się dwoje.
Gdy byłem już blisko i bramę widziałem,
To znów pech mnie spotkał. Być gorzej nie mogło.
Przy wejściu do miasta z energii dostałem
I nędzne błaganie mi nic nie pomogło.
To było dwóch magów z tej gildii rycerza
I chcieli mnie zgładzić by pomścić lidera.
Wiedziałem, do czego to wszystko już zmierza,
Gdyż z małej bitewki powstała afera.
Jak małą stonogę podstępem schwytali,
By męczyć i w bólu odnóża odrywać,
By potem zgnieść w palcach i w trawę wywalić
I mieć satysfakcję, że leży nieżywa.
Walnąłem rycerza i celnie trafiłem.
Nie leczył się wojak, gdyż nie miał już czym.
Z bólem i z gniewem osiłka dobiłem.
Od teraz w Hadesie powiedzie swój prym.
Mag z brodą srebrzystą, wzniósł głowę do góry
I krzyknął zaklęcie, co strasznie zabrzmiało.
Gdy słowa powiedział otwarły się chmury.
Zrobiło się jasno i wiatrem zawiało.
EXEVO GRAN MAS VIS!!!
Tysiące błyskawic przeszyło me ciało.
Upadłem na glebę, o skałę otarłem.
Nie miałem już siły, gdyż strasznie bolało
I w wielkich męczarniach powoli umarłem.
I to już jest koniec.
Być może was wzruszy…
Że zginął pan miecza
I poległ mistrz kuszy...
Zapraszam do komentowania. :)
Zakładki